XXVII. ,,Jesteś moim wszystkim"

623 33 6
                                    

Miłego czytania <3

~*~

Osiemnaście miesięcy później...

Vance właśnie opuścił firmę po całym dniu pracy. Był zmęczony, jednak wizja ujrzenia twarzy swojej żony sprawiała, że usta same wyginały mu się w uśmiechu, choć obraz roześmianej Sofii był mu tak odległy, że już nawet nie pamiętał jej uroczych dołeczków.

Starali się o dziecko już od ponad roku, jednak uraz rdzenia kręgowego w odcinku lędźwiowym, sprawiał, że ich marzenie o pozostaniu rodzicami oddalało się z każdym dniem coraz bardziej. Mimo, że Sofia nie mogła zajść w ciążę nie wpłynęło to na jego uczucia, kochał ją ponad życie. Pragnął być ojcem, ale był szczęśliwy, mając u boku tylko ją. Coraz trudniej patrzyło się na jej pełne żalu oczy, które zalewały się łzami za każdym razem, gdy widziała negatywny test ciążowy. Robiła go co miesiąc, jednak jak na razie ani jeden nie dał jej powodu do radości.

Zbadała się nawet pod względem niepłodności, jednak nic nie wskazywało na to, że nie mogła zostać mamą. Miała zaburzony cykl menstruacyjny oraz częste infekcje dróg moczowych, co było normalnym skutkiem uszkodzonego rdzenia kręgowego. Pół roku temu podjęła się leczenia, lecz jak na razie nie przynosiło ono oczekiwanych rezultatów. Już nawet nie widział jak miał ją pocieszać. W zeszła zimę nabawiła się anemii, przez nieodpowiednie żywienie. Co noc wylewała tony łez w poduszkę aż w końcu namówił ją na terapię, po której czuła się znacznie lepiej, choć nie była to Sofia, którą znał rok temu. Kochał ją i cholernie bolało go jej cierpienie. Sam także był wykończony, jednak wziął wszystko na swoje barki, gdyż któreś z ich dwójki musiało wyciągać to drugie z dołu rozpaczy.

Przekroczył próg domu i pozbył się marynarki. Cieszył się, że światło w kuchni i salonie jeszcze się świeciło. Ostrożnie minął kartony, które walały się po korytarzu, gdyż obecnie przeprowadzali remont, a dokładniej wstawiali do domu windę i ruchome schody. Sofia uparła się jedynie na schody, jednak Vance stwierdził, że chce, aby i ona miała wybór, dlatego zaprojektował również windę.

Rzucił klucze na blat w kuchni i zerknął w stronę salonu. Zastygł na widok Sofii, która siedziała rozdygotana na kanapie. Rzucił się biegiem w jej stronę i przysiadł na sofie tuż naprzeciwko niej. Zacisnął mocniej szczękę, gdy spojrzała na niego załzawionymi oczami. Ściskała w dłoni test ciążowy, przez co przymknął powieki. Sięgnął do jej twarzy i otarł mokry policzek żony.

- Nie powinnaś robić ich tak często. - rozchyliła wargi i lekko nimi poruszyła. - To nie wpływa dobrze na twoje zdrowie psychiczne, Sofia. Wiem... - przetarł zmęczoną twarz. - Wiem jak bardzo jest to dla ciebie ważne, ale kurwa, nie mogę patrzeć jak nikniesz mi w oczach. - chwyciła go za dłoń. - Kocham cię i nigdy nie przestanę, nawet jeśli nam się nie uda. Jest mnóstwo innym opcji. Adopcja, in vitro... - wymieniał. - Nie wiem, co czujesz, bo nie jestem tobą, jednak cholernie mnie boli, kiedy zastaje cię, co miesiąc w takim stanie.

- Vance... - spojrzał w jej oczy. - Ja... - załkała. - Boże, ja... ja jestem w ciąży. - wybuchnęła płaczem.

Zastygł. Otwierał i zamykał usta, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Przysunęła się do niego i wtuliła w jego ciało. Milczał, a jego klatka piersiowa zaczęła unosić się coraz szybciej.

- Co? - wychrypiał, czując jak obraz zamazuje mu się przed oczami.

- Będziesz tatą. - szepnęła przez łzy.

- Ja... - uśmiechnęła się szeroko i otarła jego mokre kąciki oczu. Ujął jej twarz w dłonie i oparł głowę o jej czoło. - Nie wiem, co powiedzieć. - czuł jak łzy spływają jej po policzkach. - Nie ma słowa, którym mógłbym opisać jak bardzo jestem szczęśliwy. - szloch wyrwał się z jej gardła. - Jesteś dzielna. - szepnął. - Jestem z ciebie dumny. - przyciągnął ją do siebie, a ona zarzuciła mu dłonie na kark i wtuliła twarz w jego szyję. - Kocham cię.

- Nie mogę w to uwierzyć. - powiedziała szeptem. - Myślałam, że się przewidziałam, ale zrobiłam pięć testów i każdy jest pozytywny. Tak długo na to czekałam. - objął ją ciaśniej ramieniem i pocałował w czoło.

- Wiem. - pocałował ją w czoło. - Pieprzony cud. Musisz teraz o siebie dbać. - przytaknęła. - W szczególności pod względem żywienia.

- Najpierw powinnam pójść do ginekologa. Potrzebuję cię. - wciągnął ją na swoje kolana i przyłożył dłoń do podbrzusza. - Boję się, Vance. Boję się, że to okaże się jedynie złudzeniem.

- Pięć testów jest za. - zaśmiała się, a on otarł jej mokre policzki. - Zadzwonimy jutro do kliniki i umówimy wizytę.

- Okej. - zwinęła się w kłębek na jego kolanach. Była szczuplejsza o co najmniej osiem kilo.

- Zero dźwigania, pracy i żadnego wysiłku. - zmięła w dłoniach jego koszulę.

- Muszę złożyć wniosek do firmy o urlop macierzyński. - oparł policzek o czubek jej głowy. - A co jeśli nie dam rady?

- Oczywiście, że dasz radę. Rozmawialiśmy z lekarzem. Twój uraz nie zagraża ciąży. Jest mnóstwo kobiet, które po uszkodzeniu rdzenia kręgowego, urodziły zdrowe dzieci. - zerknęła na niego od dołu. - Będę pracował częściej z domu. - rozchyliła lekko usta. - Będziesz miała mnie dosyć, ale nie zrobię wszystko, żebyś urodziła nasze dziecko.

- Jesteś moim wszystkim. - chwyciła go za kark i przyciągnęła go do swoich ust. - Chcę zacząć o siebie dbać. Dla ciebie i... - nakryła jego dłoń, którą trzymał na jej podbrzuszu. - tego malucha. - uśmiechnął się w jej wargi. - Wiem, że przez ostatni czas byłam nieobecna i wiem też, że ty także się martwiłeś. Przepraszam, że zostawiłam cię z tym wszystkim sama.

- Gdy ty nie dajesz rady, ja zrobię to za nas dwoje. - przymknęła powieki. - Myślę, że będziemy mieć naprawdę dużo osób do pomocy.

- Powiemy im, gdy ciążę potwierdzi lekarz. - skinął głową. - Nie chcę się rozczarować.

- Jakakolwiek nie byłaby to wiadomość... - pocałował ją czule w usta. - jestem tuż obok ciebie i to się nie zmieni.

- Bardzo cię kocham.

Naprał na jej usta, czując jak jej drobne ciało drży w jego ramionach. Oparła policzek o jego pierś i przymknęła powieki. Gładził ją po brzuchu, słysząc jak zaczyna miarowo oddychać. Była blada na twarzy, krucha niczym porcelana i szczupła na tyle, że widział zarys jej żeber, które przebijały się przez koszulkę. Odchylił głowę w tył i zagryzł mocno wargę. Oczy zapiekły go od słonych łez, a kilka kropel spłynęło po jego policzkach. Był szczęśliwy, że zostanie ojcem i jednocześnie cholernie przerażony jej stanem. Dźwigał ogromny ciężar na swoich ramionach przez ostatni rok i chyba tego wieczoru po raz pierwszy pozwolił sobie, aby twardy mur, który zbudował wokół siebie w końcu pękł.

Nie bał się łez.

Nie bał się rozpaczy.

Trzymał w ramionach swój cały świat i mimo, że tak ciężko było im przez ostatnie dziewięć miesięcy, czuł, że ta jedna wiadomość to ta jedna iskierka nadziei pośród bolesnego mroku.

💜

Outwied the Fate | 18+ ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz