II. W naszych oczach

257 73 631
                                    

Nie zatapiaj się w czerni z mojego powodu. To banalne, ale żałobę powinno nosić się w sercu, zawsze to powtarzałam. Tobie nie pasują ciemne stroje. Byłaś moim promyczkiem, którego nie potrafiłam uchronić przed mroźnymi oddechami innych. Uszanuj więc moją wolę, bo inaczej odwiedzę cię w nocy, a nie chciałabym cię budzić tylko po to, byś zobaczyła moją półprzezroczystą postać, bo tak wyobrażam sobie siebie po śmierci. Poza tym zaniedbałam swoje obowiązki wobec Boga, więc trudno będzie mi wybłagać przepustkę, by odwiedzić wnuczkę, która nie robi tego, co mówię.

A jak już uda mi się na chwilę wyrwać z tych niebiańskich obłoczków, to już wolałabym udać się na jakąś zabawę karnawałową, a nie błąkać się po starych kątach. Koniecznie muszę też odwiedzić starego mleczarza, bo nadal mu nie wybaczyłam, że dwadzieścia osiem lat temu sprzedał mi zepsute mleko. Niech ma za swoje stary dziad. Pewnie myśli, że mu to zapomniałam, ale jego niedoczekanie. I chcę jeszcze raz popłynąć gwieździstą nocą gondolą, zatracić się we mgle i szumie wody. Przeszłyby mnie dreszcze, gdybym nie odczepiła się od swojego pomarszczonego i zniedołężniałego ciała. 

Sama widzisz, że nie mam czasu, by cię odwiedzić, kochanie. Pozdrów małżonka, żyj dobrze z Thomasem, bo to dobry chłopiec nie prychaj, wiem, że już nie jest młodzieniaszkiem, ale trzyma się prawie tak dobrze jak wędzona szynka i wypij sobie po obiedzie kieliszek cytrynowego likieru. Wiem, że niegdyś mówiłam ci, że jesteś za młoda na takie rarytasy, ale po prostu chciałam mieć go tylko dla siebie. Tak, tak, powinniśmy się dzielić z bliźnimi, ale chyba tylko swoimi bolączkami i rachunkiem.

Wybacz, bo zmarłym trzeba. Idę szukać twojego dziadka. Co prawda ślubowaliśmy sobie wierność do grobowej deski, ale cóż tam! Nie ma lekko, nawet po śmierci.

Babunia

PS. Sprawdź, czy przypadkiem pod moim łóżkiem nie chowa się kawałek bułki. Wyrzuć to, nim spleśnieje. Lubiłam sobie trzymać ją tam po kolacji, gdyby zupełnie przypadkiem naszła mnie ochota na nocne podjadanie. A przeklęta przychodziła codziennie. Bezczelna.

— Lucrezi nawet w obliczu rychłej śmierci nie opuścił humor — zauważył rozbawiony Cecilio.

— Tak — odparła skonfundowana tym, co przeczytała na głos Cassandra. — Kochałam babcię za swawolne podejście do życia, ale chyba chciałabym, żeby jej ostatni list do mnie... był poważny.

— Gdyby taki był, zmartwiłbym się. Ona do końca pozostała sobą — wyraził spokojnie swoje zdanie. Przesunął palcami po brodzie, a po chwili zrobił to jeszcze raz. — Chyba trochę się zapuściłem.

— Może troszkę. — Cassandra wzruszyła ramionami, po czym odłożyła list na etażerkę. Nie chciała w tej chwili rozważać słów babci, zresztą i tak chyba nie kryła się w nich żadna głębia czy ukryty przekaz. — Siadaj, nieco cię odmłodzę.

— Wiesz, odkąd straciłem wzrok, czuję się, jakby zatrzymał się czas dla tych, których znam — powiedział Cecilio, gdy Cassandra wróciła z łazienki z przyborami do golenia. — Nie wiem, czy rozumiesz, co mam na myśli... Po prostu pamiętam wszystkich takich, jacy byli. Nie potrafię wyobrazić ich sobie ze zmarszczkami, o siwych włosach. W moim umyśle więc zawsze będziesz piękna i młoda.

Cassandra uśmiechnęła się niewinnie, lecz nic nie odrzekła. Po prostu najpierw rozprowadziła pędzlem specjalne mydło na twarzy męża, a potem wzięła brzytwę i przeszła do konkretów. Próbowała się skupić, bo nie chciała, aby Cecilio skończył z okaleczoną skórą, choć jego słowa o nieprzemijającej urodzie w jego ślepych oczach wciąż błądziły po jej głowie. 

Widma wyklęteOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz