Niedziela. Jedyny dzień w tygodniu gdzie mam wolne i mogę poleżeć dłużej w łóżku. Chociaż prawdę powiedziawszy i tak obudziłam się jak zwykle o szóstej trzydzieści. Chwyciłam mój telefon i odpaliłam Instagrama. Scrolowałam przez zdjęcia lajkując nowe posty Ji-eun. Bawiła się wczoraj dobrze, bo powrzucała pełno zdjęć z klubu w którym wczoraj była. Otwarłam Kakao Talk i napisałam wiadomość do przyjaciółki.
[06:44] 😺Suga's Lady:
Hej Pani Park
[06:44] 😺Suga's Lady:
Mam nadzieję, że wróciłaś bezpiecznie do domu
[06:45] 😺Suga's Lady:
Daj znać czy wszystko ok.
Czasem też miałam ochotę na taki wieczór. Wyjść z Ji-eun do klubu i potańczyć. Poczuć się wolną, bez zmartwień bez tego uczucia z tyłu głowy, że nie mogę sobie pozwolić chociaż na jednego kolorowego drinka bo nie będzie mnie stać na nic do jedzenia. Niestety nie było to możliwe. Za każdym razem jak przyjaciółka namawiała mnie abym z nią poszła się rozerwać, z tyłu głowy cały pojawiał się obraz mnie, która stoi przed regałem z jedzeniem i czeka na północ aż sklep całodobowy przeceni produkty żeby mieć co jeść. To nie było do końca tak, że mnie nie było stać na jedzenie. Z moimi korepetycjami i pracą w kawiarni miałabym za co zjeść. Problem polegał na prawie comiesięcznych wizytach wierzycieli mojej matki, którzy brutalnie potrafili mi pokazać, że liczy się każdy cent. Więc chcąc spłacić ich jak najszybciej odmawiałam sobie dosłownie wszystkiego. Taka byłam żałosna. Westchnęłam na tą myśl i przeciągnęłam się w łóżku.
- Nabi musisz ciągnąc do przodu. Jeszcze będzie dobrze. Jeszcze trochę. - powiedziałam do siebie starając się siebie pocieszyć. Podniosłam się z mojej malutkiej kanapy która służyła mi za łóżko i poszłam do mojej mikroskopijnej łazienki wziąć prysznic. Moje mieszkanie to był jeden malutki pokoik. dwadzieścia metrów kwadratowych w którym pomieściłam całe moje życie. Malutki stolik z dwoma krzesełkami. Małe łóżko które stało w kącie. Trzy szafki kuchenne. Małą kwadratową lodóweczkę i dwa elektryczne przenośne palniki oraz czajnik do parzenia wody. Wszędzie za to walały się moje książki i mangi. Jedyna moja słabość. Kupowałam wprawdzie zawsze używane książki czy komiksy ale te małe papierowe, przyjemnie pachnące rzeczy potrafiły mnie podnieść na duchu. Nie raz potrafiłam się zatracić w jakiejś książce zapominając o tym, że powinnam spać. Czytałam tylko wtedy gdy byłam w domu lub w kawiarni gdy nie było żadnych gości albo dużego ruchu. Książki pomagały mi zapełnić uczucie pustki jaką miałam w sobie. Zaczytując się w historiach wyobrażałam sobie, że biorę w nich udział razem z bohaterami. Przeżywałam z nimi ich wzloty i upadki. Ekscytowałam się gdy główna bohaterka nareszcie pocałowała się ze swoim obiektem westchnień. Jak się nad tym zastanowić, to mój zbiór książek to były historie miłosne. Nie byłam beznadziejnym romantykiem wiedziałam, że w prawdziwym życiu takie sytuacje miejsca nie mają. Ale i tak czytając takie historie na chwile zapominałam o beznadziei mojego życia.
Umyłam włosy, nałożyłam jedyny krem jaki posiadałam na twarz i ubrałam swoje spodnie z dresu i koszulkę w której zawsze chodziłam po domu. Gdy wyszłam z łazienki poczułam znajome uczucie głodu.
- Hello my old friend - powiedziałam łapiąc się za brzuch. Ileż to już razy chodziłam głodna bo miałam do wyboru albo kupić sobie coś do jedzenia albo kupić bilet miesięczny na autobus, czy opłacić rachunki. Ale dziś miałam ucztę! Dziś na śniadanie miałam kanapkę którą dostałam od Pana Americano. Podeszłam do mojej malutkiej lodówki w której w zasadzie miałam jedynie mleko dwie puszki piwa no i kanapkę od Pana Americano. Zaparzyłam wody w czajniku, zrobiłam sobie herbatę i usiadłam do stołu. Kanapkę wyłożyłam na jeden z pięciu talerzy jakie posiadałam w domu. Ale wybrałam ten najładniejszy. Ten z misiami który miałam już od dziecka. Ten sam który dostałam od mojej babci. Miał dla mnie ogromną wartość sentymentalną.
CZYTASZ
The Midnight Cafe
FanfictionNabi niechciana przez swoją matkę, wychowana przez babcię stara się wiązać koniec z końcem i przetrwać każdy dzień. Jej los odmienia się kiedy poznaje tajemniczego Pana Americano.