Fragment nr. 5

67 10 1
                                    

Dobra, to jest najdłuższy fragment, jaki powstał i nie ukrywam, że tu nawiazywałam do tego, co się działo w moim otoczeniu. Nie mówię tu o rodzinie, a bardziej o znajomych...
_____

Stary dom Genzie

Pov. Fausti

- Fausti, mogę pożyczyć twój samochód?

Podniosłam głowę w stronę głosu. Był to nikt inny jak Bartek Kubicki, którego fura od dwóch tygodni jest w naprawie i musi być albo podwieziony, albo pożycza od kogoś z genziaków. A aktualnie stał naprzeciwko mnie pośrodku salonu i czekał na odpowiedź.

- Na jak długo? - zapytałam nie przerywając swojej pracy licencjackiej.

- Nie mam pojęcia ile mi to zajmie, ale to jest sprawa życia i śmierci - odparł, po czym usiadł obok. - Prooooszę

Specjalnie wydłużył jedną literkę, co zabrzmiało nieco zabawnie. Przewróciłam oczami.

- Zaraz wracam

Wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju na górę po klucze od samochodu. Oczywiście nie mogłam ich znaleźć, ponieważ znajdowały się w najmniej oczekiwanym miejscu, czyli w moim przypadku - w kosmetyczce. Po chwili wróciłam i podałam klucze starszemu.

- Proszę bardzo - uśmiechnęłam się, co ten na chwilę odwzajemnił kierując się do wyjścia.

- Dzięki, przysłowiowo ratujesz mi tyłek - powiedział, gdy się szykował. - Trochę się spieszę bo muszę być punktualnie

- Nie zgub się - rzuciłam żartobliwie

- Spokojnie, trafię tam gdzie trzeba

Gdy Bartek opuszczał nasz dom Genzie, na jego twarzy zamiast uśmiechu nagle pojawiło się w pewnym sensie zmartwienie. Zaniepokoiło mnie to trochę, bo wydawało mi się, że może być coś, co on może ukrywać przez pozostałymi. Znamy się dosyć długo i do tej pory nie było takiej sytuacji, co oznacza tylko jedno - to może być coś poważnego.

Postanowiłam odłożyć na jakiś czas swoją pracę licencjacką i skupić się na czymś innym. Poszłam do swojego pokoju odpalając na swoim telefonie podgląd kamery z samochodu. Nikt o niej nie wie, bo praktycznie jej nie widać, więc pomimo tego nikt nie będzie czuł się obserwowany, w tym przypadku Bartek.

Minęło z 10 minut od wyjazdu chłopaka, który wydawał się niespokojny, ponieważ zerkał co chwilę na telefon. Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stresie. Stwierdziłam, że wypadałoby go troszkę pocieszyć (o ile się teraz dało to zrobić), więc do niego zadzwoniłam i ustawiłam na głośnik, by nadal mieć podgląd na kamerę.

- Hej Faustynka, dzwonisz żeby się dowiedzieć, czy twoje auto jest w całości? - zaśmiał się zaraz, gdy odebrał ode mnie telefon.

- W pewnym sensie tak - odparłam - Ale chciałam ci tak jakby podtrzymać towarzystwa podczas jazdy

- Ooo jak miło - uśmiechnął się kontynuując jazdę. Jakbym widziała w chwilę totalnie innego człowieka. - Przyda się towarzystwo, nie powiem

Gadaliśmy tak naprawdę o wszystko i niczym, czyli nasza typowa rozmowa.

- A gdzie tak właściwie jedziesz? - zapytam, gdy atmosfera się trochę rozluźniła. Jednak Bartkowi nie było za bardzo do uśmiechu, bo zaczął stukać palcami o oparcie fotela.

- Jadę jedna rzecz załatwić, nic takiego - rzucił szybko, po czym poprawił lusterko, na którym była kamera. Coś próbuje kombinować, widać to gołym okiem.

- Mówiłeś, że jest to sprawa życia i śmierci więc nie wydaje mi się, że nic takiego

Nastała cisza. Chłopak po moich słowach przygryzł lekko wargę.

- To się wkopałem...

- O co chodzi?

Westchnął.

- Nikomu o tym nie mówiłem, ale pewnie i tak to wyjdzie prędzej czy później na jaw, więc nie ma sensu tego ukrywać-

- Chłopie przejdź do sedna, bo się zaczynam martwić - przerwałam chłopakowi. - Co się dzieje?

Kolejna chwila ciszy spowodowała, że coraz bardziej bałam się o Bartka. Nie wiedziałam, co myśleć, gdy odpowiedział:

- Jadę po wyniki badań do szpitala.

Totalnie mnie zatkało.

- J-jakie badania...?

Po jego minie wywnioskowałam, że nie chce zbytnio o tym rozmawiać, ale skoro ma to wyjść potem na jaw, to nie ma odwrotu.

- Jak je odbiorę to się dowiem, czy faktycznie coś było ze mną nie tak, czy sobie to zmyśliłem - powiedział niepewnie. - Zauważyłaś, że w ciągu ostatnich dwóch miesięcy znacznie spadłem z wagi, i że jem mniej od pewnego czasu?

Zastanowiłam się nad jego pytaniem. Nie zwracałam jakoś specjalnie uwagi na posturę chłopaka, ale rzeczywiście, był chudszy niż zwykle. I faktycznie coraz rzadziej go widuje na jakimkolwiek jedzeniu.

- No zauważyłam, ale myślałam że to twój zamierzony cel

- W tym problem, że nie...
Czułam, jak mi serce przyspiesza. Nigdy wcześniej nie bałam się kogoś jak teraz.

- Oby było wszystko okej - powiedziałam ciszej po krótkim czasie.

- Też mam taką nadzieję


Minęło z 20 minut, kiedy Bartek podjechał od szpital i poszedł po wyniki badań. Ja w tym czasie jedyne co zdążyłam zrobić, to zrobić coś szybko do picia, jakąś herbatę. Też chciałam wiedzieć, na czym stoi mój przyjaciel. Obawiałam się najgorszego, ale starałam się myśleć pozytywnie, co do najłatwiejszych rzeczy to nie należało.

Zaczynałam się coraz bardziej martwić, gdy nie otrzymałam żadnej informacji zwrotnej od chłopaka. Chodziłam w kółko po całym domu, by się uspokoić. Tyle dobrze, że byłam tylko ja, więc mogłam łazić dosłownie wszędzie. No dobra, nie do końca byłam sama w domu, bo Gengar został i aktualnie jest pod moją opieką.

Po kolejnych dwudziestu minutach usłyszałam drzwi wejściowe. Wystrzeliłam z góry jak strzała w stronę przedpokoju, w którym zastałam nikogo innego jak Bartka.

- I jak? - zapytałam. Ten tylko na mnie spojrzał, a w jego oczach zobaczyłam załamanie.

- Jest źle... - Powiedział drżącym głosem. - Gorzej niż myślałem...

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zerknęłam na kartki, które leżały na krześle. Bartek odczytał mi z myśli, co mam zamiar zrobić, bo sam mi podał te wyniki do przeczytania. Z uwagą śledziłam tekst, gdy zobaczyłam coś, przez co odjęło mi na chwilę mowę.

- ...N-nowotwór? - Spojrzałam na chłopaka przerażona, a on odwrócił wzrok i kiwnął głową.

- Jedyny sposób to operacja
Bartek poszedł do salonu i usiadł na podłodze przy kanapie, po czym schował twarz w dłoniach. Jego stan łamał moje serce na kawałki, miałam taki ucisk w gardle, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie chciałam mu pokazywać, że ja też się o niego boję.

Podeszłam do starszego, który nie potrafił opanować emocji. Totalnie nie wiedziałam co robić, dopóki nie przyszedł Gengar z celu pocieszenia chłopaka. Wsadzał swój pyszczek gdzie się dało i piszczał. W końcu Bartek odpuścił, by pogłaskać psa. Jego oczy wyglądały jak ze szkła. Postanowiłam kucnąć naprzeciwko, po czym położyłam swoje ręce na jego zgiętych kolanach, gdy on zajmował się labradorem Wiki i Patryka.

- Ja... - zaczęłam niepewnie. - Naprawdę nie wiem co powiedzieć. Pierwszy raz się spotykam z taką sytuacją i nie mam pojęcia jak się zachować... Chciałbym jakkolwiek pomoc, ale nie wiem jak..

Zerknęłam na Bartka, który mnie słuchał w ciszy i w międzyczasie głaskał Gengara. Wiedziałam, jak bardzo go to boli, a ja nie jestem w stanie mu pomóc.

- Jedyne co możesz zrobić, to mnie wspierać - odparł cicho - Ja po prostu nie chcę umrzeć

Wytarł twarz rękawem od bluzy. Czułam się, jakbym przeżywała jeden z moich koszmarów, mimo, że to nie chodziło o moje życie. Traktuję Bartka jak swojego starszego brata, nie chciałabym go stracić.

Kiedy pies się od nas trochę oddalił, odważyłam się złapać dłonie chłopaka i spojrzeć mu prosto w oczy.

- Wiem, ja też tego nie chcę - głos mi zaczął nieco drżeć. - Nikt z nas tego nie chce, trzeba z tym walczyć... Zależy mi na tym, żebyś z nami był cały czas

Nie kontrolowałam siebie, swoich emocji. Starałam się jedynie, żeby się nie rozpłakać przy Bartku. Miałam wrażenie, że ja bardziej się tym przejmuję niż on sam. Ale taka już jestem - strasznie wrażliwa.

Usłyszałam westchnienie.

- Jak będziemy myśleć pozytywnie, to wszystko będzie dobrze - powiedział po chwili, po czym zgarnął włosy w mojej twarzy i lekko się uśmiechnął - głowa do góry, naprawdę nie ma co się martwić

Odwzajemniłam na chwilę uśmiech, jednak potem emocje wzięły górę, a Bartek zaczął się śmiać.

- Jejku Fausti, to ja powinienem teraz płakać, nie ty - przytulił mnie najmocniej jak się dało, co wykorzystałam, by się w niego wtulić. Rzadko mam okazję to zrobić, zwłaszcza, że nie mamy za bardzo czasu by pogadać na osobności, jedynie krótko pomiędzy nagrywkami.

- Ale ja się o Ciebie boję... - wydusiłam przez łzy.

- A myślisz, że ja się nie boję o swoje życie? - spojrzał mi w oczy, po czym je wytarł i wziął moją twarz w dłonie. - W takich sytuacjach nie można myśleć źle. Wiem o tym, bo sam czasami mam problem to kontrolować, ale uwierz mi - wyjdę z tego cało.

----

SPECJAŁ NA 100 OBSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz