-Rozdział 8-

17 4 77
                                    

Pov: Sergio

Piosenki leciały przez jakąś godzinę. W tym czasie zdążyłem zaśpiewać parę razy solo na prośbę i wyjebać się na ścianę. Spędzony czas stwierdzam za produktywnie wykorzystany. W końcu przyszła pora na zdecydowanie ulubioną piosenkę. Każdy ją kochał, niezależnie od tego, czy słuchał Eminema, polskiego rapu czy odgłosów kangurów. Piosenka była zatytułowana bowiem Wavin' flag. Randomowo wszyscy stwierdziliśmy, że ją lubimy i tak trafiła na naszą wspólną playlistę.

Zerknąłem na Gerarda. Siedział z Cescem i śmiał się z czegoś. Ciekawe z czego. Pewnie ze mnie. Może mam źle ułożone włosy. Albo ubranie mi się zagięło z jednej strony. Szybko poprawiłem to, co dało się poprawić. Spojrzałem z powrotem na chłopaka. Nie interesował się mną. Może unikał kontaktu wzrokowego, żeby nie poczuć się winnym...

- Sergio. Ziemia do Sergio, halo. No kurwa, Sergio! - Nando jebnął mnie otwartą dłonią w tył głowy. Syknąłem i potarłem bolące miejsce. Spojrzałem na niego.

- Co?

- Odleciałeś - wyjaśnił, dezynfekując rękę, a dokładniej wycierając ją o koszulkę. - Co tak się gapisz na tego Gerarda? Podoba ci się? Wiedziałem, że jesteś gejem. Gratulacje.

- Nie podoba mi się! - syknąłem spanikowanym szeptem, kątem oka widząc mój obiekt zainteresowań.

- Dobra, dobra, znam cię od dwunastu lat, nie kłam mi tu - parsknął. - To nasze kółeczko wygląda, jakbyśmy odprawiali jakieś rytuały albo demony wzywali.

- Sergio kochanyyy, zaśpiewasz nam, bo ty ładnie śpiewasz? - Reina podszedł do mnie z uśmiechem.

No ta jebana pizda kurwa z piekła nie umiem odmówić temu chujowi no japierdole muszę zaśpiewać.

- Oki! - zgodziłem się chętnie i wstałem. To był błąd mojego życia. Nie otrząsnę się z tego już nigdy.

Gerard patrzył na mnie, a Cesc coś do niego pierdolił. Wydawał się rozbawiony, ale w jego oczach tliła się iskierka czegoś innego. I wiedziałem, co to było.

Chęć na danie wpierdolu.

Tylko nie wiem komu.

- GIW MI FRIDOM, GIW MI FAJER, GIW MI RIZON, TEJK MI HAJER - to właśnie mój talent. Patrzcie i podziwiajcie.

- Rizon to będziesz miał, jak Gerard do nas do pokoju przyjdzie - mruknął Nando, a ja tylko posłałem mu śmiercionośne spojrzenie i dalej sobie śpiewałem.

- Jak smakuje mięso dzika? - zaczął zastanawiać się Jordi. No kurwa tak z dupy. Najlepiej.

- Jak mięso dzika - mruknął Xavierek.

- A bizona?

- Jak bizona.

- A flaminga?

- Czym jest kurwa flaming?

- To to takie czarne - wtrącił się Piqué, dowodząc swojej całkowitej niewiedzy o zwierzętach. Od zawsze to było wiadomo, ale teraz sam mógł to udowodnić.

- Co ty mówisz, niebieskie - poprawił go Villa. Kolejny debil. No ale ja nie narzekam.

- Czerwone - włączył się Pedro.

- Dobra, zamknąć pizdy, prezentuję wam swój talent! - krzyknąłem, co spotkało się ze śmiechem. Nie wiem czemu. Przecież jestem zajebistym artystą.

Po długim czasie, czyli całych trzech minutach, skończyłem wykonanie utworu. Bardzo im się podobało.

- Pół godziny - mruknął Iker, który aktualnie leżał na łóżku i robił coś na telefonie.

- To co robimy? - zapytałem.

Popatrzyli po sobie.

- Gramy w butelkę - uznał Pepe, natychmiast chwytając wspomniany przedmiot i zeskakując ze stołu.

- Nie za dużo jej? - westchnął Carles.

- Oj, nie narzekaj ty - fuknął na niego nasz przewodnik, zajmując miejsce w kółeczku. - Dobra, kto kręci?

- David! - krzyknął natychmiast Pedro, wskazując na swojego kolegę.

- Pierdol się - syknął chłopak, ale wziął butelkę od Reiny i zakręcił.

Przez dłuższą chwilę trwało napięcie, aż w końcu butelka wskazała nikogo innego, jak kochanego Gerarda.

- Nooo, przyjacielu - zaczął z uśmiechem Villa. - Powiedz nam, pytanie czy wyzwanie?

- A to nie była prawda? - mruknął Xabi, bawiąc się jakimś korkiem od szampana. Nie pytam, skąd to wziął.

- Pytanie - wzruszył ramionami Piqué.

- Byłeś z kimś kiedyś?

Uniósł brwi.

- To chyba jednak wolę wyzwanie.

David pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Wyzywam cię, żebyś powiedział nam, czy byłeś kiedyś z kimś - z błyskiem w oku i szelmowskim uśmiechem powiedział Villa.

- No ja to pierdolę... - załamał się.

- No to?

- Nie byłem - odparł, ale przez jego twarz przemknęło coś, co kazało mi sądzić, że kłamie. Cholera jasna, po co niby ukrywać takie rzeczy? Jest w ósmej klasie.

- Ja bym już szedł - mruknął Santi, podnosząc się ze swojego miejsca. Zdrajca jebany.

- Ja też - przyłączył się Joan.

Wszyscy zaczęli wstawać, a ja uznałem, że nie ma co i także pójdę już do siebie. Pożegnałem się z Ikerem, bo Xabi aktualnie opowiadał Víctorowi o tym, jak złapał królika. Nie wnikam.

Wróciłem z Torresem do pokoju i rzuciłem się na łóżko z westchnięciem. Było już późno, ale mi się nie chciało spać. Co najwyżej bałem się, co się stanie, jeśli jutro nie będę miał siły przez tę jebaną butelkę. Ale fajnie było, więc póki nic się nie stało, nie zamierzałem narzekać.

- Idziesz spać? - zaśmiał się Nando, układając się we własnym łóżku. Chuj się nawet nie umył.

- Przecież wiesz, że chodzę późno spać - mruknąłem, zakopując się w pościeli.

- Nie widać.

- Wiem, dzięki.

Leżałem parę minut, aż w końcu uznałem, że nie mam co marnować czasu i sobie gdzieś pójdę.

- Wrócę za maksymalnie godzinę, nie zjeb niczego - zakomunikowałem Nando, bo on to już nigdzie się nie ruszy. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Ohio skibidi toaleta sigma.

Stałem na korytarzu, zastanawiając się, gdzie by tu pójść. W końcu postanowiłem wylosować pokój. Padło na balkon w głębi hotelu. Też dobrze.

Ruszyłem w stronę wybranego miejsca. Nie oczekiwałem jednak, że spotkam tam bardzo znajomą mi postać, której sytuacja mi się bardzo nie spodobała...

~~

HEEJ!!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

HEEJ!!

wiem to chujowe. obiecuje ze mam juz pomysl na rozdzial i napisze go y. kiedys tam.

pozdrawiam was serdecznie a takze fanow repki Polski.

nie polamcie sie i przezyjcie do zakonczenia meow!! :3

'Illegal'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz