Pan Americano

66 12 16
                                    

Przychodził do nas od czasu do czasu. Miał dni, że przychodził regularnie a innym razem znikał na mniej więcej dwa miesiące. Nie był stałym regularnym gościem pojawiającym się codziennie ale gdy już się pojawiał nie dało się go nie zauważyć. Zawsze ubrany w drogie ciuchy, zawsze ukryty pod wielką czapką, maseczką i okularami. Nawet jeśli było już ciemno miał je na sobie. Przeważnie ubrany był podobnie, jeśli była jesień to miał na sobie skórzaną czarną ramoneskę, na szyi nosił dużą chustę a jak było chłodniej, wełniany szal. W cieplejsze dni gdy miał rozpiętą kurtkę przeważnie nosił jasne drogie t-shirty. Spodnie miał albo jeansowe szerokie z dziurami albo wąskie, czasem przylegające czarne rurki. W zimę nosił długą puchową kurtkę, materiałową czapkę. W lato w zasadzie podobny zestaw ale bez kurtek i z krótszymi spodenkami. Zawsze ale to zawsze nosił maseczkę, czapkę i okulary przeciwsłoneczne. Wszystko inne się zmieniało ale to nie. Ah i zawsze zamawiał dokładnie to samo. Czarne Iced Americano. Nie ważne, czy na dworze było plus trzydzieści stopni czy minus dziesięć. Zawsze to samo. Wraz z Ji-eun moją przyjaciółką z którą często pracowałam na zmianie nazywałyśmy go właśnie tak, Pan Americano. Na oko mógł mieć około trzydziestu lat. Ale ciężko nam to było ocenić, bo nigdy nie widziałyśmy jego twarzy. Zamawiał swój napój, płacił albo kartą albo gotówką, czekał na swoje zamówienie a potem znikał tak samo jak się pojawiał. Było coś w nim co mnie intrygowało. Był dla nas zawsze bardzo grzeczny, uprzejmy. Nigdy się nie unosił, nie niecierpliwił. Nawet wtedy gdy raz popsuł mi się ekspres do kawy. Musiałam użyć naszego mniejszego ekspresu, który nie mielił nam automatycznie kawy. Ze względu na to, że nie często go obsługiwałyśmy bo był po prostu niepraktyczny, miałam trudności z włożeniem portafiltera czyli kolbę z kawą do naszego ekspresu. Pan Americano widząc moje zmagania, bez słowa obszedł naszą ladę jakby lokal należał do niego, podszedł do mnie przejął ode mnie tą nieszczęsną kolbę i jak gdyby nigdy nic wsadził ją do ekspresu po czym wrócił na swoje miejsce, czekając nadal w ciszy na swoje zamówienie. 

- Ale mnie dziś Pan Americano zaskoczył. Mnie tak nigdy nie pomógł - Spojrzałam na Ji-eun zastanawiając się co też chce przez to powiedzieć.

- Co masz na myśli, że tobie nigdy nie pomógł? 

- Po prostu zauważyłam, że przychodzi tu dla ciebie. - Spojrzałam na Ji-eun która teraz śmiała się pod nosem wycierając czystą ścierką nasze szklanki do zimnych napojów. Znałam już ją na tyle dobrze, że nie brałam jej słów na poważnie. Ji-eun gdzie tylko mogła starała się mnie umówić z kimś. Westchnęłam głośno i ostentacyjnie wywróciłam oczami.

- Ji, jeśli za każdym razem gdy mówisz podobne rzeczy dostawałabym za to pieniądze, nie byłabym teraz tak kurewsko biedna. - Objęłam koleżankę ramieniem i uśmiechnęłam się do niej ciepło. Wiedziałam, że Ji-eun nie ma złych zamiarów. Była moją najbliższą przyjaciółką. To ona po tym jak zmarła moja babcia, a ja straciłam płynność finansową załatwiła mi tą pracę. Nie miałam żadnego wykształcenia wyższego więc było mi ciężko. Miałam dwadzieścia pięć lat i czułam się jakbym była życiową porażką. Musiałam rzucić wymarzone studia gdy zachorowała moja babcia. Nie, źle mówię nie musiałam. Ja chciałam. Dla babci. Dla mojej kochanej babci. Moja matka porzuciła mnie jak byłam niemowlęciem i nigdy więcej z babcią jej nie widziałam. Matka moja była ćpunką. To aż cud, że urodziłam się zdrowa. Wiem, że zawdzięczam to babci która pilnowała mojej matki w ciąży aby nie wyrządziła mi krzywdy. Ale jak tylko się urodziłam, matka zostawiła mnie w szpitalu i uciekła. To babcia się mną zajmowała. To babcia mnie karmiła, przewijała. To babcia uczyła czytać, jeździć na rowerze. Była przy mnie zawsze. W każdym trudnym momencie mojego życia mogłam na nią liczyć. Była przy mnie gdy pierwszy raz chłopak złamał mi serce. Udawał, że mu się podobam a potem ośmieszył na forum klasy.

The Midnight CafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz