05. Jak ma na imię Wyett?

265 25 34
                                    

BARBARA

Kolejne dni mijają mi w podejrzanym spokoju. Nie jestem zbyt przesądna, ale obecna sytuacja jest dla mnie dziwna, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę... chyba wszystko.

Mój gniew na Rafela szybko opadł. A kiedy przestał się ze mnie nabijać, można uznać, że zapomniałam o całej sprawie. Czysto teoretycznie.

Czasami nadal mam ochotę wyspać mu pudło soli do tego, co je. Tak w ramach rewanżu.

Gdy tamtego dnia wieczorem wyszłam w końcu ze swojego pokoju, po kilku godzinach ignorowania moich wrednych przyjaciół, Rafael powiedział mi, żebym wyciągnęła kija z dupy. Udałam, że nie słyszę.

Nie chciało mi się dyskutować na temat tego, dlaczego tak zareagowałam. Nie lubię się tłumaczyć ze swoich emocji i nie widzę potrzeby przepraszania za reakcje, które wywołują. Zwłaszcza, jeśli uważam, że miałam prawo być zła.

Spoglądam na swoje odbicie w lustrze i zakładam za uszy włosy, które wydostały się ze splecionego niedawno warkocza.

Dzisiaj jest piątek, a to oznacza taniec.

Tańczę od dziecka.

Początkowo chodziłam na zajęcia grupowe, ale kiedy zaczęłam dorastać, coraz mniej chciałam tańczyć pod czyjeś dyktando i muzykę. Czułam się wtedy tak, jakby metalowa klatka ograniczała moje ruchy.

Dlatego po przeprowadzce tutaj, pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po wypakowaniu moich rzeczy, było wynajęcie sali na wyłączność w studiu niedaleko.

Zgarniam torbę z łóżka i kieruję się do przedpokoju. Narzucam na siebie czarny dres z napisem "White" na plecach. O ironio, nie?. Zakładam trampki, które zdążyły już przeżyć swoje.

Przyglądam się im i krzywię się na widok błota, które osadziło się na brzegach.

Temu wszystkiemu towarzyszy głucha cisza odbijająca się od ścian pustego mieszkania.

***

Muzyka rozbrzmiewa w moich słuchawkach przez całą drogę. Nie wiem, jak ludzie mogą żyć bez niej.

- Dzień dobry, pani Ballard! - mówię, przekraczając próg studia SEVEN.

Czterdziestoletnia kobieta o kręconych blond włosach posyła mi ciepły uśmiech.

- Ile razy mówiłam ci, żebyś nie zwracała się do mnie per pani?! Czuję się przez to staro! - odpowiada z pozornym rozgoryczeniem w głosie.

- A ile razy ja mówiłam ci, że czterdziestka to nie droga do grobu?

Grozi mi palcem, a soczysty śmiech wyrywa się z jej ust. Otwiera drewnianą szufladę i sięga po klucz z numerem 11, po czym wręcza mi go do ręki. To już nasz mały zwyczaj.

- Dobrze cię widzieć.

Jej długie palce muskają moją dłoń.

- Ciebie też.

Gdy odwracam się na pięcie z zamiarem odejścia, jej cichszy już głos dociera do mnie zza moich pleców:

- Barb?

Torba zaczyna powoli mi ciążyć na ramieniu, zostawiając odciśnięty ślad paska na skórze.

- Tak?

- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że Christine chce się zwolnić? - pyta, lekko wahając się. Ma wątpliwości, czy na pewno chce rozpoczynać ten temat.

Christie to długonoga szatynka, która pracowała tutaj od dwóch lat.

- Yhm - kiwam głową - faktycznie odeszła? - pytam, niewiele myśląc. - Myślałam, że to tylko gadanie.

Lie for me | 18+ | Chwilowo zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz