8. Miasto Kanibali

69 8 2
                                    

Była głupia. Och, była bardzo głupia, choć teraz to już nie miało znaczenia. Faith nie miała pojęcia, co podkusiło ją, żeby dać się wyciągnąć do miasta. Może zaspanie, może to dziwne wrażenie, które towarzyszyło jej w obecności Alastora. Liczyła, że cos drgnie i przypomni sobie cokolwiek więcej? Nie potrafiła sobie na to odpowiedzieć, ale jednego była pewna: kiedy z całą mocą uderzył w nią stres, wszystko inne zeszło na dalszy plan.

Szła w większości opustoszałymi ulicami Pentagramu, starając się nie zgubić zmierzającego tuż przed nią demona. Alastor narzucił dość żwawe tempo, choć nie na tyle, by miała problemy z dotrzymaniem mu kroku. Mimo wszystko Faith trzymała się kawałek za nim, niczym cień, a nie faktyczny towarzysz spaceru. Co prawda miała wrażenie, że to było mu na rękę – tak jak i to, że nie musieli rozmawiać – ale jednocześnie poczuła się co najmniej nieswojo.

Vaggie dość jasno dała jej do zrozumienia, że temu demonowi lepiej nie ufać. O znajomej, cienistej postaci nie wspominając. Kilka razy Faith miała wrażenie, że dostrzega skrytą w mroku kobiecą postać, która spogląda na nią z dezaprobatą, jednak ani razu nie udało jej się potwierdzić tego przypuszczenia – sylwetka znikała, gdy tylko dziewczyna próbowała dokładnie się przyjrzeć. To mogło oznaczać, że jednak była szalona, ale tego przynajmniej na razie wolała nie weryfikować.

Ci nieliczni, którzy zdecydowali się wybrać na poranną przechadzkę, nie zwracali na nią najmniejszej uwagi. A może to raczej obecność Alastora sprawiała, że trzymali się z daleka. To też mogło być wyłącznie wytworem wyobraźni Faith, ale była gotowa przysiąc, że przynajmniej dwie osoby w popłochu umknęły na drugą stronę ulicy, gdy tylko zauważyły spokojnie kroczącego, nucącego coś cicho mężczyznę. Jakby tego było mało, jego cień – ten sam, który już w hotelu zachowywał się niczym osobny byt – wciąż przypominał jej polującego drapieżcę, choć to przecież wydawało się bez sensu.

A może jednak? Miała tak wiele pytań, ale...

Właśnie wtedy Alastor w końcu postanowił się odezwać. Niewiele brakowało, by Faith potknęła się o własne nogi, wciąż nieprzywykła do balansowania na wysokich obcasach. Z niedowierzaniem spojrzała na plecy swojego towarzysza, w duchu modląc się o to, żeby żartował.

Miasto Kanibali. Wątpiła, by nazwa była niewinna, zwłaszcza że przecież tkwili w Piekle. Złaknione mięsa pobratymców istoty pasowały do tego miejsca równie dobrze, co i niebezpieczny Zły Wilk, przetrzymujący w zamknięciu pozbawioną wspomnień, przerażoną dziewczynę.

Choć instynkt stanowczo przed tym protestował, Faith przyspieszyła i w końcu zrównała się z Alastorem. Obdarował ją uśmiechem, choć – a jakże! – gest wciąż nie miał w sobie nic kojącego. Wręcz przeciwnie. Sprawił, że dziewczynę ogarnął jeszcze silniejszy niepokój, którego nawet nie próbowała opanować.

Właściwie sama nie była pewna, czego spodziewała się po Mieście Kanibali. Cóż, na pewno... kanibali, to było jasne. Napięła mięśnie, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła i wyczekując czegokolwiek podejrzanego. Pomyślała o tym, jak sama wyglądała podczas spotkania z Charlie, bosa i w zakrwawionej sukience, drżącymi dłońmi ściskając nóż kuchenny. Taki widok wydał się Faith aż nadto uzasadniony w dzielnicy, którą samą swoją nazwą sugerowała coś żywcem wyjętego z horroru.

Tyle że rzeczywistość okazała się inna.

Faith powoli wypuściła powietrze. W milczeniu wpatrywała się w chodnik pod swoimi stopami, ostrożnie stawiając kolejne kroki na nierównym podłożu. Nie od razu zauważyła, czy coś się zmieniło, póki kątem oka nie dostrzegła równo przystrzyżonego trawnika po prawej stronie. Kiedy przyjrzała się dokładniej, z zaskoczeniem odkryła, że uliczka wyglądała zaskakująco porządnie i czysto, bez choćby śladu krwi, kawałków ciała albo... czegoś równie uroczego. Spoglądając na przyjemne dla oka, ustawione jeden obok drugiego domki, dziewczyna poczuła się niemalże jak na spokojnym, ładnym osiedlu.

CICHY KRZYK [HAZBIN HOTEL FF]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz