Rozdział XXXIII - Błędy

62 18 115
                                    

1054 r.

[Margo]

– Można to odnieść? – zapytała dziewczyna. Margo uniosła głowę.

W drzwiach stała Norma, córka gospodarzy. Przyszła po talerze, a teraz, kiedy już się z nimi uporała, trzymała w rękach puszkę z grą i rzucała na prawo i lewo wyczekujące spojrzenia. Margo odłożyła gazetę.

Już nie miała ochoty grać, ale równie dobrze sama mogła się tym odniesieniem puszki zająć. I tak potrzebowała książek, żeby wcisnąć kilka gigantowi. Miała jeszcze do przejrzenia szkice z planem dworu. Były kiepskie, ale lepsze niż nic. A rano trzeba było iść dalej. W końcu trafić do celu. Może nawet kogoś uwolnić. Czwarty guzik nie znalazł się w ich rękach bez powodu.

Margo podejrzewała, że tym szczęśliwcem nie będzie jednak runista. Namyśliła się trochę, odkąd Nina poszła spać. Może ten guzik był przeznaczony dla jakiegoś zostawionego w tyle boga? Trochę żałowała, że ten temat już Ninie podsunęła, bo jeśli jej teoria z kręgami była poprawna, to Sophia trzymała Leonarda raczej przy sobie. A skoro Sophii nie było w domu... to runisty też.

Margo przeanalizowała propagandowe artykuły na wszystkie możliwe sposoby. Nic więcej nie mogły jej powiedzieć. Jeśli dobrze zrozumiała pokraczne opisy, to Sophia przeczesała Kortudę, kilka większych miast i zmierzała do Stolicy. To była obława na bogów, którzy zaszyli się na Południu. Jeśli Oscar sam się nie wsypał, to jego dni i tak były policzone.

Wstała.

– Sama odniosę – powiedziała i sięgnęła po puszkę.

Norma cofnęła szybko ręce. Jej cienkie brwi podjechały w górę.

– O, raczej nie. Zgubiłabyś się.

To była dziwna odmowa. Z tego, co Margo wiedziała, ojciec Normy przyniósł tę puszkę z biblioteki. A biblioteka była po drodze do pokoju Niny. Margo już raz tam była. Korytarz, schody, korytarz, drzwi. Zajęłoby jej to może minutę. Góra dwie.

– Bez przesady. Piętro to jeszcze nie koniec świata – zauważyła. Potem zaskoczyła. – Chyba że macie na tę puszkę jakieś konkretne miejsce...

Wszystko w tym zajeździe miało swoje konkretne miejsce. Nie przywykli tu chyba do prawdziwych klientów. Mieli ustalone porządki i nawet jeśli Margo coś przestawiała, to prędzej czy później poprawiali to, żeby przywrócić stan wyjściowy. Trochę męczące.

– Bardzo konkretne miejsce – potwierdziła Norma.

Margo westchnęła.

– Ale i tak pójdę z tobą. Potrzebuję książek.

Norma rzuciła kolejne pytające spojrzenie. Ale nie jej. Komuś, kto był za nią. Margo się obejrzała.

Avis siedział pod ścianą. Przestał rysować. Trzymał ołówek w ręce i bębnił nim rytmicznie o kartkę szkicownika. Obserwował je.

– Zostaw – stwierdził po chwili – sam odniosę.

– Na pewno...? – dopytała Norma. Była mocno sceptyczna.

– Na pewno – zachrypiał lekko poirytowany. – Odstawię na miejsce. Potem.

Wrócił do szkicowania.

Norma wręczyła zszokowanej Margo puszkę i zamknęła za sobą drzwi. Margo natychmiast się odwróciła.

– Co do cholery...? – warknęła.

Podeszła do stołu i odłożyła puszkę tak gwałtownie, że aż zadzwoniło. Wielki bóg się wzdrygnął. 

Margo miała jakieś złe przeczucia. Ta dziewczyna zwróciła się do niego, jakby miał tutaj coś do powiedzenia. Minimalnie.

Bogowie - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz