Rozdział 2 „Bandaże"

793 44 4
                                    

Uchylam piekące powieki, słysząc nieduży hałas. Jakby ktoś otwierał drzwi.

Jest już ciemno, więc niewiele dostrzegam. Tylko męską sylwetkę idącą ku mnie. Nie boję się, nie uciekam, nawet nie drgam. Wszystko mnie boli, mam wrażenie, jakbym miała zaraz umrzeć.

Leżę zwinięta, z rękoma przyciśniętymi do brzucha na plamie krwi, która no dobre przesiąknęła w materac.

Ponownie lekko otwieram oczy. Zauważam, że mężczyzna trzyma jakieś białe pudełko, które następnie kładzie obok mnie na ziemi. Zapala zepsutą lampkę nocną, a ja jeszcze bardziej mrużę oczy. Słyszę jak otwiera pudełko i coś z niego wyciąga. Silę się aby zobaczyć co to, ale mam mroczki przed oczami. Czuję jedynie jak delikatne dłonie łapią mnie i próbują ułożyć na plecach. Nie zapieram się, jednak wykrzywiam twarz, bo w tamtej pozycji było mi przyjemniej.

Mroczki ustępują, więc spoglądam niewyraźnie na mężczyznę który właśnie podwija mój już nie biały top lekko do góry. Na jego twarzy maluję się grymas, gdy widzi moje rany.

Bierze w dłoń coś z podajże apteczki, ale skupiam się nie na tym, a jego oczach. Są to te same co w więzieniu i lesie. Ten sam błękitny jak niebo kolor.

Aż nagle dociera do mnie ból, gdy mężczyzna robi kolejny ruch i usuwa następne kawałki szkła. Wyciąga igłę oraz nici, aby zszyć jedną z ran. Wbija je w moją skórę.

Klnę pod nosem i energicznie łapię jego nadgarstek, co widocznie go zaskakuje.
Natychmiast jednak puszczam, bo dłoń bardzo piecze.

Chce mi się wymiotować, ale przecież nie mam czym. Zaciskam mocno powieki i układam głowę na boku w stronę ściany, aby tylko znajdować się jak najdalej stąd.

Mam wrażenie, że zasypiam, a może po prostu mdleję. Nie ma to dla mnie znaczenia, bo dzięki temu rochę się rozluźniłam i część mego umysłu odpływa gdzieś daleko.

Odczuwam po chwili jak mężczyzna owija mój brzuch prawdopodobnie bandażem. W pewnym momencie gdy obraca mnie na bok, aby przewinąć materiał przez moje plecy, nagle zatrzymuje się, a jego oddech ustaje.

Nie myślę o tym, że mógł zobaczyć moje blizny. W sumie nie znam tego mężczyzny, więc nie ma to większego znaczenia. Kimkolwiek jest, jestem mu bardzo wdzięczna za udzieloną mi pomoc. Kiedy kończy owijać moją talię dookoła, zabiera się za dłonie. Idzie mu to całkiem sprawnie, dlatego nie narzekam na nawracający ból gdy pozbywa się odłamków szkła. Już po chwili moje dłonie tak jak brzuch owinięte są bandażami.

Słyszę zatrzaskiwanie apteczki, następnie mężczyzna gasi światło. We wpadającym przez okno połysku księżyca, migają mi jego oczy.

- Nikomu o tym ani słowa - szepcze stanowczo. Przyszedł tu po kryjomu.

Kiwam no potwierdzenie głową i wydobywam z siebie tylko ciche Dziękuję.

Zamykam oczy i zasypiam prawdopodobnie jeszcze przed wyjściem tajemniczej osoby z pomieszczenia.

•••

Budzę się następnego dnia wcześnie rano, czując się całkiem dobrze. Mam wrażenie, że cała akcja z ucieczką, a następnie wizyta niebieskookiego w piwnicy to tylko sen, dopóki nie widzę zakrwawionego materaca, moich brudnych ubrań czy bandaży na ciele. Dociera też do mnie słabszy niż wczoraj ból.

Krzywiąc się wstaję i podchodzę dwa kroki do szafki nocnej. Leży na niej szklanka wody, zużyta rolka bandażu oraz kartka. Jakiś list.

Biorę go do zabandażowanej dłoni i przewijam wzrokiem.

Kazałem przynieść ci trochę bandaży
i wodę, abyś mogła się opatrzyć.
Liczę jutro na spotkanie, gdzieś obok
powinna leżeć walizka. Zajrzyj do niej.

MAFIA QUEENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz