7. Kto pociągnie za spust?

1K 127 34
                                    

Louise

– Chcesz porozmawiać o wypadku i o rodzicach? – Katie wydyszała te słowa podczas żwawego truchtu, między jednym łapczywym wdechem a drugim.

– Serio? Teraz? – spojrzałam się na nią tak, jakby wraz z pokonanymi kilometrami i wylanym potem, postradała też wszystkie zmysły.

Idealny moment na zwierzenia według mojej przyjaciółki był w trakcie morderczego biegu na uniwersytet. Parę minut wcześniej uciekł nam autobus spod akademika, a pierwsze zajęcia miałyśmy z prawa karnego.

Wizja spóźnienia się do najsurowszego wykładowcy na uczelni, wisiała nad nami niczym ciemna chmura, z której w każdej chwili mogły lunąć ostre kryształki gradu, prosto w nasze spocone, zaspane twarze.

– A kiedy? Mamy jeszcze jakiś kwadrans drogi. Pewnie żałobę masz już za sobą, ale artykuł mógł przywołać przykre wspomnienia, prawda? – blondynka lekko zwolniła, co mnie uradowało, bo byłam bliska wyplucia wnętrzności.

– Żałobę mam za sobą? Straciłam obydwu swoich rodziców, Katie.

- Och, tak wiem. Przepraszam! Ale chodzi mi o żałobę. To było bardzo dawno temu, wiem, że to boli, ale chyba masz ten temat już przepracowany? Czy nie?

Pokręciłam głową, szukając w myślach odpowiednich słów, które nie zabrzmią zbyt desperacko.

– Żałoba po bliskich osobach jest jak... – zawiesiłam wzrok na potężnym drzewostanie sosen – ...wirus, którego jesteś dożywotnim nosicielem. Może nie widać go gołym okiem, ale on ciągle w tobie jest. Bo kiedy umiera ci osoba, którą kochałaś całym sercem, to w twojej głowie umiera ona codziennie, wiesz?

W oczach Katie stanęły łzy. Zrugałam się w myślach za swoją bezpośredniość. Nienawidziłam doprowadzać ludzi do takiego stanu. Kiedy otwierałam się na temat mojej przeszłości, ludzie widzieli we mnie znów tę siedmioletnią, bezbronną dziewczynkę, która w mgnieniu oka straciła wszystko, co miała. I została z niczym.

Dziewczynkę, która dźwigała brzemię samotności i perspektywę smętnej przyszłości osieroconego życia.

Tułała się po rodzinach zastępczych, a gdy spotykała się z rówieśnikami, wracała pomiędzy żywych jak duch.

– To nie boli – skłamałam, dodając jej otuchy. – To po prostu jest we mnie, ale nie boli. Słowo harcerza – puściłam jej oczko, co ją trochę uspokoiło.

– Jestem chujową przyjaciółką – pociągnęła mocno swoją kitkę, jakby chciała wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy. – Obiecuję, że od dziś będę uważniejsza.

– Jesteś najlepszą przyjaciółką – sprostowałam, zgodnie z prawdą.

Bo moja Katie, mimo swoich wad, była najlepszym, co mnie ostatnio spotkało.

Parę minut później wbiegłyśmy wyczerpane do auli i zajęłyśmy miejsce w środkowych rzędach. Kamień spadł mi z serca, kiedy dostrzegłam, że mównica była jeszcze pusta, więc uniknęłyśmy spóźnienia i zapewne tym samym, publicznego zlinczowania przez Harringtona.

– Spóźnieni będą mieć przejebane – szepnęła Katie minutę później, na widok wściekłego wykładowcy, który wpadł do sali niczym niszczycielski huragan.

Drzwi zamknęły się za nim z hukiem, a kiedy przemówił, jego głos przeszył całą salę z taką mocą, która mogłaby potłuc wszystkie szyby w oknach.

– Udowodnicie mi w ramach rozgrzewki, że należy wam się miejsce na moich zajęciach – większość studentów schyliła potulnie głowę, modląc się w duchu, żeby huragan Harringtona jakimś cudem ich ominął. – Greyson Austen! – mecenas zimnym, wysokim głosem, wywołał bruneta z pierwszych rzędów. – Jak brzmi artykuł o współudziale w przestępstwie?

Dark DesiresOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz