🧡(Pov : Sano Manjiro)🧡
Oddaliliśmy się z Kenchinem od budynku, następnie przeszliśmy przez pasy na drugą stronę ulicy i zaczęliśmy kierować się w stronę mojego domu. Pomimo tego, że podczas drogi gadałem jak najęty i mocno się na tym skupiałem to jednak zauważyłem, że mój przyjaciel wyglądał na nieobecnego. Patrzył pustym wzrokiem przed siebie, ale jak widać jego nogi same kierowały się tam gdzie powinny.Po około 10 minutach drogi pieszo znaleźliśmy się pod moją posiadłością - był to nie całkiem duży dom, w którym mieszkam z dziadkiem, młodszą siostrą i starszym bratem. Znaczy...mieszkałem - brat już nie żyje. Niedawno też dowiedziałem się, że mam przybranego brata, a jest nim Izana Kurokawa. Skoro tak mówią to im na ślepo wierzę, choć nigdy go na oczy nie widziałem.
Weszliśmy w głąb podwórka i skierowaliśmy się w stronę garażu, w którym miałem urządzony swój pokój. Kenchin bywał tam wielokrotnie, a mogę nawet stwierdzić, że był najczęstszym gościem na moim odizolowaniu.
Kiedy już znaleźliśmy się w środku zakluczyliśmy drzwi od wewnątrz i usiedliśmy na materacu rozłożonym na podłodze. Z szuflady biurka wyciągnąłem parę różnie rzuconych dokumentów, jednak nie były one przemieszane. Kto by pomyślał, że jeszcze w tych czasach ktoś prosiłby się o formalności. Praktycznie żaden gang tak nie robi, ale my postanowiliśmy mieć wszystko w jednym miejscu w razie nagłej potrzeby. Zacząłem szukać długopisu, który okazał się leżeć koło mojego łóżka, prawdopodobnie leży tam jakieś parę dni, ponieważ ostatnio praktycznie nie ma mnie tutaj zbyt często, za dużo się dzieje, ale już się trochę sprawy uspokoiły.
Wyszliśmy z jednej naprawdę ciężkiej sytuacji, nie sami oczywiście.
Bywałem w domu tylko na noc i padałem od razu na twarz. Wychodziłem wcześnie rano i wracałem wieczorem, a czasami późną nocą. Bycie przywódcą gangu to jednak poważna sprawa, wymaga dopilnowania wielu sytuacji, poświęceń, zadbanie o swoich przyjaciół i członków stowarzyszenia oraz między innymi dobrej, sprawnej i porządnej organizacji.
💛(Pov: Chifuyu Matsuno)💛
Po rozmowie z Drakenem, pewien czas prowadziłem monolog wewnętrzny. Nadal nie dociera do mnie wiadomość o moim kochanym Bajim, który wyszedł z tego. Muszę się w końcu ogarnąć, nie mogę ciągle leżeć na łóżku zapłakany, ale naprawdę jestem w szoku. W szoku to mało powiedziane. Szczerze nie powinienem być, ponieważ poniekąd jednak brałem pod uwagę możliwość, że właśnie tak się stanie, no ale wiadomo że prawdopodobieństwo tego było małe, a moja panika z powodu tego wszystkiego ogromna. Jestem aktualnie tak cholernie szczęśliwy, nie jestem w stanie po prostu nic zrobić, nawet moje ciało zastygło w bezruchu od momentu zakończenia połączenia.Po kilkunastominutowym wpatrywaniu się w okno bez słowa, postanowiłem podnieść tyłek z łóżka, a wręcz zmusiłem się do tego, jednak moje nogi trzęsły się, co skutkowało wywróceniem się, ale tym razem na chlodną i brudna od kurzu podłogę. Zacząłem przeklinać w myślach mój stan. Nie był on najlepszy, ale też nie najgorszy.
Tak bardzo doprowadziłem się do nieporządku, że szkoda gadać. Przydałoby się w końcu doprowadzić do stanu używalności, mając na myśli w pierwszej kolejności zadbaniem o swoją higienę, włosy, ciało, napełnienie swojego pustego żołądka w końcu czymś porządnym, nawodnieniem swojego organizmu, posprzątaniem całego syfu z mojego pokoju oraz.. syfu w głowie. Ostatniej czynności nie byłem w stanie wykonać w zupełności, ponieważ problem leżał w psychice, która leżała na równi z podłogą, której nawet nie szło dotrzeć szmatą z detergentem.
Wywracając się prawie na plecy, szybko odepchnąłem się rękami od podłogi, żeby złapać równowagę. Zamknąłem na chwilę powieki ból w wielu miejscach na ciele, po czym powoli otworzyłem je i złapałem się krawędzi łóżka. Wciągnąłem powietrze i podniosłem się ostrożnie na rękach po czym wypuściłem powietrze z płuc. Dociskając wyprostowane ręce do łóżka ciężko oddychałam i pociłem się, a moje serce nieprzerwanie, mocno biło. Kręciło mi się w głowie, a przed oczami widziałem dziwne kółeczka. Chciałem ściągnąć z siebie chociaż bluzę, ale moje ciało było po części sparaliżowane. Jeszcze parę chwil temu było mi cholernie zimno a teraz.. jest gorąco, tak bardzo gorąco. Mój mózg się pali, moje serce płonie a ja sam ledwo stoję na nogach, mrocząc coś pod nosem.
Nie ma to jak spędzić w pokoju ponad tydzień, praktycznie z niego nie wychodząc, nic nie jedząc, a dokładnie zapominając o tym, że jedzenie istnieje, podobnie było ze snem. Zapomniałem również o nim, ale to nie do końca tak. Bardziej chodzi o to, że nie mogłem zasnąć z myślą o katastrofie z tamtego dnia.
I to wszystko powtarzało się przez ponad tydzień do momentu dostania decydującego telefonu.
Tak, powiecie mi pewnie teraz coś w stylu " Chifuyu, przestań myśleć o tym co minęło" albo "Czas zacząć myśleć pozytywnie, w końcu zrobisz to co planowałeś" - łatwiej powiedzieć, a trudniej zrobić.
Odwaga tutaj też gra dużą rolę, nie wystarczy sama chęć.
Wiem że ta część jest dość krótka, ale w przyszłym rozdziale mam w planach skupić się bardziej, jak nie całkowicie na głównym shipie :
🖤Baji x Chifuyu 💛
CZYTASZ
Nie umieraj, proszę... /🖤Bajifuyu💛
Fanfiction"Stał się cud" ⁉️ TA KSIĄŻKA JEST PISANA NA RÓWNI Z INNYMI KSIĄŻKAMI WIĘC STARAM SIĘ POZIOM TEJ KSIĄŻKI UTRZYMAĆ NA TAK BARDZIEJ BEZPOŚREDNI I NA LEKKO POEZYJNY⁉️ 🩵Walka Toman vs Valhalla właśnie dobiegła końca i zdarzył się najgorszy właściwy scen...