Kiedyś, dawno temu, znaczy się koło stycznia, zostałam poproszona o przeczytanie opowiadania „Miłość nigdy nie jest łatwa Elficzku mój malusi" od Pisarz-Amator.
Wiem, że jest lipiec, a więc jakieś siedem miesięcy później, ale mam zapłon spóźniony jak dwudziestoletnie auto twojego starego, więc zabieram się za to dziś. Choć w zasadzie dziś to już jestem po przejściach, bo sam akt czytania odbył się wczoraj, przy czym czułam dosłownie, jak mój mózg deformuje mi się w czaszce, wypłaszczając na podobieństwo stołu.
Ocena będzie agresywna, ale to dlatego, że sama książka nie należy do tego poziomu dzieł, abym porywała się na eufemizmy. Nie porwę się nawet na zabawę słowem, bo autor także tym mnie nie uraczył. Ja rozumiem, że nawet w nicku zaznaczasz, że jesteś amatorem, ale bycie amatorem nie oznacza, że cokolwiek nie napiszesz nie podlega negatywnej ocenie, bo przecież nie jesteś zawodowcem. Tu nie trzeba być zawodowcem, by dostrzec braki. Zatem niech amator oceni amatora.
Po pierwsze, już w opisie dostajemy informację o całej fabule. Można się zacząć zastanawiać, po chuj to w takim razie czytać. Ja też nie wiem. Nie stać było mnie na tę refleksję we właściwym momencie, a potem było już za późno, bo uwikłałam się w misterną sieć przekleństw i dialogów, które oplotą wasz mózg i nie wypuszczą przez dłuższy czas, podobnie jak stało się ze mną.
Jak widać, interpunkcja pozostawia trochę do życzenia, ale po prawdzie pierwszy rozdział i opis to tylko delikatne preludium do tego karnawału spierdolenia, jaki nam zostanie zaserwowany chwilę potem. Fever dream, który czytam i zastanawiam się, jak można posługiwać się takim językiem pisząc o elfach. Ilość przekleństw w tekście imponuje nawet mi, a to serio wysoko powieszona poprzeczka. Zarówno przez względu na środowisko, w jakim chcąc nie chcąc przyszło mi się chować i dorastać, ale także przez to, jak sama piszę. Albo raczej pisałam, bo teraz bardzo staram się zachować pozory, że chociaż wiem jak to robić.
Ale ja nie piszę fantasy o elfach. Może zatem zwróćmy się w stronę tych, co to robią.
Większość osób używa w tym celu górnolotnego słownictwa, jakichś archaizmów, bóg wie czego. Kreuje elfy na istoty dość kulturalne, poważne, czasem wręcz z kijem w dupie, a ja przecież wiem, że nie każda książka powinna być taka sama... Ale po prostu opowiadanie które czytam jest to taki poziom tekstów, gdzie coś we mnie woła nie, zostaw, daj spokój, ale wewnętrzny masochista dochodzi wówczas do głosu i jednak czytam dalej.
Opowiadanie nie jest skończone, więc to nie tak, że historia jest sfinalizowana, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak ja mogę zapewnić, że zapoznanie się z tekstem na potrzeby tej recenzji w pełni wystarczy mi, żebym wydała opinię. Nie muszę czytać kolejnych stron wypełnionych slurem. Wystarczy mi to, co już wchłonęłam i czuję się niczym wyżęta szmata, brudna po całej nocy, bo choć samo czytanie nie zajęło długo, to cierpiałam także ze względu na skutki. Z krindżu chwilami niemal przekręcało mnie na drugą stronę, a żałuję, że mnie nie przekręciło całkiem, bo może wtedy spotkałabym się z bogiem i miała okazję spytać, co do chuja odbiło ludziom, że tworzą opowiadania tego pokroju. Serio, jestem ciekawa. Może stwórca świata byłby w stanie udzielić mi odpowiedzi, bo ja jej nie dostrzegam.
CZYTASZ
ERRotyki z dolnej półki
Não FicçãoKsiążki chujowe lub śmieszne trafią tu po ocenie lub luźnej interpretacji. Być może oba. Być może pojedziemy trochę po autorach, co wyżej defekują niż pośladki utrzymują, ale tego nie wiem, bo wszystko w tym pseudo dziele jest robione bez planu i na...