Rozdział dziewiąty. Przyjaciele Liama

292 38 17
                                    

Rudowłosa dziewczyna miała na imię Celia. Stała na zewnątrz z różowym vape'em w dłoni. Proste włosy spływały jej luźno po plecach. Jasna skóra, usiana piegami tak licznymi, że nie dałoby się ich zliczyć, mieniła się w świetle lampek zawieszonych nad tarasem. Miała na sobie czarną sukienkę, kończącą się w połowie uda, przylegającą do jej smukłego ciała jak druga skóra, czarne trampki, a na ramionach zarzuconą obszerną dżinsową kurtkę, która na pierwszy rzut oka wydawała się męska. Orzechowe oczy solidnie okolone eyelinerem zaiskrzyły radośnie na nasz widok.

Czy też na widok Liama, bo przecież to jego znała i to na nim skupiała się chwilowo cała jej uwaga.

– W końcu jesteś! – krzyknęła, gdy dzieliło nas od niej jeszcze kilka kroków. – Już myśleliśmy, że nas wykiwasz. Cześć!

Dzielący nas dystans skurczył się na tyle, że mogła bez skrępowania rzucić mu się na szyję. Z gardła Liama wyrwało się głuche sapnięcie, kiedy mocno go objęła, stając na palcach.

Subtelnie, ale znacząco ją od siebie odsunął. Wyglądało na to, że nie był specjalnym fanem takich czułości. W sumie dał mi się poznać od takiej strony, że wcale mnie to nie dziwiło. Liam był uprzejmy, potrafił być towarzyski, ale z zasady trzymał ludzi trochę na dystans i chyba nie dopuszczał do siebie nikogo przypadkowego. Nawet przyjaciół trzymał poza swoją sferą osobistą. Wychodziło na to, że był stereotypowym introwertykiem. Moim przeciwieństwem.

Odchrząknął.

– Witaj, Celio – przywitał się, robiąc krok w tył. – Gdzie reszta?

Prychnęła.

– W środku. Zostawili mnie. Colton powiedział, że od palenia wyschło mu gardło, a Siobhan zadeklarowała, że nie będzie wspierać mojego nałogu. Podli ludzie.

– Straszna tragedia.

– Żebyś wiedział – przytaknęła, mimo że musiała wyłapać sączący się z Liama sarkazm. Nagle przekręciła lekko głowę, po czym jej oczy spoczęły na mnie, wypełnione wyraźnym zainteresowaniem. – Ty musisz być tą Amerykanką, o której Liam tyle opowiadał.

Wyciągnęła w moją stronę dłoń, którą machinalnie ujęłam, bo mój mózg odtwarzał jej słowa w nieprzerwanej pętli.

Liam tyle opowiadał.

Opowiadał o mnie.

Szybko jednak oprzytomniałam. Przecież to wcale nie musiało nic znaczyć.

– Wcale tyle nie opowiadałem – mruknął speszony, potwierdzając moje brutalnie realistyczne myśli. – A ty chyba za dużo już wypiłaś.

Rzeczywiście, policzki dziewczyny były zaróżowione, a spojrzenie zaszklone. Pewnie to rozwiązało jej język i sprawiło, że paplała, co jej ślina na język przyniosła. Może to nawet nie była prawda, może wyolbrzymiła coś, co zasłyszała przypadkiem, i nadała temu większe znaczenie. Między innymi dlatego nie lubiłam alkoholu. Ludzie po nim nie mieli filtrów, często sami nie wiedzieli, co mówią, potem o tym zapominali, a w skrajnych przypadkach zyskiwali całkiem nową, niekoniecznie pozytywną twarz.

Przyjaciółka całkowicie zignorowała Liama.

– Celia – przedstawiła się, żwawo trzęsąc moją ręką.

– Emma.

– Miło mi się poznać, Emmo – odparła, rozluźniając palce. – Zwykle strasznie ciężko wyciągnąć Liama na wieczorne wyjście, więc jestem pod wrażeniem, że tobie udało się to tak łatwo.

Otworzyłam usta, spłynęła na mnie fala zdziwienia.

– Oh, ja nie...

Chciałam powiedzieć, że to wcale nie moja zasługa, przecież to właśnie on mnie zaprosił, ale nie miałam takiej szansy.

🍀Somewhere over the rainbow🍀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz