Uwaga! Jest to druga część opowiadania pod tytułem - Psychoza. Pierwszą, można przeczytać na moim profilu.
Opis zawiera spojlery do pierwszej części!
Uwierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia. Uratował ją, pomógł odbić się od dna. Podał rękę, gdy n...
,,Wybaczenie pozwala przestać rozpamiętywać sprawę, co nie zawsze jest zdrowe.Ale jeśli zapominamy, nie uczymy się na błędach.A to może być zabójcze''*
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
♤Remissionem♤
Stałam pośrodku salonu, nerwowo przesuwając wzrokiem po szczególnych meblach. Od kiedy, zamieszkałam z Olivierem zostałam przyzwyczajona do luksusu. Codziennością stała się obsługa, przynosząca wszystko pod nos. Wiedza o zamożności rodziny narzeczonego, pozwoliła mi myśleć, że i tutaj napotkam przedmioty pływające w złocie. Zamiast tego, zostałam ugoszczona w przytulnym domku na małej wsi, położonej niedaleko centrum miasta. Zapachy z kuchni, przypominały o czasach, gdy matka przygotowywała kurczaka, mając nadzieję, że przypodoba się ojcu. Przysiadłam na drewnianym krześle, układając ręce na kolanach. Po prawej zasiadł Henry, ubrany w idealnie skrojoną koszulę z lnianego materiału, uwydatniającego mięśnie. Wygląda bardzo dojrzale, jak na swój dwudziestojednoletni wiek. W porównaniu do mnie, gdzie rysy twarzy jasno świadczą, o byciu wciąż nastolatką. To sprawia, że czuję się niepewnie.
Zwracał się do rodziców, bardzo oficjalnym i formalnym tonem. Może takie mieli zasady, nie powinnam się wtrącać, choć wiele pytań mam na końcu języka. Spojrzałam na mężczyznę, przedstawionego mi jako Ben 'a. Jest ojczymem Henry 'ego, którego widocznie zaakceptował, wnioskując jak dobrze się nim zajmuję. Uległ poważnemu wypadkowi, kilka lat temu. Nie znam szczegółów, ale już po samym zachowaniu i wyglądzie można określić, że nie należy do osób pełno sprawnych umysłowo. Szkoda mi go, nie zdaję sobie sprawy z otaczającej rzeczywistości czekając na swój koniec. Ciekawe, czy chce umrzeć, zakładając, że zdaję sobie sprawę co oznacza śmierć.
- Nie patrz tak na Mary, stresujesz ją. - uśmiechnął się życzliwie, gładząc kciukiem moją dłoń.
- Jest w porządku. - skłamałam, nie chcąc wyjść na niegrzeczną.
Tak naprawdę, nie czuję się komfortowo, gdy bełkocze przeszywając mnie zielonymi oczami. Mam wrażenie, jakby próbował mi coś powiedzieć, przekazać. Może w głębi, chciałby się porozumieć. Przekonana o swojej racji, gdy Henry odchodzi pomóc mamie w kolacji, podsunęłam w jego stronę szklankę z wodą. Nie zareagował nawet nie drgnął. Przyglądaliśmy się sobie w całkowitym milczeniu i dopiero teraz dostrzegam pewne szczegóły, nie pasujące do całości. Skoro zajmuje się ciężko schorowanym ojczymem, czemu pozwolił mu chodzić z brudną koszulą, prawdopodobnie niezmienioną od kilku dni. Zmarszczyłam brwi, nachylając sylwetkę. Nagle, zostałam gwałtowanie pociągnięta do przodu. Tracąc równowagę, uderzyłam brodą w stolik. Zaskoczona, spróbowałam uwolnić się z uścisku, lecz próby te wydają się daremne przy niewyobrażalnej sile.
- U...c...ii...ee...kkk..ajj.
Intuicja, podpowiedziała, że to coś ważnego. Dlatego mimo bólu, wytężyłam słuch próbując zrozumieć co ma na myśli.