1

67 7 1
                                    

Anabelle Garcia

13.05.2017

Uciekałam, gonił mnie a ja byłam po prostu bezradna, wbiegłam do pokoju, zamknęłam drzwi, które miały szybę.
Kucałam usilnie wpatrując się w szybę, widziałam jego posturę przez szkło, jasne drewno po mojej prawej stronie oraz ciemne drzwi po lewej, czekałam aż wykona ruch.
-Anabelle, jesteś tam prawda? Wiem, że tak, przecież cię widzę -zachrypiał śmiejąc się a mnie przeszły ciarki.
Spojrzał na drugie drzwi, obie pary były obok siebie.
-Jesteś mądra, a próbujesz mi uciec tamtymi drzwiami? Kochanie... -zacmokał i zauważyłam, że złapał za klamkę, ale nie otwierał drzwi.
Już prawie wstawałam, ale bałam się, co jeśli nie ucieknę? Co jeśli to tylko wywoła więcej problemów?
-Wybierz, Anabelle -warknął ochryple uchylając drzwi.
Spojrzałam ostatni raz na drzwi, ale ich nie wybrałam, nie uciekłam.
Pozwoliłam mu wejść do pokoju.

          ♡

Natychmiast zerwałam się z łóżka, to tylko sen.
Spojrzałam na drzwi po lewej, ciemne ozdobione ładnymi kwiatkami, ze srebrną klamką, nigdy ich nie otwierałam, odkąd się tu wprowadziłam drzwi były po prostu zamknięte.
Przeciągnęłam się i usłyszałam pukanie do drzwi wejściowych.
Westchnęłam i podniosłam się z łóżka.
Przetarłam oczy, założyłam czarne kapcie i przeszłam przez jasne drzwi, przedpokój, połączony z salonem był w odcieniach butelkowej zieleni, podeszłam do masywnych drzwi z ciemnego drewna i otworzyłam je.
-Anabelle Garcia? -spytał mężczyzna na co kiwnęłam głową, jednak on na mnie nie patrzył, a sprawdzał coś na telefonie.
-Anabelle Garcia? -spytał jeszcze raz -to Pani? -rudowłosy uniósł brew na co wydusiłam z siebie -Mhm, to ja -wyciągnęłam ręce przed siebie, zabierając paczkę od niego.
-Dziękuje, jest opłacona? -spytałam na co potwierdził, więc pożegnałam mężczyznę krótkim. „Miłego" praktycznie zamykając mu drzwi przed nosem.
Usłyszałam, że coś burknął, ale nie przejęłam się.
-Nareszcie-westchnęłam do siebie i usiadłam na białej kanapie, rozpakowałam paczkę, byłam szczęśliwa, rozpakowałam narzędzia do sterylizacji, nową maszynkę, igły, wszystko pochowałam.
Weszłam na wiadomości w telefonie i zapisałam nowe terminy, odpisałam na wiadomości. Po wszystkim wstałam i ruszyłam do kuchni, przeszłam przez salon, do kuchni nie wstawiłam drzwi, pomieszczenie miało szare meble, białe kafelki na ścianach i podłodze. Z lodówki wyciągnęłam sobie makaron z sosem z poprzedniego dnia, podgrzałam go chwile na patelni, nie siłowałam się nawet na wyciąganie talerza, położyłam deskę do krojenia na stolik a na nią patelnię, uważając by się nie poparzyć. Jedząc makaron dostałam wiadomość, więc prędko odpisałam;

Nieznany: mogę się spóźnić 10 minut?

Ja: 10 maksymalnie, inaczej nie robimy.

Nie lubiłam jak ludzie się spóźniali, ale czasem było to do zaakceptowania, jednakże tylko czasem. Antoine miał dzisiaj przyjść na swój pierwszy tatuaż, nie poznaliśmy się wcześniej, projekt mu wysłałam i go zaakceptował, chciał wytatuować sobie praktycznie całe plecy, mimo, że mówiłam mu, że to mocno średni pomysł. Spojrzałam na zegar i uśmiechnęłam się do samej siebie, była 9:34, więc do jego przyjścia miałam jeszcze trochę ponad godzinę, bo zaznaczył, że się spóźni. Po zjedzeniu umyłam naczynia i skierowałam się praktycznie od razu pod prysznic, namoczyłam ciało i sięgnęłam po wiśniowy płyn, myłam skórę  starając się nie moczyć włosów, to by było totalnie bezsensu, nienawidzę myć swojej głowy, głównie dlatego, że zajmuje to naprawdę dużo czasu. gdy wyszłam z łazienki od razu spojrzałam na zegarek, zostało mi tylko czekanie na chłopaka, jednak mijały minuty, a on nie przychodził.

Ja: Antoine, wszystko ok? 

Ja: halo????

Ja: ????????

Ja: minęło 30 minut, mogłeś mi napisać, że nie dasz rady.

czekałam wciąż, jednak po kolejnej godzinie zaczęłam do niego dzwonić, nie odbierał ode mnie, włączała się idiotyczna poczta. Byłam wściekła, jak on tak śmiał, jeszcze poszłam mu na rękę i zgodziłam się bez zadatku, byłam głupia a to był mój kolejny zły wybór.
Odetchnęłam i zaczęłam zbierać swoje rzeczy, ten dzień był jakiś dziwny, najpierw sen, później ten kurier i jeszcze zniknięcie Antoine'go.

Większość dnia upłynęła mi dobrze, jedna osoba w ostatniej chwili wzięła termin za Antoine'go na mały tatuaż, w międzyczasie zjadłam zamówioną pizzę a wieczorem uznałam, że udam się na imprezę, w końcu czasem można się rozerwać.
Stanęłam przed lustrem, miałam na sobie różową sukienkę do połowy uda i płaskie buty, ciemna skóra z połączeniem różu dobrze współgrała, a w czarne, kręcone, upięte w koka włosy wpięłam kilka różowych spinek i poprawiłam loczki z przodu twarzy. Pomalowałam rzęsy i nałożyłam błyszczyk.
Wzięłam taksówkę i dojechałam na miejsce, impreza była w domu Raphaëla, którego znałam jeszcze z czasów szkolnych, znaliśmy się praktycznie całe życie, brunet był moim przyjacielem od zawsze. Weszłam do jego domu, gdzie już leciała głośna muzyka a w pomieszczeniach było czuć ogrom alkoholu, zapachu ludzkich perfum i papierosów, może zmieszane też z jakimś ziołem.
Raphaël podszedł do mnie na co od razu go przytuliłam
-Jesti królowa imprez -zaśmiał się chłopak na co wzruszyłam ramionami z głupim uśmiechem
-Co mogę poradzić, ja umiem po prostu rozkręcić imprezę. -Chłopak się zaśmiał i złapał mnie za rękę, nim się obejrzałam wylądowałam na podłodze z jakimiś obcymi ludźmi, grali w butelkę.
-O proszę, Anabelle, prawda czy wyzywanie? -spytał Arthur na co zaśmiałam się
-Nie znasz mnie? Wyzwanie -wzruszyłam ramionami
-Cóż, twoje wyzwanie to pocałowanie z tego grona najładniejszej, lub najprzystojniejszej osoby -uśmiechnął się poruszając brwiami.
Zmarszczyłam czoło krzywiąc się, ale uśmiechnęłam się. Z torebki wyjęłam okrągły przedmiot, ludzie przyglądali mi się. Spojrzałam na siebie w lusterku i westchnęłam.
-Najpiękniejsza-zaraz po tych słowach pocałowałam własne odbicie a ludzie zaczęli się śmiać i klaskać, na co wzruszyłam ramionami.
Przyszła moja kolej, zakręciłam i padło na chłopaka, przyjrzałam mu się i ze zdziwienia uniosłam brwi. To ten sam kurier, który rano przywiózł mi paczkę!
-Prawda czy wyzwanie? -spytałam spoglądając na niego pytająco.
Uniósł na mnie wzrok, przez jego twarz od razu przeszło zdziwienie, ale po dłuższej chwili odpowiedział pewny siebie
-Wyzwanie-patrzył mi prosto w oczy, nie zrywałam kontaktu wzrokowego, jakbyśmy toczyli wojnę na spojrzenia.
-Siedem minut w niebie, panie nieznajomy, wybierz sobie nieszczęśnika -uniosłam kpiąco kąciki ust na co widziałam, że w jego oczach coś błysło.
-Zapraszam-wyciągnął do mnie dłoń na co kilka osób zaczęło wydawać dźwięki bliższe zwierzęcym niż ludzkim, gdzie ja kurwa trafiłam?
Na chwilę się zawahałam, znowu dwa wybory, mogłabym zostać, albo pójść z nim.
Wzięłam dwa wdechy i wstałam, ale nie złapałam jego dłoni, po prostu ruszyliśmy po schodach na górę, weszliśmy do jakiejś garderoby i uniosłam głowę by na niego spojrzeć
-kurier -fuknęłam
-ciemnoskóra wredna baba? -parsknął na co się od razu oburzyłam.
-to prawie rasistowskie! -uniosłam brew na co machnęłam dłonią -żartowałam.
Siedzieliśmy w ciszy przez okrągłe sześć minut, bo minutę straciliśmy na poznanie się, a raczej na to, że ja jestem wredna a on jest kurierem, ciekawa sytuacja. Już chciałam złapać za klamkę, jednak...

———
Kiedyś mi za ten polsat wybaczycie!
Buzi 🩷🎀
Kolejny rozdział wleci niedlugo
~Lola

Coś między drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz