Obaj siedzieli wygodnie na krzesłach w jej biurze, patrząc na siebie, nie wydając przy tym żadnego dźwięku. Zegar tykał agresywnie, urażony, że to on musi rozmawiać za obu.
Reszta czekała w holu wejściowym, czekając na detektywa Richmonda i wyjaśnienie sprawy, która miała miejsce niecałe piętnaście minut temu. Joe i Edward szybko rozpowiedzieli reszcie, co dokładnie dane było im ujrzeć, ubarwiając to jednocześnie ich wytworami wyobraźni.
Jedyne co pozostało, to opowiedzieć swoim pracownikom, co dokładnie usłyszał od mężczyzny, który leży już martwy głęboko pod ziemią. Tylko w jaki sposób byłby on w stanie to zrobić, by ci nie uznali go za szaleńca? Słowa, które dane mu było słyszeć, przeniosłyby większość na skraj obłędu. Fakt, że siedzi obecnie w biurze Samanthy, wyszukując odpowiedniego punktu, by rozpocząć rozmowę, zawdzięczał wyłącznie temu, co kiedyś przeżył. Już raz dane mu było ujrzeć prawdziwe zło tego świata. Widział je tylko chwilę, lecz wystarczyło to, by na zawsze pozostać koszmarem jego snów.
Usłyszał pukanie do drzwi. Odwrócił się na krześle, a następnie krzyknął, że potrzebuje tylko pięciu minut. Panele skrzypnęły, gdy przeszła po nich osobna wracająca do holu.
Westchnął, patrząc na wiszący na ścianę zegar. Piętnaście po dziewiątej.
- Richmond, co ty planujesz? – Samantha odezwała się doniośle. Pochyliła się do przodu, zniżając swój głos do szeptu. – Zabiłeś człowieka, który był jedynym dowodem na to, że nie dopełniłeś swoich obietnic, a następnie kazałeś go zakopać.
Wziął do ręki długopis, a następnie leżącą obok komputera kartkę. Ciągnąc nim ostrożnie po papierze, napisał parę zdań. Następnie przekazał jej, wstrzymując swój oddech. Bez brania kolejnego, otworzył usta, by odpowiedzieć jej.
- Myślisz, że oni uwierzą? Wszyscy myślą, że to są tylko bajki. Człowiek, który wkroczył dziś do mojego biura, wierzył zawzięcie, że, jest częścią czegoś wielkiego, czegoś, co sam zakończyłem. Nikt nie zrozumie tego, dopóki sam nie poznam prawdy.
Podszedł do wieszaka na ubranie, biorąc z niego swój płaszcz. Pomimo licznych plam krwi, przypominających mu o tym, co zrobił, czuł się dobrze. Dokładnie zapiął wszystkie guziki, spoglądając się jednocześnie pusto w stronę biurka. Ręką wyszukał w kieszeni swój pistolet, opierający się o skórzany notes, a następnie wysunął z niego magazynek. Powinno mu starczyć.
Wyciągnął z drugiej kieszeni płaszcza mały kluczyk, kładąc go przed Samanthą. Spojrzał jej się w oczy, które posiadały ten sam blask, co odbicie w kałuży krwi.
- Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać. Jedyną osobą, która zrozumie to, co mam zamiar zrobić. Pamiętasz doskonale, do czego służy ten kluczyk, tak?
Wzięła go w swoje ręce, dokładnie mu się przyglądając z każdej strony.
- Otwiera jedną z szuflad w twoim biurze, tak? Tą z papierami, przez które do końca życia siedziałbyś z dala od światła dziennego, dobrze mówię? - spytała się go. Skinął jej głową, krzywiąc się jednocześnie. - Dlaczego mi to dajesz?
- Wyruszam dokończyć swoją robotę. Na czas nieobecności, ty zarządzasz tym miejscem. Znamy się wiele lat, więc mogę ci zaufać. - odparł. Ruszył w stronę okna, ciągle patrząc się na Samanthę. - Jeżeli nie wrócę, śmiało ujawnij światu ich zawartość. Uratują zarówno ciebie, jak i biuro.
Otworzył okno na oścież, wyglądając zza niego na zewnątrz. Zaśmiał się pod nosem, na myśl, że w ten sposób opuszcza dzieło swojego życia. Przynajmniej nikt go nie zobaczy, pocieszył się w myślach.
Słońce wyglądało spoza chmur na świat, ciekaw tego, co dane mu ujrzy tego wiosennego poranka. W głębi ducha podziękował sobie, za wybór parterowego budynku na obrzeżach miasta, za siedzibę swojej firmy. Prościej wymknąć się niespostrzeżonym. Przeszedł na zewnątrz, po czym spojrzał się za siebie, po raz ostatni do pokoju. Samantha stała przed nim, ściskając w ręce kluczyk.
- Wierzysz, że on dalej tam jest?
- Chciałbym wierzyć. Jednakże jakkolwiek spróbuję sobie przypomnieć tamtą misję, pustka zasłania mój umysł. - pomachał jej dłonią na pożegnanie. - Coś czuję, że nie skończy się to na zwykłym spacerku przez las. Żegnaj detektyw Rias, niech Wielka Trójka ma cię w opiece.
Obaj usłyszeli pukanie do drzwi. Ktokolwiek kto stał przed nimi, dudnił z całej siły, domagając się przy tym odpowiedzi. Samantha szepnęła coś, czego detektyw Richmond nie był w stanie zrozumieć, po czym zamknęła okno.
Westchną głęboko, spoglądając się na las, który rósł zaledwie paręnaście metrów za biurem. Ruszył w jego stronę, trzymając się przy tym rosnących sporadycznie drzew. Zaledwie parę metrów dalej, napotkał się na dwie łopaty wbite w ziemię. Nie odwrócił się do tyłu, by sprawdzić, czy tylne wejście zostało zamknięte. Nawet jeśli teraz zostałby zauważony, nic, by to nie zmieniło.
Poczuł kroplę deszczu na dłoni. Spojrzał się w niebo, by dostrzec, że całe usłane jest ciemnymi chmurami. Zaśmiał się pod nosem, przyspieszając kroku.
CZYTASZ
Cienie Wśród Mroku
Short StoryGdy oszalały mężczyzna wbiega do biura detektywistycznego, błagając o pomoc, wszyscy stoją tylko wyryci, zupełnie jakby nie rozumieli żadnego słowa, które wypowiada. Sprawą zajmuje się Marcus Richmond, mężczyzna, który, aby zyskać sławę, przyjął daw...