DOBRANOC, AURORO...

4 1 14
                                    

- Jak często się wam to zdarza?- wzięłam łyk zimnego piwa i opadłam na sofę. Sam i Vicky siedzieli na przeciw na fotelu. Spojrzeli na siebie, wiedziałam, że byli nie mniej przerażeni ode mnie. i

- Może zostawmy to do jutra? Znaczy do dziś ale do świtu chociaż?- Vicky wtuliła się w Sama. Po drodze ustaliliśmy że przez kilka dni chłopak z nami zamieszka.

- Czyli nie macie pojęcia co to było a mimo to musiałam was siłą wyciągać?!

- To było... dziwne miałem wrażenie jakby... ktoś ręką dociskał mnie do ziemi...

- Ja też. Zawroty głowy czy wymioty, nawet napady kaszlu i duszności to norma. Ale to... byłam na wielu śledztwach, to był pierwszy raz.

- A pajęczyna?

- Znów ją czułaś?- oczy Sama rozszerzyły się jeszcze bardziej- Rori... uważamy, że gdy człowiek czuje jakby wszedł w pajęczynę to dochodzi do fizycznego kontaktu z duchem...

- No pięknie.- wymamrotałam zerując piwo. Wiedziałam, że na trzeźwo nie będę w stanie zmrużyć oka.

- Rano zadzwonię do Desa, obejrzymy taśmę, może wyjaśniło się wszystko po naszym wyjściu.- nikt już nic więcej nie powiedział.

Zasnęliśmy w salonie, przy całkowicie oświetlonym domu. Ciemność nie była czymś w czym chcielibyśmy się teraz znaleźć.

Budzik był bezlitosny. Punkt szósta rozdarł się na cały regulator, przypominając mi, że oprócz zajęć paranormalnych mam też zwykłe życie. Dziękowałam Bogu za pierwsze promienie słońca, które rozświetlały dom.

Szybki prysznic otrzeźwił każdą komórkę mojego ciała, jednak nie zmył niewidzialnej pajęczynki, która umiejscowiła się na łopatkach. Wychodząc z domu kilka razy upewniałam sie czy dobrze zamknęłam drzwi. Nie wiem w jaki sposób miałoby to przeszkodzić duchowi ale jednak czułam się pewniej.

W pracy kompletnie nie mogłam się skupić, cały czas myślałam o tej jebanej nocy. Dochodziła pora obiadowa gdy przed moim biurkiem stanął on. Postrach „BridgewillToday", redaktor naczelny, śmierdzący Steven.

- Aurora Goodman, spokojna, pracowita ha! można by tak pomyśleć!- jego tupecik jak zwykle przyklejony za nisko dzieliło od brwi zaledwie 3 cm. Szara koszula, idealnie wsadzona w spodnie, krawat koloru czerwonego i nieodłączne mokre plamy pod pachami, które wydzielały niemiłosierny smród, stanowiły nieodłączny opis wyglądu tego człowieka. On zawsze się tak ubierał, mówiąc zawsze... mam na myśli, że od 3 lat pracy tutaj nigdy nie widziałam go w chociażby innym kolorze koszuli.

- Szefie?- zmieszałam się nie za bardzo wiedziałam o co chodzi, nie byłam dobra w jego dziwaczne zagadki.

- Powiedz co przeskrobałaś? Znałem twojego ojca, ale jeśli to coś poważnego...

- Szefie ja naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi!

- Policja czeka na Ciebie przed budynkiem. Nie chcieli robić niepotrzebnego zamieszania.

- Na mnie? O co chodzi? Boże coś się stało Victori?!

- Nie. Zresztą nie wiem. Do końca dnia masz wolne. Idź. Nie chcę żeby mi się tu gliniarze kręcili!- posłusznie wyłączyłam komputer i zbiegłam na parter. Przed budynkiem stał zaparkowany radiowóz a przy wejściu czekał szeryf.

- Dzień dobry Rori.

- Coś się stało Vicky?! O co chodzi?!- wypaliłam, nie mogąc powstrzymać łez.

- Nie spokojnie. Wsiadaj, musimy porozmawiać.

Budynek policji znajdował się dwie ulice dalej. W recepcji siedziała sekretarka, stara Pani Rosario. Jej blady uśmiech sprawił, że po plecach przebiegł mi dreszcz.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 20 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

People from the MistsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz