ɪ

307 30 111
                                    

- Do widzenia - mruknąłem sennie do wychodzącego klienta.

Gdy drzwi sklepu się zamknęły, spojrzałem na zegarek na moim nadgarstku. Westchnąłem głośno zadowolony.

- Mike, ja już wychodzę! - krzyknąłem do współpracownika na tyle głośno, by usłyszał mnie z pokoju socjalnego. - Muszę się spieszyć! Posprzątasz za mnie, a jutro ja posprzątam za ciebie, okej?! - spytałem, zdejmując z siebie zielony fartuch, który był obowiązkiem w mojej pracy jako barista.

- Nie ma sprawy! - odkrzyknął facet.

- Święty człowiek... - mruknąłem do siebie pod nosem, odkładając fartuch pod ladę.

Z uśmiechem na twarzy skierowałem się ku wyjściu, po drodze upewniając się, że na pewno mam w kieszeni i telefon i portfel.

- Dobranoc! - krzyknąłem, po czym nie czekając na odpowiedź wyszedłem z kawiarni, przy okazji przekręcając kartkę tak, by zza drzwi widoczny był napis "zamknięte".

Ah... Wolność... W końcu! Ten dzień strasznie się dłużył!

Melis zrób to, Melis zrób tamto... A w domu czeka na mnie zimne, czerwone wino!

Odetchnąłem głośno z ulgą, odchylając głowę do tyłu.

Przechadzałem się w spokoju po cichej, oświetlonej przez lampy ulicy, gdy nagle do moich uszu dobiegł głośne mamrotanie.

Na początku miałem zamiar to zignorować, jednak ciekawość przezwyciężyła wszystko.

Tak więc przechodząc obok ciemnej uliczki z której dobiegały szepty, zerknąłem w tamtą stronę.

- Kurwa... - przeklnąłem pod nosem, a cała moja radość z życia magicznie odleciała.

Natychmiast schowałem się za rogiem budynku po tym co ujrzałem.

Cholera, miałem nadzieję na spokojny wieczór!

Co zrobić, jak dwaj rośli faceci stoją nad wpół martwym ciałem trzeciego mężczyzny? Ah, telefon!

Drżącymi przez buzujące we mnie emocje dłońmi sięgnąłem po telefon do tylnej kieszeni spodni, po czym niezdarnie go z niej wyciągnąłem. Niestety źle chwyciłem urządzenie, a to z hukiem uderzyło o twardy chodnik.

Moją twarz oblał zimny pot, a ja nie wiedząc co robić, zerknąłem zza rogu z ogromną nadzieją na to, że nikt tego nie usłyszał.

Omal nie pisnąłem gdy zdałem sobie sprawę, że obaj mają wzrok skierowany w moją stronę. Natychmiast zakryłem usta dłonią by nie wydobyć żadnego dźwięku i z powrotem schowałem się za rogiem.

Nie wiedziałem co robić, a nawet gdybym wiedział, nie mogłem się ruszyć. Moje ciało zdretwiało, a nogi zrobiły się jak z waty.

Usłyszałem tupot ciężkich butów, jednak oddalających się ode mnie. Dopiero po trzydziestu sekundach w końcu odetchnąłem, zdziwiony tym, że mężczyzna nie ruszyli na mnie, tylko uciekli.

Podniosłem telefon z ziemi, włączyłem w nim latarkę i ponownie zerknąłem w uliczkę. Oprócz pobitego, pół przytomnego mężczyzny nikogo tam nie było.

Nie zastanawiając się dłużej, podbiegłem do faceta. Ten w między czasie wstał do siadu, chwytając się za głowę. Ja kucnąłem przy nim, telefon odkładając obok nas.

- Przepraszam, spieszę się - powiedział starszy facet, zanim ją zdążyłem chociażby otworzyć usta.

- Słucham? - prychnąłem, ze zdziwieniem i lekkim oburzeniem wpatrując się w mężczyznę wstającego z trotuaru.

Love In Debt  {𝐵𝑜𝑦𝑠 𝑙𝑜𝑣𝑒} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz