R. V. Nigdy Więcej Tak Nie Rób

56 6 0
                                    

Isabella's P.O.V.

Pierwszym co zrobiłam po obudzeniu się, było zabranie wszystkich swoich rzeczy i jak najszybsze wyjście z mieszkania. Była siódma, więc nie musiałam się martwić o to czy nie spotkam Mitch'a. Od razu ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych i udałam się prosto do szpitala, do którego dotarłam już po pół godzinie. Kiedy weszłam do szpitala od razu udałam się pod numer sali, która ciocia Judith przysłała mi poprzedniego dnia.

209...

210...

211...

I jest, 212.

Złapałam za klamkę i zanim weszłam wzięłam jeden głębszy oddech. Bałam się widoku, który ujrzę w środku. Bałam się widoku nieprzytomnych rodziców, leżących na łóżkach i nie mających pojęcia co się stało. Bałam się widoku podpiętych do ich ciał różnych sprzętów i kroplówek. Bałam się patrzeć jak cierpią po wypadku.

W końcu ostatnie otworzyłam drzwi i zagadnęłam do środka. Pierwsze zobaczyłam mamę, jej zielone oczy były zamknięte, a na głowie miała opatrunek. Gdy weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi, dostrzegłam tatę, który o dziwo siedział na brzegu łóżka tyłem do drzwi, więc mnie nie zauważył. W oczy od razu rzuciły mi się jego ręce, które były całe posiniaczone, a na głowie również miał opatrunek, ale nieco mniejszy. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę taty, który odwrócił się w moją stronę, gdy dzieliły nas dwa metry odległości.

Tata uniósł wzrok i spojrzałam na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu. Widziałam, że w kącikach jego oczu zaczynają zbierać się łzy, przez co moje oczy również się zaszkliły. Ostrożnie podniósł się z łóżka i stanął naprzeciwko mnie, ujął dłońmi moje policzki. Wpatrywał się we mnie ze łzami w oczach i delikatnym uśmiechem cisnącym się na jego twarz. Nagle objął mnie tak mocno, że ciężko było mi złapać oddech, mimo to odwzajemniałam uścisk.

— Kiedy już widziałem, jak ten samochód jedzie prosto w nas... — zaczął słabym głosem. — Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę.

Jego słowa sprawiły, że poczułam ukłucie w sercu. Dotarło do mnie, że była szansa, że już nigdy mogłabym ich nie zobaczyć. Jednak od razu wypędziłam tę myśl z głowy. Moi rodzice żyli. Byli tu ze mną, nie chciałam myśleć o tym co by było, gdyby lekarzom nie udało się ich uratować.

— Nie uwolnicie się ode mnie tak łatwo. — zaśmiałam się cicho. — Kocham cię, tato.

Mężczyzna odsunął się ode mnie i spojrzał w moje oczy, na jego twarzy wciąż widniał słaby uśmiech.

— Ja ciebie też kocham, Isa. — powiedział, przecierając kciukiem jedna z moich łez, którą właśnie spłynęła po moim policzku. — Przepraszam, że powiedziałem dyrektorowi o tym jak traktuje cię Alex, powinienem to załatwić w inny sposób.

Uśmiechnęłam się ciepło.

— Nie szkodzie. — powiedziałam. — Wiem, że chciałeś dobrze, a ja sobie z nim poradzę.

— Wiem, że sobie z nim poradzisz. — powiedział pewnie. — W końcu jesteś Harris.

Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, tata usiadł na łóżka, a ja usiadłam na parapecie naprzeciwko jego łóżka. Spojrzałam na mamę, która wciąż leżała z zamkniętymi oczami, przygryzłam dolną wargę.

— Kiedy się obudzi? — zapytałam ze wzorkiem utkwionym w jej bladą twarz.

Tata spojrzał za siebie, po czym cicho westchnął i spuścił głowę w dół.

Tylko mi (nie) zaufajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz