Całe moje ciało przeszły dreszcze kiedy zobaczyłem jak upada na ziemię, przez uderzenie w głowę kawałkiem figury z marmuru. Otworzyłem oczy oczy, usłyszałem za sobą krzyk Babe... Spojrzałem na mężczyznę, którego mały ja uważał za ojca, patrzyłem na tego potwora, który niszczył latami wszystko co kochałem. Niszczył mnie. Niszczył mnie na nowo każdego dnia, poczułem narastające w moim cielę ciepło, zmrużyłem oczy uważnie mu się przyglądając. Ruszyłem w jego stronę, miałem w sobię tyle energii, że nic nie było mnie teraz w stanie zatrzymać, powaliłem go na ziemię, uderzałem z całej siły pięścią w jego twarz wręcz masakrując ją tak jak on robił to przez całe moje życie z wszystkim co było dla mnie ważne.
Gdyby nie Jeff, który złapał mnie za nadgarstki zabił bym go gołymi rękami, spojrzałem na mojego młodszego brata, na mój jeden z nie wielu sukcesów w życiu. Mimo życia jako pies tego śmiecia byłem w stanie sprawić by chociaż on miał trochę spokoju w życiu.
Niestety nie byłem tego samego zrobić dla Charliego, mimo moich starań Ten chuj i tak krzywdził te niewinne dziecko z jednym z piękniejszych uśmiechów jakie widziałem.
Krzywdził go bo przypominał mnie. Był " zwykły" bez zdolności jakich chciał Tony.
Nie był jednak świadom, że Charlie wcale nie jest bez zdolności. Skrywał je przed nim .- Kenta, zostaw... Narobisz sobię nie potrzebnych problemów, Way się poddał...zaraz będzie tu policja - puścił mnie, a ja spojrzałem na Pete leżącego na podłodze. Mimo krwi zalewającej podłogę delikatnie uniosłem jego głowę, bałem się, że zrobię mu krzywdę.
Mimo, że przez moje gardło wiele razy przechodziły groźby w jego stronę ten mały Kenta, który poznał go trzymającego piłkę do nogi chronił go najbardziej jak tylko mógł.
Zrobił by dla niego wszystko, mimo, że jesteśmy już dla siebie obcymi ludźmi.
Nigdy nie będzie mi obojętny. To nadal będzie mój ulubiony człowiek na tej planecie, który całe młodzieńcze dni spędzał przy mnieWytarłem mu twarz z jego własnej krwi i spojrzałem na Way, który właśnie zbliżał się w naszą stronę, zakryła usta widząc co Tony zrobił Pete, chciał go dotknąć. Wystawiłem mój ulubiony nóż prosto w jego stronę
- spróbuj go tylko dotknąć, a skończysz gorzej niż tem śmieć - powiedziałem marszcząc brwi, mówił, że go kocha. Mówił mu, że będą już zawsze razem.
Najpierw udawał trupa, a później próbował z Tonym znów wykorzystać Babe. Znów chciał tylko go. Nie zasłużył na Pete.W końcu do Posiadłości przyjechała nie tylko policja, przyjechała też karateka, zabrali Pete i innych poszkodowanych do szpitala, a większość z nas spędziła wiele godzin na przesłuchaniach.
Na moje szczęście od razu po wyjściu ze szpitala udało mi się od nich uciec i tak jak zamierzałem od początku zmieniłem strony by zatrzymać tego diabła.
Nikt z nas nie został o nic oskarżony tylko Tony i Way... I kurwa dobrze.
Kiedy opuściłem Komisariat od razu ruszyłem do szpitala, nadal byłem brudny od krwi.
Wszedłem do środka, podeszłem do recepcji, pielęgniarka powiedziała mi , że Pete nadal jest operowany.
Usiadłem pod salą w ciszy czekając, aż to wszystko się skończy, aż Pete okaże się tak samo wytrzymały jak zawsze, jak to tylko tak strasznie wyglądało i tak naprawdę będzie wszystko okej, nie mam pojęcia ile godzin czekałem, moje oczy zrobiły się ciężkie, zasnąłem siedząc pod salą, kiedy zostałem oburzony przez pielęgniarkę, operacja dobiegła końca, niska lekarz zabrała mnie na rozmowę do gabinetu. Siedziałem przed nią obawiając się najgorszego.- jest pan spokrewniony z Pacjentem?- zapytała, a ja zacisnąłem ręce na kolanie i zaprzeczałem
- Pete nie ma biologicznej rodziny, ma tylko mnie i przybranych braci- wyjaśniłem, uległa tym i postanowiła mi powiedzieć o jego stanie zdrowia.
- przez nocne uderzę doszło do uszkodzenia płata potylicznego, stracił wzrok. Jest jednak szansa, że wzrok uda się przywrócić, mózg Enigmy stara się wrócić do pierwotnej wersji przy uszkodzeniu, ale do tego niestety potrzebę będą feromony Alfy, musi ktoś przy nim być, to będzie najlepsze dla jego zdrowia.- jak dobrze, że Akurat Alf w jego otoczeniu nie brakuje...- niedługo zapewne się obudzi, wolała bym by był pan przy tym to może być dla niego szokujące obudzić się i nie widzieć. Na jakiś czas musi nauczyć się tak funkcjonować, nawet kilka lat może trwać odnawianie części mózgu.- kobieta dała mi też jakiś sweter - niech pan się przebierze, na przeciwko jest również łazienka, przydało by się zmyć z siebie krew.- od razu ruszyłem do łazienki i umyłem się z krwi, ubrałem na siebie sweter od kobiety i wszedłem do sali, usiadłem obok łóżka, pogłaskałem jego policzek, nie zasłużył na coś takiego.
Napisałem też do Babe sms'a z dokładnie tym wszystkim co powiedziałam mi lekarz, on też został zraniony więc szybko przyszedł z innej sali, zaraz za nim przybiegł Babe, spojrzeli na mnie i tak samo jak ja czekali, czekaliśmy aż Pete się obudzi, jednak Babe nie wytrzymał tego, bał się zobaczyć reakcji swojego brata na fakt, że tymczasowo stracił wzrok, wyszedł z sali. Charlie spojrzał na mnie
- no idź za nim, dla wszystkich to nie będzie łatwe, ja tu będę - Nie musiałem długo czekać, Charlie pobiegł za swoim ukochanym zostawiając w sali mnie i Pete.
Miałem wrażenie, że nie to wszystko trwa wiecznie, jakbym wpatrywał się w niego godzinami. Nagle zobaczyłem, że jego ręka zaczyna się ruszać, przeszły przez niego ciarki... Musi być strasznie obudzić się nagle i nie widzieć.
- Kenta..- usłyszałem jak wypowiada moje imię, złapałem go za dłoń
- jestem tu Pete.- zacisnął mocniej dłoń, chciał usiąść, ale znów go położyłem -leż Pete musisz jeszcze odpychać, niedawno skończyła się operacja
- ... dlaczego ja nie widzę- był bardzo przestraszony
- kiedy zostałeś zaatakowany doszło do urazu potylicy, ale doktor powiedziała, że twój wzrok wróci za jakiś czas...- to może trwać kilka lat pomyślałem zapominając do czego zdolny jest Pete
- kilka lat? Mam tak żyć kilka lat?- położyłem jego dłoń na mój policzek
- nie martw się, będę przy tobie... jeśli mi na to pozwolisz - nie mogę zapominać, że Pete nadal jest z Way. Oni nadal są razem mimo , że Way teraz oczekuje na karę.
- naprawdę będziesz chciał się zajmować takim ciężarem?- potwierdziłem , a on odwrócił głowę w moją stronę - dlaczego? Przecież nie byłem dla ciebie dobry Kenta
- o czym ty mówisz Pete zawsze byłeś najlepszym co mnie w życiu spotkało, może i Mówiłem wiele rzeczy, ale nie była to prawda, nigdy nie chciałem byś cierpiał- delikatnie się uśmiechnął słysząc miej słowa
- wbiłeś mi prawie nóż w gardło - powiedział widocznie rozbawiony
- tylko chciałem cię trochę nastraszyć.- oznajmiłem spokojnie i naprawdę długo rozmawiałem tego dnia z Pete, chciałem jak najwięcej czasu być przy nim by jak najszybciej wrócił do zdrowia.
- Kenta, a gdzie ty się teraz zatrzymasz?- no tak nie mam do kąt pójść moje wszystkie rzeczy są w moim samochodzie, ich nawet nie ma dużo wziąłem tylko dokumenty i kilka par ubrań
- Tego jeszcze nie wiem, najwyżej będę spać w samochodzie lub u Jeff'a, jego mieszkanie stoi puste od kiedy zamieszkał u Alan'a.- pogłaskał moją dłoń kciukiem
- zatrzymaj się w moim domu- brzmiał naprawdę poważnie, zgodziłem się, dał mi dokładne instrukcje gdzie znajdę klucze do jego mieszkania, pojechałem tam i od razu zdałem sobie sprawę, że jego dom nie jest ani trochę przygotowany na to by mieszkał tam w takim stanie zdrowia.
Nie wiele myśląc ubrałem na oczy jeden z jego krawatów, starałem się przemieszać po domu tak jak on będzie to teraz robić, kilka razy uderzyłem się w kant mebli, zwłaszcza o jego wyspę kuchenną, wywaliłem się prawie o dywan... dosłownie dostałem w głowę doniczką wiszącąm. Zdjąłem opaskę i zacząłem się stopniowo pozbywać rzeczy, które mogą być dla niego niebezpieczne. Na szczęście nie ma za dużo progów i tylko jedne schody, w jego sypialni też wydaję się być bezpiecznie.
Zmęczony zdjąłem z siebie ubrania i wszedłem do wanny, będę musiał załatwić mu uchwyty by łatwiej korzystało się z łazienki. Wannę ma dość dużą i wysoką, nagi położyłem się na jego łóżku, owinąłem się dość miękką pościelą i zanurzyłem twarz w poduszkę....tak ładnie nim pachnie.
Czułem się tak bezpiecznie, dawno nie miałem tak dobrego snu, rano obudziłem się wraz z ptakami, ubrałem na siebie ubrania Pete, mimo, że były za duże. Wziąłem z szafy torbę i wziąłem kilka rzeczy dla niego do szpitala.
Po drodze zjadłem na szybko i wszedłem do szpitala, wszedłem po cichu do sali , może jeszcze spać.- Kenta.- usłyszałem znów swoję imię, podeszłem do łóżka i poprawiłem mu delikatnie włosy
- wyczuwasz mnie po zapachu?- zapytałem ciekawy, oczywiście, że potwierdził
- i po krokach.- wie po krokach kto idzie?
- przywiozłem ci kilka rzeczy - oznajmiłem i usiadłem koło łóżka, pogłaskał znów moją dłoń kciukiem
- dziękuję, że jesteś przy mnie.- jakbym mógł nie być przy nim.
- będę zawsze.