19 czerwca, 2004
Zwykły incydent (Severus przypadkowo stanął przed Traversem w kolejce z jedzeniem, co sprawiło, że ten splunął do zupy Severusa) przeradza się w mniej zwyczajny (Severus potknął się o niego, gdy przechodził obok, co spowodowało, że Travers upadł twarzą na swoją leżącą na podłodze tacę), by eskalować do szamotaniny; po chwili obaj mają krew nie tylko rozmazaną na rękach, ale i sączącą się z nosa Severusa i spomiędzy zębów Traversa. Mężczyzna przyciska go do podłogi, siedząc na piersi, z palcami zaciśniętymi wokół gardła Severusa. Przy którejś z kolei próbie temu udaje się uwolnić i po chwili to on siedzi na Traversie okrakiem, uderzając z całej siły.
Tym właśnie się stali. Bez dostępu do różdżek, do magii, są zwykłymi dzikusami, niczym nie lepszymi od mugoli, walcząc na pięści i szczerząc zęby niczym dzikie zwierzęta.
Nagle obaj zostają trafieni zaklęciem; Severus syczy z bólu, przewracając się na plecy. Travers wciąż wykrzykuje przekleństwa, gdy strażnicy go unieruchamiają; ktoś podnosi go gwałtownie.
— Stęskniłeś się za Dziurą, Snape?
Severus pozwala Gregory'emu zakuć się w kajdany, nie spuszczając oczu z Traversa. Pluje na ziemię, a jego myśli szaleńczo krążą tylko wokół jednego: znowu przyjdzie mu zapłacić za coś, czego nie był prowodyrem.
— Rusz się, Snape! — Wywleka Severusa na korytarz i dopiero kiedy znikają wszystkim z oczu, auror rozluźnia uścisk. — Naprawdę nie możesz chociaż raz się opanować?
— Gdybym nad sobą nie panował, już byłby martwy — prychna Severus, starając się wyszarpnąć ramię z uścisku Gregory'ego. — Dodam, że mogę ci obiecać, że jeśli nie zabierzesz go z mojego skrzydła, wkrótce będzie drzemał w kostnicy.
Strażnik szarpie Snape'a za ramię.
Wciąż skuty Severus idzie za nim do biura. Osuwa się na krzesło, kiedy tylko drzwi się za nim zamykają, po czym od razu podnosi ręce. Auror jednym machnięciem różdżki usuwa kajdany. Severus odruchowo pociera nadgarstki.
— Severusie, niewiele ci zostało. Trzy lata i stąd wychodzisz.
— Trzy lata możesz sobie...
— Uspokój się.
Gregory podaje mu serwetkę, która Severus ściera krew z twarzy.
— Mogłeś jeszcze chwilę przymykać oko, aż bym go udusił, nie zajęłoby to dużo czasu.
— Trzy lata — powtarza Gregory. — To nie było tego warte. Wiesz, że wszyscy czekają na najdrobniejszy błąd z twojej strony.
Severus spluwa na serwetkę gęstą, czerwoną śliną. Głowa boli go w miejscu, w którym Travers uderzył go swoją tacą.
— Jeśli go nie znajdą, już zadbają o to, by do niego doprowadzić, nie martw się.
Gregory siada przed nim, uśmiechając się smutno.
— Zacznijmy od tego, że nigdy nie powinieneś był trafić do Azkabanu, Severusie.
— Ma zniknąć.
— Co zrobił?
Severus patrzy na niego.
— Zaatakuję go, jeśli go nie usuniesz. Znajdziecie go martwego z rozwaloną czaszką i moimi szczynami na jego twarzy.
Śmiech Gregory'ego wypełnia pomieszczenie; jest to głęboki, dźwięczny śmiech niespodziewanie wyrywający się z jego gardła. Sięga do szuflady i wyjmuje z niej nową paczkę papierosów, którą popycha w kierunku Severusa. Ten jej nie podnosi.
CZYTASZ
Ab Intra
FanficTłumaczenie. Link do oryginału: https://archiveofourown.org/works/33835723/chapters/84120256 Severus Snape od sześciu lat nie widział niczego poza omszałymi murami Azkabanu, ale to nie to, o czym myślisz - życie w Azkabanie nigdy nie jest nudne. O...