ᴠɪɪɪ

151 20 31
                                    

Przeniósł swoją dłoń którą sciskał moją szczękę na tył mojej głowy, przy tym jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek.

Jego usta smakowały jak drogie whiskey. A ja bardzo nie lubię whiskey... I facetów.

Spróbowałem go od siebie odepchnąć. Pierwszy, drugi, trzeci raz, jednak on nawet nie drgnął. Dalej uporczywie trzymał swoje usta przy tych moich.

Aż w końcu zdecydowałem się mocno ugryźć jego dolną wargę.

Tak więc zrobiłem to.

On syknął z bólu, odsuwając się ode mnie o kilka kroków.

Nie zastanawiając się wiele, natychmiast podbiegłem do zlewu. Odkręciłem kran i dokładnie wypłukałem zawartość swojej buzi kilka razy. Mimo, że w moich ustach nie zalegała już jego ślina, ja dalej czułem wielką chęć zwymiotowania... A najlepiej na jego ubrania!

- Pojebało cię do reszty?! - pisnąłem, na chwilę przerywając wycierania ust przedramieniem. - Jesteś chory! - krzyknąłem.

Automatycznie cofnąłem się, gdy na niego spojrzałem. Patrzył na mnie, jakby miał zaraz rozszarpać mnie na strzępy...

Jego przymglony wzrok był widocznie wściekły... I to bardzo.

Trzymał się za dolną wargę, w którą go właśnie ugryzłem.

- Już żałuję, że cię nie utopiłem - warknął, robiąc powolne kroki w moją stronę.

- I co zamierzasz teraz zrobić? - prychnąłem, cofając się o kolejne kroki w tył. - Zgwałcisz mnie, potworze?! - krzyknąłem.

I w tym momencie drzwi do kuchni się otworzyły. Mój wzrok od razu padł na osobę wchodzącą do środka.

Znam tą twarz...

- Armand! - krzyknął uśmiechnięty szatyn podchodząc do szefa mafii, lekko kołysząc się na boki.

Czy to nie ten facet, który zaczepił mnie na balu?...

Szef mafii spojrzał się z lekkim zdziwieniem na widocznie podpitego szatyna.

- Lin, do kurwy nędzy, co ty tu robisz?! - ponownie warknął, tym razem szybkim tempem podchodząc do pijanego. - Jest pierwsza w nocy, pijaku zasrany - powiedział już spokojniej, próbując pomóc szatynowi utrzymać równowagę.

- Nie jestem wcale tak pijany - prychnął, odpychając od siebie wyższego. - Nie będę cię nawet okłamywać, nie przyszedłem tu by z tobą pogadać - powiedział, podtrzymując się wyspy kuchennej.

- Nawet mi taki absurd przez myśl nie prze..

- Nie przerywaj mi stary skurwielu - niższy zdecydowanie przerwał brunetowi, przez co aż z moich ust wydobył się cichy śmiech. Oni na szczęście zdawali się tego nie usłyszeć. - Przyszedłem spytać się o niego - wskazał na mnie palcem.

I wtedy już przestało być mi do śmiechu.

- I co z nim? - zapytał szef mafii, widocznie zainteresowany.

No chyba sobie ze mnie żarty robicie...

- Nie będę omijał w bawełnę... - westchnął. - Chciałbyś go może sprzedać? - uśmiechnął się "uroczo" do szefa mafii.

Brunet od razu spojrzał się na mnie. Patrzył na mnie tak przez dłuższą chwilę, jakby się nad czymś zastanawiając.

Czułem, jak moje ciało oblewa zimny pot.

Nie może mnie sprzedać, prawda? Przecież miałem tylko spłacić dług, a potem stąd odejść, prawda? Nie zostanę niewolnikiem na zawsze... Prawda?...

Love In Debt  {𝐵𝑜𝑦𝑠 𝑙𝑜𝑣𝑒} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz