Ostatni statek Eladrów przybił do przystani Aqualondë, na południowym wybrzeżu Eldamaru.
Noc była wtedy chłodna i wyjątkowo jasna. Srebrne gwiazdy tliły się na szafirowym, nieskażonym chmurami nieboskłonie, jak srebrne klejnoty na granatowej szacie królowej nocnego nieba, odbijając swe zimne światło w falach oceanu, które rozbijały białe kadłuby statków.
Płynęli na nich ostatni z tych, co narodzili się na Ardzie.
A nazwano ich Telderimi - tymi którzy byli ostatni. Przybyli oni do Valinoru najpóźniej spośród dzieci Iluvatara, jako czwarte plemię, z dawna wyczekiwane przez swych braci i siostry w krainie nieśmiertelnych.
Szczep ten nie liczył wieku elfów, byli oni jednak nad wyraz wytrwali i cierpliwi, a hart ich ducha przewyższał nawet siłę woli dawnych noldorskich królów. Najwięcej bowiem czasu spędzili na dzikich ostępach Ardy, wśród pradawnych lasów i zimnych wód jezior i rzek płynących po żyznych niezniszczonych jeszcze wojnami ziemiach Śródziemia, które smętnie zaczął spowijać mrok nadchodzych ciemności i złych zamiarów tego, którego imienia bano się wymiawiać.
Wodzem ich był Tinwë. Elf mężny, który po odejściu Telerich w podróż do Błogosławionego Królestwa objął pieczę nad pozostałymi dziećmi Iluvatara narodzonymi nad Cuiviénen. Twarz jego była zwierciadłem ducha, którego w sobie nosił.Ducha potęgi, szlachetnosci, odwagi, sprawiedliwości i powagi, czasem aż nazbyt przesadnej. Szare jak skały pradawnych gór źrenice stanowiły odbicie niezwykłej mądrości i mocy, którą czerpał z niewyjaśnionej miłości dla gwiezdnego blasku.
Teraz stał na dziobie okrętu, który zawieść miał jego lud do krainy, w której świeciło już zgoła inne światło. Równie piękne, a jednak tak inne od tego emanującego nocą.Czarne i srebrne włosy błyszczały w księżycowej poświacie, niczym pióra kruków i łabędzi sunących pod nieboskłonem. Wypatrywano ich z niecierpliwością i tęsknotą. Szczególnie Teleri, kierowali ku nim swe serca i myśli. Nie mogło być wszakże inaczej, skoro to właśnie z nimi spędzili najwięcej bezsłoneczych dni nad Wodą Przebudzenia.
Telderi zamieszkali tak jak inni elfowie w Valinorze.Wybudowali swe domy jednak bliżej lasów Oromëgo niż samego Valmaru. Przypominały im bowiem o miejscu, w którym spędzili pierwsze i długie lata swojego życia. W bezkresnych lasach Ardy otoczonych zewsząd nieprzejrzanym mrokiem, labiryntem wiecznych drzew i wydrążonymi w nim korytami zimnych rzek, i strumieni świeżej czystej wody.
Dni mijały im spokojne i w pełnej harmonii. Szczepy pierworodnych uczyły się od siebie nowych rzeczy. Elfowie tworzyli pradawne pieśni, dzieła i klejnoty, których piękna nie da się opisać dzisiejszymi słowami.
Mimo wszystko, jednak w sercach wielu członków Czwartego Hufca, który na ostatku przybył do nieśmiertelnych krain, zaczęło kiełkować ziarno, którego sami nie umieli jeszcze za wczasu nazwać ani rozumieć. Dopiero wiele lat później mieli pojąć, że był to pęd tęsknoty, tak pięknej i okrutnej zarazem, jak kwiaty róż pełne słodkiej woni i raniących cierni. Czas, w którym mieszkali pod gołym niebem nad wodą swych narodzin wśród srebrzystych lasów,przypieczętował na nich tajemnicze i niezbywalne piętno.
Zawierzyli swe dusze ziemi i niebiu Ardy. Serca ich raz na zawsze miały pozostać związane z dzikimi ostępami i gwiazdozbiorami Śródziemia.
I tak jak stare drzewa przesadzone z dala od rodzimego domu nie chcą rosnąć na nowej ziemi, tak Telderi w głębi swych dusz zaczęli odczuwać dziwną pustkę drążąca nieustępliwie ich codzienne życie. Choć Valinor był miejscem, w którym troski i smutki nie miały prawa istnienia, tak oni z każdą przybyłą wiosną czuli, że ich właściwe miejsce zostało hen po drugiej stronie morza. I że powinni doń wrócić, by zamieszkać w nim na nowo.
CZYTASZ
Namariel - not all hope is lost
Fanfiction~ Przepowiednia stała się historią. Historia - mitem. Mit stał się legendą. Legenda zaś bajką, opowiadaną najmłodszym na dobranoc ~ Ale nawet najzwyklejsza bajka była wzorowana na historii, która wydarzyła się na prawdę. Czy gdyby los inaczej poki...