3 - 𝓞𝓫ó𝔃 𝓗𝓮𝓻𝓸𝓼ó𝔀

28 3 4
                                    

JASMINE

Pierwszym dźwiękiem jaki usłyszałam po przebudzeniu, było ciche pochrapywanie. Powoli otworzyłam oczy, lecz natychmiast tego pożałowałam. Pomieszczenie w którym byłam, niemal zalewały promienie słoneczne, co czyniło pokój nadzwyczaj jasnym. Po chwili odwróciłam się w stronę z której dobiegało chrapanie. Pod ścianą przy moim posłaniu siedział Leo. Nie wiem jakim cudem zapamiętałam jego imię, skoro większość wczorajszych zdarzeń dopiero powracała do mnie w jakichś marnych strzępach.

Zmieszałam się, zobaczywszy, że trzyma moją dłoń. Przy stoliku zobaczyłam też drewniany, rzeźbiony grzebień i brudny ręcznik.

Aha...

AHA?!

Wynikało z tego, że właśnie jemu zawdzięczałam rozczesane włosy i czystą twarz. Spodziewam się, że wczoraj nie wyglądałam zniewalająco. Czułam, że się czerwienię. Już wystarczającym poniżeniem był fakt, że latynos niósł mnie przez całą drogę z lasu do ''szpitala''.

Spojrzałam na swoją dłoń. Miałam dwie opcje. Albo wyplątać ją z palców Leo, albo udawać że śpię. Oczywiście wybrałam pierwszą opcję. Nie żeby to nie było miłe... No ale, no,  chciałam już wstać.

Jednak gdy tylko poruszyłam ręką, chłopak zerwał się na równe nogi. Burza ciemnych loczków, która wcześniej uroczo przysłaniała mu twarz, w tym momencie zapoczątkowała co najmniej nieszczęśliwy wypadek.

Leo, z powodu chwilowej ślepoty spowodowanej przez włosy, ( ładne włosy, nawiasem kocham loczki... ) niemal od razu po wstaniu, potknął się o róg stolika i wylądował w nogach mojego łóżka. I na moich nogach też.

Warto wspomnieć, że dziwnym trafem, leżałam tyłem do przejścia i przodem do płóciennej ścianki. Znajdowaliśmy się więc w dość dwuznacznej pozycji.

Otrząsnęłam się jako pierwsza i chcąc wykręcić Leo niewinny żarcik, podparłam się dłońmi i usiadłam. Następnie przybliżyłam swoją twarz do jego i uśmiechając się zadziornie, wysłałam mu buziaka. W sekundę się zarumienił a na jego włosach zatańczyły płomyczki. Nie było mi jednak dane dłużej oglądać jego miny, ponieważ ponownie się wywalił. Tym razem na podłogę.

- Jak się czujesz? - Zapytał, gdy udało mu się usiąść na rogu posłania.

- Dobrze. Plecy mnie trochę bolą, tak samo bark, ale jest znośnie.

- Will cię wysmarował jakimiś maściami. - Ujrzawszy moje zdezorientowane spojrzenie wyjaśnił. - Witaj w Obozie Herosów. Jak cię tu przyniosłem, Will i Austin z domku Apollina zabrali cię do jakiegoś specjalnego gabinetu, nastawiali wybity bark, smarowali ci stłuczenia i szyli ranę... - Przez kilka następnych minut, Leo udzielał mi szczegółowej wypowiedzi na temat mojego pobytu w Izbie Chorych. Nie przerywałam mu, mimo uporczywego pytania, cisnącego mi się na usta.

- Dzień dobry, jak się czujemy? - Przerwał mu radosny głos blondyna.

- Całkiem znośnie. Jestem lekko obolała ale da się znieść. - Odparłam.

- Jestem Will, ale myślę, że to już wiesz. - Powiedział chłopak, kiwając głową w stronę wyszczerzonego Leo.

- Tak. Wiem też że jest mistrzem wywracania się ludziom na łóżka.

- Jestem mistrzem podrywu, ale to też ujdzie. - Sprostował brunet, nadal z uśmiechem przylepionym do twarzy. Will zignorował go i zadał kolejne pytanie.

- Masz może mdłości, zawroty głowy?

-To przecież objawy ciąży!? - Zdumiał się latynos. - Najlepiej, żeby ze mną.

𝓛𝓔𝓞 𝓥𝓐𝓛𝓓𝓔𝓩 𝓶𝓾𝓼𝓲 𝓼𝓲ę 𝓹𝓸𝓼𝓽𝓪𝓻𝓪ć.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz