Jeśli ktokolwiek wcześniej powiedziałby mi, że będę studiować psychologię i poświęcać temu praktycznie większość wolnego czasu, wyśmiałabym go. Barbara White i praca z ludźmi? Irracjonalne.Kiedy pierwszy raz przestąpiłam próg tej uczelni, byłam cholernie przerażona. Wszystko było nowe, tak bardzo nieznane. Nowe twarze taksowały mnie wzrokiem, czułam oczy wbijające się w moje plecy, analizujące każdy detal mojej twarzy i ciała, oceniające. Nie potrzebowałam zbyt wiele czasu, żeby przekonać się o tym, jak bardzo różnię się od nich wszystkich i jak odstaję od grupy.
Z każdymi kolejnymi ćwiczeniami utwierdzałam się w tym, że nie powinno mnie tu być, że to nie była dobra decyzja. Różniłam się. Poza tym nie wiedziałam nic, dosłownie nic, ale w końcu jak mogłabym? Aplikacja na ten kierunek była najbardziej nieprzemyślaną z moich decyzji. Nie interesował mnie sposób działania ludzi, nie interesowały mnie mechanizmy mózgu czy możliwości, jakie daje odpowiednio zastosowana manipulacja. Po prostu chciałam gdzieś przynależeć. Dlatego zostałam.
Kiedy na spotkaniu z jedną z wykładowczyń usłyszałam, że ci wszyscy ludzie są tutaj, ponieważ chcą pomagać innym, niekontrolowany śmiech wydobył się w moich ust. To wydało mi się tak niedorzeczne.
Dzieciaki z bogatych rodzin, których rodzice są prawdziwymi szychami w każdych możliwych dziedzinach medycznych, są tutaj, bo chcą pomagać innym?
Moje niedowierzanie. Spełnianie zachcianek rodziców było mi aż za bardzo znane, żebym mogła łyknąć te odpowiedzi. Może znalazł się tutaj ktoś z powołania, ale zdecydowana większość tylko tu była. Na tym kończyła się ich rola. Rodzice zawsze mogli chwalić się tym, że ich córeczka albo ukochany syn kształcą się w tak istotnym kierunku, a oni dostawali za to kasę na wieczne imprezy i prestiżowe życie.
W trakcie drugiego semestru przekonałam się, że miałam rację i wszystkie moje przypuszczenia były słuszne... Kiedy wszyscy przywykli do nowego miejsca i zaprezentowali się najlepiej jak mogli, maski zaczęły opadać, a na ich miejsce zostały przywdziane inne, prawdziwa natura wzięła górę.
Skończyło się pomaganie, współpraca, ciepłe uśmiechy i dobre słowa na dzień dobry i do widzenia. Zaczęły się docinki, robienie na złość, walka szczurów i szukanie kozłów ofiarnych.
A na jednego z nich wybrali właśnie mnie.Nie wiedzieli jednak, że ta niewyróżniająca się w tłumie dziewczyna, która zawsze zajmuje ostatnią ławkę przy oknie, nie da sobą pomiatać. I właśnie tak rozpętało się piekło, a ja wyleciałam z uczelni w zastraszająco szybkim tempie. Powód? "Pobicie studentki", chociaż nie uznałabym przywalenia jej w twarz za pobicie. Lekko mówiąc, oczywiście.
Dlatego teraz, zamiast siedzieć na wykładach, siedzę w swoim małym, wynajmowanym pokoiku na obrzeżach Chicago i przeglądam Internet w poszukiwaniu potencjalnych ofert pracy. To nie tak, że nie mam pieniędzy. Mam, ale w stu procentach pochodzą od mojej mamy, a ja chciałabym mieć coś tylko i wyłącznie swojego.
"Praca jako opiekunka. Dobre zarobki" Albo umrą dzieci albo ja, ale raczej ja.
"Sekretarka. Możliwe nadgodziny" Chyba na dawanie dupy.
"Pomoc domowa" To może byłoby okej?
"Tłumacz języka niemieckiego. Tłumaczenie tekstów z języka angielskiego na język niemiecki."Bingo. Ostatnie ogłoszenie przykuwa moją uwagę. Tłumaczka? Czemu by nie? Bez większego reflektowania się nad sensem tej pracy, wchodzę w ogłoszenie i piszę wiadomość, w załączniku dołączam plik CV. Ubogi w doświadczenie co prawda, w końcu mam tylko 20 lat, ale umiejętności lingwistycznych można mi pozazdrościć. Biegłość w języku niemieckim, hiszpańskim i polskim.
Zawsze miałam smykałkę do języków. Nauka przychodziła mi z ogromną łatwością w przeciwieństwie do nauki chociażby przedmiotów ścisłych. Wystarczyło mi przeczytanie tabelki słówek, a byłam w stanie zapamiętać znaczenie większości z nich.
Kiedy miałam 17 lat zapisałam się na dodatkowe zajęcia z języka niemieckiego i w ten oto sposób, co tydzień w każdy wtorek i czwartek siedziałam w sali z Panem Jansonem i podręcznikiem do niemieckiego.Rok później przystąpiłam do egzaminu kwalifikacyjnego.
Hiszpańskiego nauczyłam się sama w domu, głównie oglądając argentyńskie telenowele, a polski... mój dziadek od strony mamy był Polakiem. Od małego byłam osłuchana z tym językiem. Dziadkom zależało na tym, żeby wychować swoją córkę w dwujęzyczności, co za tym idzie priorytet Gabrielli White był taki sam, kiedy urodziłam się ja.
CZYTASZ
Lie for me | 18+ | Chwilowo zawieszone
RomanceOprawca, prędzej czy później, dopadnie swoją ofiarę. A każde kłamstwo wyjdzie na jaw, łamiąc przy tym niewinne serce. Zwłaszcza, jeśli mowa o rodzinnych tajemnicach. Nie można uciec od swojego przeznaczenia, a Barbara White zdążyła się już doskonal...