Rozdział 5

0 1 0
                                    

Chatka ledwie trzymała się, grożąc zawaleniem w każdej sekundzie. Sufit zapadł się w niektórych miejscach, pozwalając wodzie cieknąć strumykami na nagą kamienną podłogę.
Oczy przyzwyczajały się do otaczającej go ciemności, wychwytując coraz to nowsze szczegóły. Odłamki szkła leżące na ziemi, poprzewracane meble, gołe przewody zwisające ze ścian. Potykając się, minął biurko recepcji, idąc korytarzem, którym szedł tak dawno temu. Ku jego zdziwieniu, szedł prosto, pewnie, bez wahania się. Wzrok odmówił mu posłuszeństwa, lecz ciało słuchało się impulsu dochodzącego z głębi umysłu. Wystawił ręce na boki, pragnąc upewnić, czy nie wpadnie przypadkiem na obiekt, którego nie sposób zobaczyć w takiej ciemności.

Zatrzymał się, wyczuwając zmianę powierzchni z gołej ściany na drewno. Drugą ręką przejechał wzdłuż, szukając końca. Nic nie znalazł, co tylko sprawiło, że uśmiechnął się szeroko. Dotarł na miejsce, pierwsze pomieszczenie za wejściem. Złapał z obu stron za framugę, po czym postawił stopę po drugiej stronie.

- Jesteś prawie na miejscu! Pamięć ci służy Rich.

Przekroczył drzwi, gryząc się za język. Pojedyncze snopy światła przebijały się przez szpary między deskami, pozwalając mu zobaczyć wnętrze pomieszczenia. Te, w odróżnieniu od reszty budynku, było w idealnym stanie. Wszystkie meble stały równo. Na biurku pośrodku pokoju leżały papiery, książki. Na monitorze dostrzegł trzy przylepione karteczki. Całe pomieszczenie wyglądało zaskakująco znajomo, zupełnie jakby widział je niedawno. Przypominało mu... Jego biuro. To tylko wystrój, powtarzał sobie w myślach. Jego pokój znajdował się na końcu korytarza, nie tutaj, gdzie normalnie siedziałaby Samantha.

Mimo to podszedł do szafki stojącej przy drzwiach, ciągnąc za klamkę. Wewnątrz wisiały ubrania, głównie płaszcze, dokładnie takie same, jak te, które miał u siebie. Zatrzasnął ją, cofając się w niedowierzaniu. Otworzył kolejne szuflady, znajdując w nich akta klientów, którym niegdyś udzielił usług. Pieczęć, którą zawsze przybijał na dokumentach, była dla niego wystarczającym dowodem autentyczności znalezisk. Nie potrzebował światła, by jego serce jeszcze bardziej skostniało z zimna.

Trzęsąc się, podszedł do stołu. Usiadł na krześle obrotowym, identycznym z tym, co posiadał w biurze. Schylił się, a następnie złapał ręką za uchwyt jednej z szuflad. Pociągnął ją, lecz ta nie drgnęła. Wymagała klucza, którego nie posiadał, który zostawił za sobą. Huk pioruna sprawił, że podskoczył na krześle, ledwie wstrzymując krzyk. Złapał ręką pistolet, gdy dostrzegł cienistą sylwetkę w drzwiach do pokoju. Ta rozpłynęła się wraz z powrotem ciemności.

Pozostał, jednakże blask, dochodzący z pojemnika na długopisy, który stał na jego biurku bardziej jako ozdoba, niż użyteczna rzecz. Nosił zawsze przy sobie długopis, pożyczając go klientom na czas podpisania dokumentów. Pojemnik zostawił tylko po to, aby biurko nie wyglądało na puste. Sięgnął ręką do środka. Zamarł w bezruchu, gdy poczuł zimną stal. Na dnie, wśród paru przyborów, leżał mały kluczyk. Wyciągnął go, obracając powoli w dłoniach. Nie różnił się pod żadnym względem od swojego odpowiednika, którego trzymała obecnie Samantha.

Drżącymi rękami, sięgnął do szuflady, wsadzając go w zamek. Pasował idealnie. Przekręcił go delikatnie, słysząc kliknięcie, potwierdzające jego myśli. Otworzył szafkę, gdzie wewnątrz znalazł latarkę oraz przylepioną do niego kartkę papieru. Zerwał ją, a następnie rzucił na nią promieniem światła.

Do Marcusa Richmonda

Świat bywa okrutnym miejscem, a wy, ludzie macie w zwyczaju robić go jeszcze gorszym. Kiedyś, panowała łatwo widoczna hierarchia. My, mieliśmy swoje granice, wy, trzymaliście się swoich. Niestety żaden z nas, jakkolwiek długo nie istniejemy, nie dostrzegł w porę, jak zachłanni jesteście. Byle dla słów, które wy nazywacie potęgą, byliście gotów dokonać zmian. Zachwialiście porządek, który panował setki lat.

Cienie Wśród MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz