ɪɪ

236 23 114
                                    

- Rozumiemy się? - zapytał, posyłając mi promienny, jednak niezaprzeczalnie sztuczny uśmiech.

- ... Jasne - skłamałem po chwili zastanowienia.

- I pięknie - klasnął w dłonie, z jeszcze większym uśmiechem. - To mi się widzi. Grzeczny chłopak... - mruknął, nagle kładąc dłoń na mojej głowie. Następnie poczochrał moje włosy, jakbym był jakimś zwierzęciem...

- Kurwa, nie jestem psem! - wstawszy z krzesła na którym dotychczas siedziałem, odepchnąłem rękę bruneta.

Facet powoli schował dłoń z powrotem do kieszeni, wpatrując się na mnie, tym razem... Chłodnym wzrokiem. Moje ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz.

- ... Zobaczymy... - mruknął w końcu, patrząc na mnie z góry, przez co ja automatycznie przesunąłem się w bok, by się od niego chociaż trochę oddalić.

- Słucham? - prychnąłem, marszcząc brwi.

- To chyba wszystko, co chciałem - powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu, tym samym ignorując moje pytanie. - Będę leciał... - mruknął, po czym skierował się mozolnym krokiem w stronę wyjścia.

- Chwila, a mój telefon? - przypomniałem, wyciągając w stronę mężczyzny otwartą dłoń.

Brunet westchnął głośno, po czym powoli, z widoczną niechęcią odwrócił się w moją stronę.

- Telefon? - zapytał, jakby z lekkim rozbawieniem. - Zapomnij - prychnął. - Telefon zostaje ze mną - dodał.

- A jak będę się z tobą kontaktować?! - krzyknął, z irytacją wyrzucając ręce w górę.

- Znajdę cię, gdy będę potrzebny, kotek - mruknął od niechcenia, po czym ponownie odwrócił się w stronę drzwi.

Cholera...

Jeśli uda mi się przeżyć, już nigdy nie będę na tyle dobry, by pomagać innym...

⁠✯✯✯

- Ja lecę, do zobaczenia! - krzyknąłem do mojej przyjaciółki za barem, po czym natychmiast wyszedłem z kawiarni.

Ah, kocham mieć przyjaciół!

Mimo, że nienawidzę ludzi, czasami takie znajomości są na korzyść...

Kolejny raz wyrwałem się dzisiaj z pracy. Dzisiaj już nieco szybciej niż ostatnio, bo o 17.

Co powinno być głupie w moim przypadku, bo przecież powinienem zasuwać od rana do nocy, ponieważ mam do spłaty dwu milionowy dług...

Cóż, nie jestem takim tchórzem na jakiego mogę wyglądać.

Wiem, że ten mafioza mówił, że nie mam iść na policję... Ale co mi grozi?

Pójdę na komisariat i nic już mi się nie stanie. Ja będę pod ochroną policji, a oni dzięki mnie złapią szefa mafii...

Ah, będę wolny!

Zbliżałem się coraz szybciej niemal w podskokach, gdy oczom ukazał mi się spory, biały budynek policyjny.

Na twarz mimowolnie wpełzł mi uśmiech, z myślą o tym, że uda mi się wsadzić do więzienia prawdziwego szefa mafii...

Z ust natychmiast opadł uśmiech, gdy dosłownie dwa budynki przed komisariatem zostałem wciągnięty w ciemną, ciasną, wilgotną uliczkę pomiędzy mieszkaniami.

Twarzą zostałem przyciśnięty do ściany, moje nadgarstki ktoś zacieśnił w uścisku, a drugą dłonią zakrył moje usta, przez co nawet nie zdążyłem wydobyć z siebie najmniejszego krzyku, pisku...

Love In Debt  {𝐵𝑜𝑦𝑠 𝑙𝑜𝑣𝑒} Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz