1

144 6 0
                                    

Wigilia. Niby najpiękniejszy dzień w okresie Bożego Narodzenia, a zmieniła się w koszmar.
Dziś odbywa się pogrzeb moich rodziców. Zginęli w wypadku na autostradzie jadąc do mnie z niespodzianką na święta.. Dalej nie mogłam w to uwierzyć, od razu straciłam ducha świąt.

Ciężko było mi się podnieść z łóżka, ale wiedziałam, że muszę dopilnować, aby oni mieli najpiękniejszy pogrzeb na świecie. Zasłużyli na to.

Ceremonia odbyła się zgodnie z moimi oczekiwaniami. Nigdy nie przeżyłam niczego gorszego i nikomu tego nie życzę. Miałam dość, gdy po niej ludzie zaczęli do mnie podchodzić i składać kondolencje. Miało być miło, ale mnie tylko bardziej dobijało. Nagle zauważyłam, że w moją stronę pochodzi osoba, której najmniej bym się spodziewała.

Michał Matczak, mój były chłopak.

– Hej, Noelia. W chuj mi przykro z powodu tego, co się stało. – powiedział wyraźnie przygnębiony.

– Hej.. Co tu robisz? – zapytałam wyraźnie zdezorientowana.

– Wiesz, uwielbiałem Twoich rodziców, więc czułbym się źle, gdybym nie przyszedł. – oznajmił. – Mogę Cię przytulić?

– Tak. – odparłam bez większego zastanowienia.

Trwaliśmy w uścisku dość sporą chwilę, jednak brakowało mi tego. Nie samego Matczaka, ale po prostu dotyku.

– Nie spędzasz wigilii z chłopakami, albo rodziną? – zapytałam lekko się odsuwając.

– Nie, znaczy idziemy na schodki wieczorem. Mieliśmy iść wcześniej, ale bardzo chciałem się tu pojawić. – uśmiechnął się lekko.

Schodki. Miejsce naszych randek. Co prawda byliśmy razem w trzeciej klasie liceum i rozeszliśmy się, ponieważ oboje mieliśmy inne plany na siebie, to mimo tego, nie mogę narzekać na Michała. Był czuły i nigdy obojętny wobec moich problemów. Zawsze mu kibicowałam w karierze i cieszyłam się, gdy widziałam jak zyskuje na popularności.

– Właściwie, może chcesz iść z nami? Nie będziesz przynajmniej siedziała sama ze swoimi myślami. – zapytał.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł Michał..

– Nie daj się prosić. – uśmiechnął się.

– W porządku.

Michał szedł tuż obok mnie, próbując chociaż trochę mnie pocieszyć po wszystkim, co się stało. Podobało mi się to, jeśli chodzi o żartowanie - był niezastąpiony.

– No, a pamiętasz jak Wyguś wpierdolił się do Wisły, bo zdawało mu się, że jest syreną? – próbował powstrzymać śmiech.

– Boże, totalnie zapomniałam. – zaśmiałam się.

*2 lata temu, Schodki*

– Wyguś, gdzie Ty idziesz? – zapytał Szczepan.

– Ja nie jestem żaden Wyguś. – wybełkotał.

– Ta? A kto? Pirat z Karaibów? – zaśmiał się Matczak.

– Nie. Syrenka. – oznajmił dumnie, schodząc w dół betonowych schodów.

– Przepraszam, kto? – próbowałam zachować poważną minę.

Wszyscy byliśmy pijani, ale w Wygnańskiego procenty uderzały najbardziej. Zawsze tak było, nieważne czy wypijemy tyle samo, czy więcej od niego, biedak zawsze kończy najgorzej.

– Kurwa, Wyguś! – krzyknął Tadek.

– Ja pierdolę! Wyłaź stamtąd! Utopisz się! – podbiegł do ostatniego schodka Michał.

Beze mnie || MataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz