-Rozdział 10-

25 5 78
                                    

Pov: Cesc

Uważnie obserwowałem Gerarda, który leżał na łóżku i robił coś na telefonie. Było mi cholernie przykro, że nie powiedział mi o swoich problemach. Może nasza relacja wygląda tak, jakbyśmy o siebie nie dbali, ale tak naprawdę byliśmy jak bracia i mi na nim zależało, a jemu na mnie. Bardzo.

Tak więc jak dobry przyjaciel postanowiłem skorzystać z sytuacji, że David i Pedro sobie poszli i porozmawiać z nim na poważnie.

- Geri - zacząłem, siadając na brzegu jego łóżka - musimy pogadać.

Zerknął na mnie znad telefonu, jednak szybko wrócił do niego wzrokiem. Westchnąłem i wyrwałem mu go z dłoni.

- No weź - jęknął, siadając.

- Japierdole, nie możesz się skupić na parę minut? - warknąłem, odkładając przedmiot na szafkę.

Spojrzał na mnie i już się nie odzywał, tylko oparł się o ścianę.

- Dlaczego nie powiedziałeś?

Nic oprócz tego nie dodałem. Nie wyjaśniłem, o co mi chodzi. Ale wiedziałem, że zrozumie.

I zrozumiał.

Wbił wzrok w podłogę, nie odzywając się. Było mi go szkoda, ale nie mogłem tego tak zostawić. Musiałem się dowiedzieć więcej.

- Paliłeś już, jak mówiłeś, że obrzydzają cię ludzie, którzy palą i że w życiu nie będziesz się truł?

Cisza była wymowna, jednak nadal potrzebowałem zwyczajnej rozmowy z nim.

- Gerard. - naciskałem. - Jak mi nie powiesz, to będę musiał napisać do twoich rodziców.

Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.

- Nie zrobisz tego. - warknął.

- Czyżby? - wyjąłem telefon z kieszeni i nim pomachałem. - Mordo, błagam cię, wiesz, że mogę zrobić wszystko, jeśli chcę.

- Ale tego nie - upierał się.

- Dlaczego?

- Bo mnie kochasz.

What the sigma.

- C-co? - szepnąłem, a telefon spadł na łóżko z głuchym dźwiękiem.

Kocham go?

Wziął drżący oddech i przetarł dłońmi twarz.

- Od dawna się dziwnie zachowujesz, Cesc - powiedział cicho, jakby ostrożnie. - Ja... po prostu potrafiłem to nazwać. Wybacz. Nie chciałem, żeby tak nagle...

Mówił coś dalej, ale nie mogłem go słuchać.

Kocham go.

Kurwa, ja go kocham.

- Mamy czternaście lat - wydusiłem po chwili, nadal nie wierząc w to, co powiedział. - Nie możesz być tego pewny.

- Ale jestem. - delikatnie skierował moją twarz ku sobie. - Masz ochotę mnie pocałować?

Tak.

Ale nie zrobię tego.

- Nie możesz - powtórzyłem, kręcąc głową. - Nie możesz.

- Ces...

- NIE MOŻESZ, SŁYSZYSZ? - wstałem gwałtownie, a przez moją głowę przelatywało jednocześnie milion myśli. - NIE MOŻESZ!

- Kurwa, posłuchaj mnie...

- NIE!

Wybiegłem z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Opanowałem z trudem oddech. To było za bardzo pojebane, żeby mogło być prawdziwe. Gerard nigdy nie był poważny. Żartował tylko ze wszystkiego i o rozmowie z nim na poważne tematy właściwie w ogóle nie było mowy.

Przypomniałem sobie, gdzie poszli David i Pedro. Mogli w ogóle mnie z nim nie zostawiać. Chciałem tylko zrozumieć, dlaczego palił, a wyszło takie coś.

- Cesc? - zapytał ze zdziwieniem Xavi, otwierając drzwi. - Mówili, że w życiu nie przyjdziesz.

- Mam w dupie, co tu robicie, muszę jak najszybciej porozmawiać z Davidem - rzuciłem i wszedłem do pokoju, nie czekając na odpowiedź.

- Cesc! - ucieszył się Villa, wstając z podłogi, na której były porozkładane jakieś książki o fnafie, świeczki i zdjęcie freddy'ego fazbeara (ja nie wnikam, co oni tam robili). Szybko zmarszczył jednak brwi. - Coś się stało?

Zacisnąłem zęby i kiwnąłem głową. Niby nie byłem do końca pewny, czy mogę mu o tym powiedzieć, ale w końcu był przyjacielem.

- Mogę z tobą pogadać? - zapytałem, zerkając na Pedro, który siedział na podłodze i zaprzestał machania rękami nad ich dziełem. - Na osobności.

- Jasne.

Wyszliśmy na korytarz. Rozejrzałem się, czy nikogo nie ma, po czym zacząłem mówić.

- No bo chodzi o to, że Gerard mi powiedział, że jestem w nim zakochany, jak chciałem z nim pogadać o tym całym paleniu, a ja nie wiedziałem co zrobić, bo mamy tylko czternaście lat, nie może być tego pewny, pomożesz mi?

Ku mojemu zaskoczeniu tylko uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.

- Jesteście tak samo ślepi - mruknął.

- To znaczy?

- Ty debilu, kochasz Gerarda, a on ciebie. Rozumiesz? - kiwnąłem niepewnie głową. Sam jest debilem, jakby łatafak. - No, to leć teraz do niego, bo ci wpierdol dam, a my skończymy przyzywać freddy'ego.

Zmierzwił mi włosy. Zanotowałem sobie w umyśle, że umie układać przemowy jak w trudnych sprawach, po czym wróciłem do naszego pokoju.

Otworzyłem powoli drzwi. Geri nadal siedział na łóżku w tej samej pozycji, w której go zostawiłem. Uniósł na mnie wzrok. Zamknąłem wrota i podszedłem do niego, powtarzając sobie w duchu, co powiedział David. Wspiąłem się na łóżko, rozprostowałem jego nogi i na nich usiadłem. Patrzył na mnie pytającym wzrokiem.

- Zrozumiałem - odezwałem się w końcu. Cisza była w chuj niezręczna.

- Zrozumiałeś - powtórzył. - Zrozumiałeś.

Ująłem jego twarz w swoje ręce i pocałowałem go lekko. Przyciągnął mnie do siebie bliżej i z westchnięciem oparłem głowę na jego ramieniu.

- Jesteś pojebany - stwierdziłem.

- A ty jesteś gejem.

- Jestem bi.

- A ja patelnioseksualny.

- To się nazywa pan, debilu.

Oczywiście ktoś musiał zniszczyć tę romantyczną chwilę, pukając do drzwi.

- To jego wina, on mnie namówił, nie jestem gejem, on jest - wyrzuciłem z siebie natychmiast, odpychając Gerarda.

Ten przewrócił oczami.

- Wyluzuj, to tylko pukanie - rzucił, wstając i otwierając drzwi. Za nimi ukazał się Fernando, zerkając do środka, jakby patrzył, czy mamy nielegalne substancje do wciągania. Jeszcze czego. Nawet gdybym miał, to bym mu nie dał. Co moje, to nie jego.

- Jest tu Sergio? - zapytał. Aha, czyli to jednak o niego chodzi. Podtrzymuję jednak swoje zdanie. - Mówił, że wróci za godzinę czy coś, nie wiem dokładnie, nie słuchałem go, a to było godzinę temu, więc...

- Więc idziemy go szukać! - ucieszył się Geri.

- No kurwa bez przesady, nie będę szukał jebanego Sergio Ramosa o czwartej w nocy - jęknąłem, narzucając na siebie kołdrę. On ma taką mięciutką.

- Jest dopiero za dziesięć czwarta, wstawaj. - podszedł do mnie i niemal siłą wyciągnął mnie z bezpiecznego łóżka na niebezpieczny dywan. A to chuj jebany.

- Zapamiętam to - obiecałem, w piżamie z bizonem wyruszając na poszukiwanie Sergio Ramosa.

~~

to jest bardziej pojebane niz moje zycie ale nwm co tutaj napisac wiec wyglada jak ukryta prawda pisalam to czesciowo w nocy (za 15 minut mam mecz help)(nie przezyje)

zycze wam slodkiego i milego zycia pozdrawiam wszystkich zwlaszcza bizona ktoremu zniknelam na 30 godzin bahaha. nie hejtujcie za rozdzial ale w sumie to mozecie:3

'Illegal'Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz