Rozdział V

1.6K 118 2
                                    

Otwieram oczy.
Szpital.
Co ja tutaj robię?
Próbuję się podnieść.
Nie mogę.

Kiedy przekręciłam głowę w bok, przestraszyłam się. Patrzyły na mnie takie same oczy jak moje, zielone, z rzęsami w połowie ciemnymi i w połowie blond. Lekko przymknięte oczy, które zawsze prawie się zamykały przy uśmiechu i kiedy wszyscy myśleli, że nic nie widzę, ja widziałam wszystko idealnie przez małą szparkę stworzoną przez moje powieki.

To była mama.
Uśmiechnięta.
Wciąż żywa.

-Jak się czujesz, kochanie? - zapytała cichym głosem z okropną chrypą i wtedy zauważyłam, że jej oczy są mokre. Mokre od łez.

Moja mama wcale nie była zawsze nastawiona w ten sposób w stosunku do mnie. Było tak tylko czasami, w tych rzadkich chwilach, kiedy się martwiła. Zdarzały jej się bowiem napady niepohamowanej agresji. Nie raz przychodziłam do szkoły w siniakach wymyślając znajomym i nauczycielom, że spadłam ze schodów, albo miałam wypadek na rowerze. Jednak ja wiedziałam, że mama mnie kocha, udowadniała mi to prosząc codziennie ojca, aby zawiózł mnie do szkoły, albo wstając dwie godziny wcześniej niż musiała, żeby przygotować dla mnie śniadanie.

Kochałam ją.
Ona mnie też.

Nie odpowiedziałam na zadane przez nią pytanie.

- Co tu robisz, mamo? - spytałam zamiast tego

W tym momencie na salę weszła pielęgniarka.

- Oh, obudziłaś się, kruszynko. Mam nadzieję że cieszysz się na pokój ze swoją mamą, prosiła mnie o to przez te dwa dni, kiedy tutaj byłaś. Jak widać, osiągnęła swój cel.

Kruszynko? Ja przecież jestem gruba.

- Co tu robi moja mama i dlaczego nie ma siły mi odpowiedzieć?

Pielęgniarka spojrzała na moją mamę, a ta zrobiła smutną minę i ostrożnie, jakby się czegoś obawiała, pokiwała głową na nie.

- Dowiesz się kiedy indziej, Aniu - powiedziała pielęgniarka. - Twoja mama chce, abyś po wizycie tutaj wróciła do babci na resztę wakacji. Dostaniesz wypis za parę dni, musisz tylko przejść kilka badań, które upewnią nas, że już wszystko w porządku. Dasz radę wstać? Musimy pójść na ważenie, bo twoja mama twierdzi, że okropnie schudłaś. Podawaliśmy ci jedzenie przez rurkę, od kiedy tu przyjechałaś. Pozwól, że teraz odłączę cię od tych wszystkich maszyn.

Nagle przypomniałam sobie jak tu się znalazłam. Byłam tu przez słowa wypowiedziane przez babcię. Przez słowa wypowiedziane z jak największą delikatnością, jednak wciąż raniące. Raniące na tyle mocno, aby wylądować w szpitalu.

Lekarz zbadał mnie słuchawką, sprawdził moje gardło i ciśnienie, po czym kazał mi wejść na wagę. Z trzęsącymi się rękoma weszłam na nią.

45.9 kg.
O nie.

- Aniu, pamiętasz swoją wagę miesiąc temu? Nie uważasz, że trochę schudłaś? Masz niedowagę. U niektórych osób to normalne, dlatego cię pytam.
- Tak - skłamałam. - Miesiąc temu ważyłam 44 kilo.

Nie do końca wiem, czemu odpowiedziałam tak, a nie zgodnie z prawdą. Byłam przerażona, że w ciągu dwóch dni mogłam tak przytyć.

- W porządku. A jak się czujesz?
- Lepiej niż kiedykolwiek - uśmiechnęłam się.

Kolejne kłamstwo.

Pięć dni później wyszłam ze szpitala z pieniędzmi od mamy na bilet do pociągu, aby wrócić do babci.

Nadal nie wiedziałam co moja mama robi w szpitalu.
Bałam się odpowiedzi.
A moja mama bała się mi jej udzielić.

Not Thin EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz