Rozdział 2.

696 27 17
                                    

Obudziłam się na betonie. Zimnym betonie, na tylnym parkingu klubu, do którego przyszłam z Sophie, nie wiedziałam, która jest godzina, zaczynałam panikować.

Moja sukienka była rozerwana, ale nadal zakrywała moje ciało, tylko że nie w każdym miejscu, miałam narzuconą na siebie oversize bluzę, czarną z czerwonymi elementami.

Przypomniałam sobie, co się stało, ale nie do końca. Oni mi to zrobili. Nawet nie wiem, kim byli ci ludzie, czemu akurat ja? Czemu mnie wykorzystali? Jeszcze w tak okrutny sposób, nie byłam pewna, co się tam działo, jedynie byłam pewna, że pamiętam moment, w którym znajdowaliśmy się w ciemnym pomieszczeniu, a ja nagle straciłam przytomność.

Wszystko mnie boli, mam różne ślady po uderzeniach, były czerwone, a w niektórych miejscach, leciała mi krew, gdzieniegdzie była już zaschnięta.

Spróbowałam się podnieść, lecz miałam za mało siły i upadłam z bólem, nawet tak prostej czynności nie potrafiłam zrobić, co oni mi zrobili? Łzy zaczęły lecieć po moich policzkach, szczypały mnie, wiedziałam, że są czerwone.

Po chwili leżenia na zimnym betonie, ponownie spróbowałam się podnieść i tym razem z trudem mi się udało.

W pewnym momencie usłyszałam uderzenie drzwi. Głośne uderzenie, ciężkich, jakby metalowych, ale nie do końca drzwi.

Szybko odwróciłam głowę w stronę dobiegającego uderzenia i wtedy zobaczyłam dwóch wysokich mężczyzn. Wyszli i stanęli obok drzwi. Patrzyłam na nich przez dłuższą chwilę, gdy w końcu oni zauważyli także mnie, dziewczynę wpatrującą się w nich.

Nie wiedziałam, czy należeli do osób, które zrobiły mi krzywdę, wiedziałam tylko tyle, że jak najszybciej muszę się stąd wydostać, zanim znów mi ktoś coś zrobi.

Mężczyźni powiedzieli coś między sobą i ruszyli w moją stronę, a wtem ja obróciłem się do nich tyłem i jak najszybciej zaczęłam biec do wyjścia z parkingu. Zdawało mi się, że krzyczeli coś do mnie, ale czy było to teraz jakoś ważne? Musiałam uciekać, bałam się.

Z ogromnym bólem wybiegłam z parkingu prosto na ulicę, nie wiedziałem, gdzie się znajduje. Byłam na jakiejś, słabo oświetlonej ulicy, a obok znajdował się gęsty las. Rozejrzałam się wokół, ale nikogo nie wiedziałam, żadne auto nie jechało, byłam tylko ja sama.

Zobaczyłam, że dwóch tych samych mężczyzn, wybiegła za mną i byli blisko mnie, więc ja, nie mając dokąd uciec, zaczęłam biec w stronę lasu, aż w końcu do niego wbiegłam.

Biegłam po pustej ulicy w środku lasu, mając uczucie, jakby ktoś na mnie ciągle patrzył, jakby ktoś mnie obserwował, czułam czyjąś obecność, choć nikogo tu nie było, nikogo nie widziałam.

Po chwili biegu, przez pustą ulicę, byłam już pewna, że nikt za mną nie biegnie.

Nie wiem, gdzie byłam, słyszałam jedynie szum drzew, sowę która gdzieś w środku lasu się znajdowała i moje dyszenie. Brakowało mi już siły.

Nagle mój telefon, który jak się okazało miałam cały czas w bluzie, zawibrował. Drżącymi rękami wyjęłam mój telefon i go odpaliłam, wpisując kod.

1-3-0-5

Na ekranie głównym wyświetliło mi się powiadomienie o nowej wiadomości. Weszłam w nią.

Od nieznany: Biegnij dalej kotku, uciekaj ile chcesz, ale wiedz, że zawsze będę cię obserwować i na ciebie patrzeć. Nie uciekniesz mi Madeline. Nieważne, ile będziesz uciekać, jak bardzo będziesz się ukrywać, to i tak cię znajdę. Wróć bezpiecznie do domu królewno. Kiedyś będziesz moja.

Crystal black heart.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz