IX. Zegar tyka

177 30 582
                                    

— Wiem, kim naprawdę jesteś.

Cassandra zatrzymała się w półkroku. Spojrzała pod nogi, posyłając groźne spojrzenie podłogowym deskom, jak gdyby chciała im bezgłośnie przekazać, że jeżeli pisną, to wszystkie zostaną wyrwane i przerobione na wióry.

Zastanawiała się, czy słowa, które dotarły do jej uszu, nie były przypadkiem wytworem jej wyobraźni. Co prawda zwykle widziała niepokojące obrazy, lecz może jej przypadłość — bo nie uważała tego za wielką moc czy nadzwyczajną umiejętność godną herosów — zaczęła obejmować kolejne zmysły. Bała się ciężej odetchnąć czy wykonać jakikolwiek ruch, bo dobrze wiedziała, że szelest sukni ją zdradzi, wcale nie otrzymując za to trzydzieści srebrnych guzików.

Drzwi się otworzyły, a w progu stanął Cipriano. Mężczyzna zastygł w bezruchu, przypominając nieszczęśnika z Pompei, który dostąpił gniewu Wezuwiusza. Tuż za jego ramieniem, w głębi pokoju gościnnego, Cassandra ujrzała Thomasa.

Wtedy zrozumiała, że słyszała fragment ich rozmowy, żałośnie krótki fragment, który skłonił ją do refleksji. W tej chwili nie była w stanie stwierdzić z przekonaniem, kto wypowiedział tamte słowa. Cipriano, mimo rzekomych więzów krwi, był dla niej obcym człowiekiem. Thomasa za to znała od dziecka, ale porównywała go do eksponatu w muzeum: znajdował się w pałacu od zawsze, w ogóle się nie zmieniał, a kontakty z nim pozostawały mocno ograniczone.

Którego powinna się obawiać, który coś skrywał? A może obu łączyły te same sekrety?

— Dobrze cię widzieć, Cassandro — odezwał się spokojnie Cipriano. — Chciałbym pomówić z tobą i Ceciliem.

— Jest w gnieździe plotek, znaczy saloniku na piętrze — poprawiła się w porę.

— Pójdziemy razem?

— Niedługo dołączę. Chciałam porozmawiać jeszcze z Thomasem.

Cipriano skinął głową. Na jego trupio bladej twarzy — być może nosił maskę o wiele dłużej, niż powiadał, i ta ochroniła go przed promieniami słońca — pojawiły się pewne oznaki zamyślenia. Wykonał jeden krok naprzód i się zatrzymał, jak gdyby coś mu się przypomniało. Zawahał się na krótki moment.

— Poczekam więc na ciebie w saloniku — wykrztusił Cipriano, po czym skierował się na schody. Cassandra czekała, aż odgłosy kroków całkiem przepadną w oddali.

— Czy chcesz coś powiedzieć? — zapytała bezpardonowo kamerdynera.

— Gdybym chciał, niezwłocznie bym to uczynił — odrzekł spokojnie Thomas.

— Rozmawialiście przed moim przybyciem. Czy to coś ważnego? — drążyła.

— Gdybym pani wyjawił, miałaby pani do mnie zaufanie? — Uniósł brew. — Czy nie męczyłaby pani myśl, że skoro zdradziłem szczegóły dyskusji z panem Ciprianem, to rozpowiem osobom trzecim to, co wypłynie z pani ust?

Cassandra umilkła. Ta odpowiedź wcale jej nie oburzyła, a rozbawiła. Uśmiechnęła się z satysfakcją niczym dumna matka.

— Punkt dla ciebie — stwierdziła.

Nie zamierzała dłużej dręczyć kamerdynera, co wcale nie znaczyło, że zapominała o tym, co usłyszała. Wiedziała, że to nie ma sensu. Musiała podejść do tego z innej strony. W tamtej chwili jednak ustąpiła. Z myślą, że czeka na nią Cipriano i Cecilio ruszyła na piętro. W saloniku unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy, a światło dnia odbijało się na parkiecie.

— Dotarły do mnie nieprzyjemne wieści — zaczął smętnie Cipriano.

— O zmarłej Agnese na balu Narcisy? — przerwała Cassandra.

Widma wyklęteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz