✏5✏

31 5 0
                                    

Otworzyłam oczy, po czym rozejrzałam się do okoła z myślą, że to wszytko było snem.
Bezsilnie westchnęłam obracając się w stronę okna.
Co jeśli stąd nie ucieknę? Nonsens uda mi się. A co jeśli mnie zabiją? Chyba od razu by to zrobili, chyba by się nie bawili w porwanie.
Do moich oczów napłynęły łzy. Byłam przerażona.
Usłyszałam ciche otwieranie drzwi. Wstrzymałam oddech, starając się udawać że śpię. Powolny krok zbliżał się do mojej osoby. Do moich nozdrzy dotarł zapach.
Przepyszny zapach, który rozbudził mój żołądek. Zignorowałam ten stan, i skupiłam się na udawaniu.
Usłyszałam westchnienie, a potem mały szmer, który zapewne był spodowany kładzeniem talerza. Kiedy w pomieszczeniu rozniósł się dźwięk zamykanych drzwi, otwarłam oczy, łapiąc oddech.
Przełknęłam ślinę zerkając przez ramię czy na pewno zostałam sama. Gdy tak było podniosłam się na rękach, a moim oczom ukazał się pełny talerz z goframi. Była bita śmietana, i przeróżne owoce.
Oblizałam usta, walcząc z głodem. Klęknęłam na materacu. Powoli zeszłam z łóżka, i usiadłam na podłodze. Pozycja nie była wygodna, ponieważ jedna ręka była wyżej przez to że była zakłuta kajdankami.

W południe, poczułam masakryczne osłabienie. Oczy same mi się kleiły, a suchość w ustach było do nie zniesienia. Zerknęłam na blondyna, który kładzie talerz z obiadem, w raz z napojem. Spojrzał na mnie, a potem na nie zjedzone gofry.
Przymróżyłam oczy, czując że zaraz odlecę. W milczeniu zabrał poranny posiłek, i zostawił mnie.
Sięgnęłam ręką po talerz. Spojrzałam na zawartość. Ziemniaki, wraz z polędwiczką. Zagryzłam zęby, biorąc zamach, i wyrzucając rzecz.
Talerz rozbił się o podłogę, a jego zawartość poleciała w każdą inną stronę. Wolę tak zginąć.

Do moich uszów doszedł dźwięk otwierających się drzwi. Hardym wzorkiem popatrzyłam w tamtym kierunku. Nie zważałam na to że z każdą sekundą czułam się gorzej.
Brunet stanął w progu trzymając talerz. Spojrzał na mnie, a potem jego wzrok skierował się w miejsce gdzie pozbyłam się jedzenia.
Jego kącik ust drgnął. Zamknął za sobą drzwi, po czym w milczeniu usiadł przede mną na podłodze. Patrzył przez chwilę ze swoim obojętnym wzrokiem.
Położył naczynie na panele, i przysunął talerz w moją stronę.
Automatycznie mój wzrok wylądował w to miejsce. Mój żołądek domagał się posiłku, ale nie mogłam.
Odwróciłam głowę w drogą stronę i zamknęłam powieki.

- Musisz coś zjeść - jego zachrypnięty głos odbił się od ścian.

Nie odezwałam się. Milczałam.

- Weronika - jego stanowczy głos, zadziałał na mnie przerażająco.

Niepewnie zerknęłam na niego. Jego czekoladowe oczy wierciły dziurę we mnie. W mojej duszy, która błagała o pomoc.

- Zacznij jeść - po jego tonie głosu, byłam pewna że dał mi rozkaz.

Opuściłam głowę w kierunku naczynia. Oblizałam usta, i poprawiłam się na podłodze. Kiedy byłam dobrze ułożona, kopnęłam talerz najdalej od siebie jak się dało. Po czym zabójczym wzorkiem popatrzyłam na niego.
W ułamku sekundy brunet znalazł się koło mnie. Jego ręce wylądowały po obu stronach mojego ciała, opierając się o ramę łóżka.
Przez co jego głowa była blisko mojej.
Za blisko.

- Jeszcze raz tak zrobisz, a nie będę się hamował - jego oddech stał się ciężki i szybki.

Podświadomość mi mówiła że nie kłamał.

- Zaraz przyniosę kolejną porcję. I radzę zjeść - powoli odsunął się od mojej osoby.

Przed oczami zrobiło mi się ciemno, a w płucach jakby brakowało mi tlenu. Poczułam masakryczne mdłości, i jak moje powieki się zamykają.
Ostanie co pamiętam to jak moje ciało ląduje na podłodze.

•***•

Poczułam pod sobą coś miękkiego. Położyłam rękę wzdłuż swojego ciała, macając przestrzeń.
Leżałam znów na łóżku.
Brunet musiał mnie tu położyć, przecież zemdlałam na podłodze.
Powoli podnosiłam się, aby usiąść.
Zauważyłam go na przeciwko siebie, siedział sam ich szef. Z prostą postawą, na krześle patrzył na mnie. Jego klatka piersiowa spokojnie i wmirawomo podnosiła się, a jego usta były ułożone w mały uśmiech.
Zerknęłam na bolący już nadgarstek. Szarpnąłam ręką, przez co metalowa rzecz zabrzęczała. To był jednak błąd, ponieważ od razu ból się nasilił.

- Czemu nie jesz? - zignorowałam go.

Swoje oczy skierowałam na okno, patrzyłam na niebo.
Było w kolorze różu. Zapewne już był wieczór.

- Zadałem pytanie - wciąż nic.

- Weroniko nie ignoruj mnie. - przełknęłam ślinę czując jak na moim karku odbił się jego oddech.

Sparaliżowało mnie to.

- Bo nie jestem głodna - szepnęłam.

Skrawek materaca, ugiął się pod czyimś ciężarem. Znaczy, jego ciężarem. Położył na moich nogach, naczynie wraz z widelcem.
Mój żołądek zaburczał tak głośno, że nawet ten psychol to usłyszał.

- Teraz jedz - rozkazał.

- Nie - powiedziałam głośniej.

Jakaś metalowa rzecz dotknęła mojej skroni. Złapałam łapczywie oddech, zauważając kątem oka co to było.

- Jedz - powtórzył.

I tak uczyniłam. Powoli brałam kęs, za kęsem. Żołądek się radował z każdym kawałkiem obiadu. Po chwili naczynie było pusto.

- Żeby to był ostatni raz. Masz jeść normalnie. Zrozumiano? - pokiwałam głową, i wtedy on w końcu odłożył broń.

Serce mi kołotało. Widziałam do czego jest zdolny. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy zauważyłam rękę obok swojej. Wziął naczynie, po czym odłożył je na stolik nocny.
Powoli wziął moją dłoń, i kluczykiem ściągnął kajdanki.

- Teraz idziemy się myć - wstał z łóżka, zerkając na mnie.

Jak to my?

Powoli wstałam z materaca. Lekko się zachwiałam, czując jak wiruje mi świat.
Chłopak zrobił krok w moją stronę, ale zanim mnie złapał, zrobiłam dwa kroki  do tyłu.
Czułam się jak mała owieczka przy wilku.

- Chodź - wyszedł z pokoju.

Niepewnie ruszyłam w jego stronę. Wyszłam z pokoju, od razu się rozglądając. Duży korytarz, a po mojej prawej duże schody prowadzące na dół.
Przeszliśmy do samego końca korytarza, omijając przeróżne drzwi. Jeden rzucił mi się w oczy. GABINET. Brunet otworzył pomieszczenie.
Moją uwagę przykuła głucha cisza. Tak jakby byśmy byli tylko my.
Weszłam do środka. Na przeciwko mnie znajdowała się gigantyczna wanna. Po lewej umywalka, a nie opodal toaleta.
Po prawej stronie była szafka, i szafeczka a nad nimi wisiało lustro.
Na szafie leżała sterta damskich ciuchów.

- Masz czas. Umyj się - i wyszedł.

Szybko podbiegłam do drzwi, zamykając je kluczykiem. Mimo to że była metalowa rzecz w zamku, na klamkę powiesiłam ręcznik. Aby mieć pewność że nie patrzy przez dziurkę. Stanęłam na środku pokoju, zaczynając patrzeć na każdy zakamarek tego pomieszczenia. Szukałam kamer, dziury. Żeby mnie nie widział.
Kiedy nic nie zauważyłam powoli podeszłam do wanny. Ciepła kompiel mi się przyda.
Odkręciłam kran, po czym zaczęłam się rozbierać.

Weszłam do wody, a moje ciało od razu zareagowało na ciepłą rzecz.
I co teraz?
Przymknęłam oczy, zanurzając się.
Byłam pod powierzchnią wody. Nie wzięłam powietrza. Chcę być przy rodzicach.
Kiedy czułam jak brakuje mi powietrza w płucach, walczyłam sama ze sobą. Walczyłam z instynktem który mówił zaczerpnij powietrza. To trwało dość długo. Myślałam że już wygrywam, ale moje ciało samo zdecydowało za mnie. Szybko usiadłam z szeroko otwartymi oczami, łapiąc łapczywie oddech.
Kiedy się trochę uspokoiłam, zaszlochałam.
Byłam w jebanym piekle.








Jak są błędy to przepraszam!!!!

⭐ Cenię
💭Kocham

Ig: _Violet_love124

~Wi~

Król Mafii Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz