5.

66 7 19
                                    

Rozdział nie został sprawdzony pod względem błędów ortograficznych itp...
Z góry przepraszam!




- Wypuść mnie! - Warknęłam a stronę mężczyzny a w moich oczach panowała furia.

Aaron Smith. Mówiłam już, że jest potworem? Tyranem? Jest gorszy od szatana.
Chodź gorszy to za mało powiwedziane.

Gdy byłam mała miałam jeszcze nadzieję, że on się zmieni, że w jakimkolwiek stopniu musiał mnie kochać, prawda? Bo wciąż jako dziewięciolatka wciąż żyłam w złudnej nadzieji o tej całej rodzinnej miłość, o tym, że miłość istnieje już od pierwszego wejrzenia. Gówno prawda.

Znowu zacisnęłam ręce w pięści i walnęłam nimi z całych sił w drzwi.

- Aua! - Jęknęłam gdy poczułam ból.

Normalnie w takich okolicznościach bym się rozpłakała ale nie. Wyczerpałam limit łez. Teraz byłam doszczętnie obojętna.

Wsłuchiwałam się w odgłosy dobiegające zza ściany.
- Wypuść ją.

Nie...nie możliwe.

- Nie będziesz mi rozkazywała. - Odpowiedział ojciec. - Czekają na nią jeszcze pięciu klientów.

Kobieta zaśmiała się ale to zdecydowanie nie był śmiech przepełniony szczęściem.

- Ona nie jest rzeczą aby ci szmaciarze się nią bawili Aaron! To moja córka i nie ma szans, że ci na to pozwolę! Nie mogę sobie nawet wyobrazić co ona musiała przejść gdy ją musiałam odejść!

Mama.

Tym razem nie zważając już na ból coraz mocniej i szybciej uderzałam w drzwi.
Na marne.

Odwróciłam się w stronę balkonu.
Bingo.
Uśmiechnęłam się chytrze i wyciągnęłam z szafy trzy duże prześcieradła.
Związałam je na końcach i upewniwszy, że jest dość mocno związane aby mnie utrzymać przywiązałam ją do barierki.

Zmówiłam chyba wszystkie możliwe modlitwy i wzięłam kilka głębokich oddechów po czym przeszłam okrakiem przez barierkę i najmocniej jak mogłam ścisnęłam pięściami materiał prześcieradła.

Spojrzałam w dół i przełknęłam gule w gardle. Spokojnie Maddy...
Zchodzilam po mału na sam dół aż moje stopy zetknęły się z ziemią. Chyba jeszcze nigdy nie poczułam takiej ulgi.

Lecz nie trwała ona długo bo właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że stałam tak jakiś czas w osłupieniu a nikt nie mógł mnie zobaczyć. Nikt.

Obiegłam cały dom i wleciałam do salonu niczym burza.
A gdy zobaczyłam mamę moje serce zdążyło się jeszcze raz złamać jak i posklejać.

- Mamo...- Mój głos się łamał ta jak złamało się moje serce gdy zniknęła.
Oczy zaszły mi łzami. Musiałam wyglądać jak siedem nieszczęść.

Kobieta odwróciła się w moją stronę bo do tej pory stała do mnie tyłem.

- Córeczko...- Nie dokończyła bo wbiegłam w jej ramiona. Przytuliłam ją tak mocno, zaciągnęłam się jej zapachem i wtuliłam głowę w zagłębienie jej szyji.

Don't blame me || ZAWIESZONE Where stories live. Discover now