OSTATNI NORMALNY DZIEŃ

7 2 4
                                    

Obudziłam się dość późno, słońce zaglądało do okna prażąc niemiłosiernie. Emocje opadły, było mi wstyd, że potraktowałam siostrę jak szajbuskę, to jej pasja, wierzy w te nadprzyrodzone historie a ja, zachowałam się strasznie lekceważąco. Wiedziałam, że muszę ją przeprosić, co oczywiście nie zmieniało faktu, że to był mój pierwszy i ostatni wypad z jej ekipą!

Zeszłam na dół. Przy kuchennym stole siedziała już Penny i Ron, popijali świeżo zaparzoną kawę.

- Wiesz co robisz?- podeszłam do siostry i delikatnie pogłaskałam brzuch który wypięła- po takiej dawce kofeiny będzie kopał jak szalony!

- Spokojnie, jest tak słaba, że mam wrażenie, że pije brudną wodę. A ty?

- Co ja?

- Słyszałam, że byłaś wczoraj na polowaniu na duchy?- zaśmiali się.

- A daj spokój- machnęłam ręką prawie wylewając zawartość dzbanka.- to nie dla mnie.

- Może przemówisz do rozumu Vicky, szlaja się po nocach po opuszczonych budynkach. To niebezpieczne.

- To jej pasja. Widziałam ją i jej znajomych. Myślę, że wiedzą co robią, wiedzą gdzie mogą wejść a gdzie lepiej się nie zapuszczać. Nie masz powodu do obaw.- dziewczyna jedynie skinęła głową.

Martwiła się o nas jak o własne dziecko na które wraz z Ronem niecierpliwie czekali. Była idealna pod każdym względem. Najstarsza z nas wszystkich, mądra, ułożona, zabawna i piękna. Nic dziwnego, że Ron, obiecujący chirurg stracił dla niej głowę.

- Jedziemy do miasta na zakupy. Chcesz jechać z nami?- mężczyzna wyprostował się eksponując wyrzeźbiona klatę. Był bardzo przystojny. Czarne oczy idealnie pasowały do czarnych gładko zaczesanych włosów. Wieczną opaleniznę zawdzięczał systematycznym wizytom u rodziców, którzy mieszkali na słonecznej Majorce.

- Pewnie. Dajcie mi chwilę tylko się ogarnę.

- Obudź Vicky, może księżniczka ciemności też będzie chciała się zabrać.

- Rodzinny wypad? Coś się szykuje?

- Mam USG... dziś poznamy płeć.

- To już dziś?! Minuta dwie i będziemy gotowe!- wypaliłam na górę szybciej niż kiedykolwiek. Vicky spała w najlepsze. Szczelnie zacieniony pokój przesiąknięty był zapachem bzu, który nazbierała podczas wczorajszego powrotu do domu.

- Dzień dobry!- rozsunęłam zasłony wpuszczając do pokoju rażące światło. Dziewczyna jęknęła na łóżku zaciągając kołdrę na głowę.

- Wstawaj! Jedziemy na miasto!

- Litosci Rori!

- Nie dziś kochana! Ubieraj tą chudą dupe, Penny idzie na usg! To dziś!- kołdra zawirowała w powietrzu a szczupła, wysoka dziewczyna wyskoczyła z łóżka jak sprężyna.

- Poważnie?!- skinęłam głową i wyszłam do siebie żeby się ubrać.

***

Szpital nie był naszym ulubionym miejscem. Właściwie ostatni raz byłyśmy tutaj wszystkie razem 10 lat temu. Znajome korytarze przypominały nam czego były świadkami, jak bardzo obojętne były te mury na nasz przerażający ból.

- Szybko pójdzie, obiecuję.- Penny złapała nas za dłonie i razem jak dekadę temu weszłyśmy do środka poczekalni. Ron objął ją w pasie i poprowadził do gabinetu.

- Tutaj instrumenty by szalały!- Vicky siedziała na fotelu z zamkniętymi oczami. Wiedziałam, że bawi się w to swoje voodu- czy jakoś tak. To była jej odskocznia, desperacko potrzebowała odpowiedzi, które tak naprawdę mogła jej dać tylko śmierć.

People from the MistsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz