Podniósł się, przecierając ręką swoje plecy. Każda cząsteczka jego ciała płonęła żywo nowym bólem, lecz jedyne co liczyło się dla niego, to, że dał radę przekroczyć most. Spojrzał nad siebie, by dostrzec, jak ten trząsł się, przygotowany do zakopania pod sobą kogokolwiek, kto śmiał pod nim stanąć. Kulejąc, wybiegł spod obszaru zagrożenia, przyglądając się dziełu, w którym wziął udział. Nadwyrężona do granic swoich możliwości konstrukcja zatrzymała się w swoim przedśmiertnym tańcu, by przypomnieć o swojej przeszłości.
Przez moment, detektyw Richmond wyobraził sobie miejsce, które niemalże okazało się jego śmiercią, jako stojący dumnie most, filary kpiące z wody przepływającej obok nich, kamienna balustrada, dodająca uroku, jak i ochrony tym, co przemieszczali się po nim. Deski wzmocnione metalowym zbrojeniem, aby zapobiec jakimkolwiek wypadkom. Solidna robota, wykonana przez sumiennych ludzi.
Wtedy most runął.
Filary poleciały do wody, biorąc za sobą cały pomost. Niebo zasnuła chmura z łamiącego się drewna, ostatnie fragmenty metalu zajęczały boleśnie, wpadając do żywej rzeki. Ta łapczywie pochłaniała wszystko, przesuwając się naprzód, ku morzu. Wejścia na most pozostały, przypominając kikuty. Detektyw Richmond z trudem złapał oddech, przypatrując się temu widowisku. Zamknął oczy, czując, jak te zaczynają go piec.
Pierwsze co zobaczył, to starszego mężczyznę po drugiej stronie rzeki, opierającego się całym ciężarem swojego ciała na lasce. Pomimo braku jakichkolwiek części twarzy, patrzył wprost na detektywa Richmonda.
- Nic tu dla ciebie nie pozostało. Idź, czekamy na ciebie.
Chciał odpowiedzieć mu, lecz ten padł na ziemię, rozpadając się w stertę zniszczonych desek. Cofnął się przerażony. Nie zwrócił uwagi na leżące za nim deski, przez co upadł na ziemię, jęcząc z bólu. Siedział skulony, próbując pojąć, co ujrzał od momentu, gdy wkroczył na most. Otworzył notes, szukając w nim swoich starych zapisków, czegokolwiek, co pomogłoby mu pozbyć się chłodu, jaki dochodził z serca. Jakkolwiek nie przeszedłby przez niego, nic nie znalazł.
Skubał jedną kartkę, próbując sięgnąć do własnej pamięci, do wiedzy, której nigdy nie odważył się zapisać. Kiedy otrzymał to zlecenie? Dziesięć lat temu, może nawet dwadzieścia. Pamiętał, że dopiero co otworzył swoje biuro, pierwsi klienci nie rozeznali się jeszcze w pełni w jego usługach.
Interesy nie szły mu najlepiej, pomimo tego, że urządził w swoim gabinecie drugie mieszkanie, wyjeżdżając do miasta, tylko aby kupić rzeczy, by przetrwać. Wielu ludzi wolało udać się do bardziej zaufanego biura detektywistycznego niż tego, którego założycielem był syn kobiety biorącej ze sobą wszystkich znajomych w zaświaty, próbując przy tym ubłagać litość u nieznanego bóstwa. Opinia matki przylepiła się do niego na dobre, utrudniając biznes. Najpewniej dla tego, przyjął bez chwili zastanowienia ofertę od mężczyzny ubranego w garnitur czarny jak kosmos, przyozdobiony małymi kryształami, przypominającymi gwiazdy.
Miał za zadanie znaleźć, a następnie spacyfikować jednego z czołowych naukowców w państwie, podejrzanego o konszachty z apostatycznymi kultami. To, czy skończyłoby się to jego śmierci bądź zwróceniem do władz, zależało tylko i wyłącznie od detektywa Richmonda. Udał się do placówki, teraz opuszczonej, a tam wykonał swoje zadanie. Naukowiec siedział samemu wewnątrz budynku, czekając na śmierć. Odmówił powrotu do Rivu, zmuszając detektywa do podjęcia drastycznych środków.
Od tamtego momentu nawiedzały go koszmary, każdy gorszy od poprzedniego. Zażywał liczne środki, lecz te nigdy nie działały przez długi czas. Zawsze wracał w snach do tego, co ujrzał podczas drogi powrotnej.
- Miło wrócić do starych wspomnień, co?
Podniósł się, nie zwracając uwagi na ból dochodzący z lewej nogi, a następnie obrócił się za siebie, spuszczając wzrok ze sterty desek za rzeką. Jedyne co przed nim stało, to zarośnięta ścieżka, prowadząc bardziej w głąb lasu. Powoli, starannie, przeczesał wzrokiem każde drzewo, każdy krzak, lecz nic nie znalazł. Cokolwiek, co wypowiedziało to zdanie, znikło. Zamknął notes, wpychając do niego stronę, którą wyrwał przypadkiem podczas rozmyślania. Ruszył naprzód, wiedząc tyle samo o istotach, które ciągle próbowały go zwieść, co wcześniej.
Skupił się na przypomnieniu sobie powrotu do biura, po tym, jak wykonał swoje zadanie. Jakkolwiek nie spróbowałby sięgnąć wspomnieniami do tamtego momentu, zaraz czuł, że cały się trzęsie, poci się, zupełnie jakby przebiegł maraton, a serce zaczyna mu odmawiać posłuszeństwa.
Wizje, wszystko opierało się o wizje. Tylko taką teorię potrafił wysnuć, bez padania na ziemię. Nie był pewien, czy doświadczył ich tyle lat temu, lecz teraz były one jedynym racjonalnym rozwiązaniem. Jego mózg, zmęczony tym, co usłyszał od mężczyzny, który wbiegł do biura, którego nikt poza nim nie wysłuchał, pragnął uciec do miejsca, gdzie przeszłość pozostawi go wolnym.
Miał zadanie do wykonania, a droga odwrotu właśnie runęła za nim. W najlepszym wypadku wróci wiedząc, że nikt w garniturze przypominającym gwiazdozbiór nie dopadnie go. Znał cenę porażki, sam zaproponował ją. Niegdyś, sądził, że dokonał najlepszej inwestycji w swoim życiu. Teraz, idea śmierci wydawała się znacząco mądrzejszym wyborem. Zapłacił za sukces, a teraz jedyne co mu pozostało to żyć z tym. Uśmiechnął się bez większego przekonania. Gdyby tylko wiedział, że po tylu latach wróci do tego lasu. Postanowił, że nie zwróci uwagi na śmiech, który dobiegł go jednocześnie z wszystkich stron. Wliczył w to również, kolejne zdanie wypowiedziane przez kolejną martwą już osobę.
CZYTASZ
Cienie Wśród Mroku
Short StoryGdy oszalały mężczyzna wbiega do biura detektywistycznego, błagając o pomoc, wszyscy stoją tylko wyryci, zupełnie jakby nie rozumieli żadnego słowa, które wypowiada. Sprawą zajmuje się Marcus Richmond, mężczyzna, który, aby zyskać sławę, przyjął daw...