4 - 𝓦𝔂𝓻𝔃𝓾𝓽𝔂 𝓼𝓾𝓶𝓲𝓮𝓷𝓲𝓪.

15 3 0
                                    

LEO

Idąc nocą przez las spotykałem pomocną driadę. Wylewnie jej podziękowałem i obiecałem wspomnieć o jej zasługach wobec obozu Chejronowi.

- Pan D. jest często... niedysponowany co do spraw praktycznych. - Wytłumaczyłem jej i po krótkiej rozmowie ruszyłem ku Bunkrowi 9. Już od dłuższego czasu zastępował mi domek Hefajstosa. Miałem tam wszystko, bo poza ogromnym kompleksem pomieszczeń warsztatowych, budowniczy pomyśleli o kilku mniejszych pokojach i łazience. Jeden z nich służył mi za sypialnię.

Pogwizdując wesoło wystukałem kod w zamku i wszedłem do środka.

- Cholera.- Syknąłem gdy moja stopa zaliczyła niezbyt przyjemne spotkanie z ciężką skrzynką narzędziową.

Udało mi się bez większych przeszkód dotrzeć do łóżka. I natychmiast gdy na nie się rzuciłem, zmorzył mnie sen. Jednak nie dane mi było odpocząć. Prześladowały mnie koszmary. Jak zwykle dotyczyły tego pamiętnego dnia w którym warsztat mojej mamy stanął w płomieniach. Obudziłem się zalany potem z rozpalonymi policzkami. Mogłem się założyć że tak samo wyglądała Jasmin w infirmerii gdy Will opatrywał jej ramię.

 Dobra stop.

Jakimś cudem udało mi się ponownie zasnąć, i na szczęście tym razem spałem jak zabity do świtu.

Uniosłem powieki i niechętnie zwlokłem się z posłania. Kochałem spać.  A moje poranki należały do leniwych. Nabrałem jednak nieco werwy, gdy przypomniałem sobie, że chcę pogadać z Jasmine. Była... fajna? Rzeczywiście, jest to dość ogólne, ale ze wszystkich relacji jakiem miałem z dziewczynami to ta była najkrótsza i najbardziej pokręcona. Jakbym odnalazł brakującego puzzla ale nie wiedział jak go włożyć. Po prostu jednocześnie bardzo ją polubiłem a z drugiej strony coś mnie przed nią powstrzymywało. Jak gdybym MUSIAŁ trzymać się na dystans.

Szybko się wyszykowałem, między innymi próbowałem naprawić kitkę na włosach, która od wczoraj uległa zniszczeniu. Bezskutecznie. Zabrałem więc gumkę ze sobą.

Idąc pomiędzy domkami, obiektami treningowymi i placami niemal zderzyłem się z Piper i Annabeth.

- Mam wspaniałą wiadomość. - Niemal pisnęła Piper.

- O nie. - Westchnąłem z uśmiechem i przewróciłem oczyma.

- Znalazłyśmy ci pierwszą kandydatkę. Lea Martinez od dawna się w tobie podkochuje. Dasz jej szansę? Jest z domku Afrodyty.

- Nie no okej, jeśli wam zależy. - powiedziałem nieco niepewnie. Poczułem delikatne ukłucie. Może nie powinienem się zgadzać?

Po chwili ruszyłem dalej. Uliczki były puste, większość herosów dopiero się szykowała do śniadania. Dlatego zdziwił mnie hałas dobiegający z toru przeszkód. W sensie było ich kilka, ale jeden z nich przypominał niezabezpieczony park linowy, i właśnie tam się skierowałem. Już z daleka dostrzegłem znajomą sylwetkę balansującą po jednej z najgorszych przeszkód. Jasmine radziła sobie doskonale. Lekko biegła po chyboczących się belkach.

- Co ty robisz? - Zawołałem zaskoczony.

- Ćwiczę. Za dużo usłyszałam o tym dniu próby, żeby nie bać się, że wyjdę na łamagę.

- Nie przesadzaj. To, że będą cię testować w różnych dziedzinach, nie znaczy, że twój boski rodzic cię uzna.

- Ale obozowicze mnie ocenią. - Powiedziała wzruszywszy ramionami i zeskoczyła na ziemię.

- No i? I tak cię podziwiają. Zabiłaś mantikorę.

- Walczyłam z nią.

- Niedługo plotka urośnie do rozmiarów dwóch potworów. I pewnie co niektórzy dopowiedzą sobie, że sama ciągnęłaś nieprzytomnych Hoodów do obozu.

𝓛𝓔𝓞 𝓥𝓐𝓛𝓓𝓔𝓩 𝓶𝓾𝓼𝓲 𝓼𝓲ę 𝓹𝓸𝓼𝓽𝓪𝓻𝓪ć.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz