Wracając do...

68 2 3
                                    

30 maja 2024, Wielka Brytania


Doriane


Złamane żebra to nigdy nie jest dobry znak.

Gdy tylko Olli Caldwell się o tym dowiedział, natychmiast poszedł do Freda, który zaczął mocno panikować. Zadzwonił do mnie i zaczął o wszystko wypytywać, oznajmił mi, że gdy tylko wrócę z Belgii, to mam się stawić u niego w Oksfordzie.

Rodzice nawet nie nalegali na to, żebym wracała z Belgii do Francji, ale obiecałam im, że będę dzwonić lub też pisać przynajmniej raz dziennie. Mimo, że przez moje wyścigi nie widzimy się zbyt często, to i tak jesteśmy ze sobą zżyci.

Wiedziałam też, że Manom i Thomas mi nie odpuszczą i będą oczekiwali ode mnie solidnych wyjaśnień. Dobrze się z nimi dogadywałam i z przyjemnością spędzałam z nimi czas. Byli u mnie częstymi gości, a czasami, gdy po pracy nie mieli innych zajęć, to przychodzili do mnie na kawę.

— Nie jestem niepełnosprawna, Fred — mruknęłam, gdy chłopak wzniósł mnie na rękach do swojego mieszkania.

— Wiem — posłał mi cwany uśmiech. — Ale muszę się tobą zająć.

— Irytujesz mnie — wywróciłam oczami, będąc lekko wkurzona.

— Za to mnie kochasz.

Przemilczałam te jego słowa, ponieważ nie byłam też jakoś za bardzo chętna do rozmowy. Utknęłam w myślach o mojej nieszczęsnej kontuzji, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że mój własny los sobie ze mnie kpi.

Gdy chłopak położył mnie na łóżku w swojej sypialni, od razu rzuciły mi się w oczy stosy kartonów, w których były pochowane różne rzeczy, z resztą tak było również w całym mieszkaniu.

— Sorry za bałagan. Trzeba to wszystko uporządkować — Fred podniósł z podłogi książkę i rzucił ją na komodę. — Oglądałaś wyścig w Monako?

— Um... Tak — mocno zdziwiłam się jego pytaniem, ponieważ odpowiedź jest oczywista.

— Obejrzałem z ciekawości, z Ollim. Prawie wszystkie laski, jakie tam były, wyglądały jakby były niedożywione.

— Co to za kartony? — przerwałam kierowcy jego opowieści związane z niedawnym Grand Prix Monako.

— Wyprowadzam się stąd — spojrzał na mnie poważnie. — Olli także.

— Pokłóciliście się?

— Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu umowa, którą mieliśmy podpisaną z właścicielem skończyła się i nie chcemy jej przedłużać — wyjaśnił, siadając na krawędzi łóżka. — Nigdy się z nim nie posprzeczałem.

— Prawdziwa przyjaźń — podsumowałam.

— Tak samo jak ty i Bianca. Mam nadzieję, że gdy dzisiaj się spotkamy, to nie będziecie gadać o chłopakach przy mnie. Nie chcę mi się tego wysłuchiwać. Zrobię się zazdrosny.

— To tylko wygłupy — zaśmiałam się.

— Wymęczycie mnie, tak jak nikt inny — westchnął. — A wygłupy to ty będziesz miały, jak tylko Olli tu wpadnie jutro z samego rana.

— Co on niby może zrobić? Rozwalić sufit?

— Rozwalić to niekoniecznie, ale raz się na niego zrzygał.

Roześmiałam się głośno, a chłopak uczynił to samo chwilę po mnie. Frederik uspokoił się nieco, patrząc w moją stronę. Nie kontrolując, przybliżył się do mnie, łapiąc moją twarz w swoje dłonie. Nie zdążyłam nawet zareagować, kiedy chłopak złączył nasze usta razem. Mimo szoku, jakiego doświadczyłam na początku, prędko oddałam gest, jeszcze bardziej go pogłębiając. Czułam się dziwnie, ale i też przyjemnie, gdy się z nim całowałam.

Welcome To The Final Show...|Carlos Sainz x Charles Leclerc|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz