22 października, 2004
O czternastej Severus czeka w kolejce na posiłek, licząc strażników. Zaskoczony odkrywa, że ich liczba się podwoiła. Przeczy to bowiem jego teorii (że odchodzą, muszą odchodzić), a to jeszcze bardziej go stresuje. Jest tak pochłonięty swoimi myślami, że niemal umyka mu moment, gdy Travers kaszle w jego zupę, mijając go. Severus nie zastanawia się ani chwili, podnosi tacę (miska ześlizguje się na podłogę, rozbryzgując wokół zupę i uderza nią Traversa w głowę.
Takie uderzenie wytrąciłoby z równowagi każdego, ale nie Traversa. Ten odwraca się powoli, zachwycony reakcją Severusa i uśmiecha się, odsłaniając swoje czarne, zgniłe zęby, po czym z całej siły uderza mężczyznę w twarz.
Severus traci równowagę i ląduje na podłodze. Ktoś klaszcze z entuzjazmem, a inny wskakuję na stół i śmieje się. Travers siada na nim i chwyta go za gardło, ściskając mocno. Severus kopie go w jaja i odpycha. Rozbrzmiewa kolejna salwa gwizdów i oklasków; słychać Aurorów krzyczących Przestańcie! Przestańcie!, którzy biegną w ich kierunku, ale Severus się tym nie przejmuje. Uderza Traversa trzy lub cztery razy, rozcinając mu wargę i sprawiając, że z nosa leci krew.
Nagle ktoś kopie Severusa w plecy, przez co ten gwałtownie wypuszcza powietrze i przewraca się na Traversa. Silne dłonie chwytają go za ramiona, mimo to Severus gryzie Traversa w szyję.
— Przestańcie! — krzyczy kolejny auror, mimo to Severus uwalnia ręce z uścisku trzymającego go mężczyzny i ponownie uderza Traversa, na co ten łapie go za włosy (długie, dłuższe niż kiedykolwiek, aż do pasa) i pociąga w dół, przez co uderza głową o podłogę. Severus czuje, jak jego czoło pęka (krew na oku, na policzku), a Travers wciska rękę w jego spodnie, ściska i przekręca.
— Puść go, puść go, dajcie już spokój — mówi Auror, przypominając nauczyciela, który strofuje dwójkę niegrzecznych uczniów, ale Travers po prostu się śmieje, a Severus krzyczy. Dopiero zaklęcie żądlące oddziela ich od siebie, mimo to Severus kopie jeszcze raz Traversa, nim aurorzy założą im kajdanki.
— Do Dziury go — mówi ktoś. Severus zostaje pociągnięty na nogi. — Ruchy.
— A co z nim? — krzyczy Severus, a z ust wymyka mu się ślina i krew. Travers spogląda na niego z podłogi, chichocząc histerycznie. — Co z nim?!
Severus nie otrzymuje odpowiedzi, więc szarpie się z kajdankami, gdy aurorzy wyprowadzają go ze stołówki i ciągną za sobą po schodach.
— Przestań się opierać — warczy jeden z nich. — Przestań się opierać, albo cię spetryfikuję.
Zabierają go do ciemnego korytarza, przeszukują dwa razy (po mugolsku, znowu, co na pewno jest nielegalne, ich ręce są agresywne i szorstkie), by na koniec zabrać mu koszulę o buty bez żadnego wyjaśnienia. Schody do Dziury zdają się nieskończone — zajmuje im co najmniej pięć minut, aby dotrzeć do lochów, a następnie jeszcze kilka na dotarcie do cel. Kamienie są zimne i ostre pod jego bosymi stopami, a kiedy dochodzą do małej celi (sufit jest zbyt nisko, by Severus mógł stać, ściany zbyt blisko siebie, aby mógł wyciągnąć nogi, leżąc) Severus zostaje popchnięty siłą na ziemię, a jego kajdanki zdjęte.
— Właź do środka — mówi jeden z dwóch Aurorów.
— Potrzebuję pielęgniarki — zdaje sobie sprawę Severus, trzymając nos.
— Właź, Snape.
— Mam złamany nos...
— Crucio!
Kiedy uderza go klątwa, świat rozmywa mu się przed oczami. Próbuje złapać oddech. Zachować milczenie podczas tortur. Zaciska zęby tak mocno, jak potrafi, ale gdy klątwa zostaje zdjęta, zdaje sobie sprawę, że drży na ziemi niczym amator.
Nie był na to przygotowany; nie dostał niewybaczalnym od lat i nie sądził, by to się miało kiedykolwiek powtórzyć.
CZYTASZ
Ab Intra
FanfictionTłumaczenie. Link do oryginału: https://archiveofourown.org/works/33835723/chapters/84120256 Severus Snape od sześciu lat nie widział niczego poza omszałymi murami Azkabanu, ale to nie to, o czym myślisz - życie w Azkabanie nigdy nie jest nudne. O...