2 - 𝓛𝓪𝓽𝔂𝓷𝓸𝓼𝓴𝓲 𝓻𝔂𝓬𝓮𝓻𝔃𝔂𝓴.

26 3 3
                                    

LEO

Znowu przeżywałem kryzys istnienia. I jak zazwyczaj w takich sytuacjach zamykałem się w Bunkrze 9. Przez cały dzień słyszałem parokrotnie dzwonek do drzwi, ale nie ruszyłem się z miejsca aby otworzyć. Za każdym razem brałem w dłoń małe urządzenie, przekazujące nagrany dźwięk do megafonu na zewnątrz.

- Dzień nie jest dobry, nie ma mnie w domu. - Powtarzałem.

Powodem owej niechęci do wszystkiego była Kalipso. Zerwaliśmy. I tym samym udowodniła każdemu, a przede wszystkim mi, że jestem bezwartościowy. Może rzeczywiście nie nadaję się do związku. Może naprawdę jestem roztrzepanym ignorantem, kobieciarzem któremu dziewczyny szybko się nudzą, samolubnym dzieckiem... STOP Leo, przestań myśleć, to nieprawda. Próbowałem nie dopuszczać do siebie tych myśli, ale z marnym skutkiem.

~~~~~~

Ale równo o 19.30 wstałem. Musiałem. Obiecałem Chejronowi ognisty pokaz na wieczornym ognisku. Więc niechętnie powlokłem się do łazienki i przemyłem twarz lodowatą wodą. Następnie przebrawszy się w jakieś ludzkie ubrania ruszyłem do wyjścia.

Powitało mnie chłodne, słone powietrze przywiane z nad zatoki. Oraz moi przyjaciele. Piper, Annabeth, Jason i Percy.

- Co wy tu robicie? - Wydukałem zdumiony.

- Czekamy na ciebie. - Odparła niewinnie Piper. - Wiesz, dziś rano zobaczyłam wlekącego się przez arenę latynoskiego elfa. Wyglądał na dość przygnębionego. Dzieci Afrodyty plotkują z driadami i nimfami, a ja mam wtyki w całym obozie. Więc... - Piper bezradnie rozłożyła ręce. - Chyba mi wybaczysz, że wszystko już wiemy? Co do słowa.

- Mhm. - Mruknąłem kopiąc kamyki.

- Leo. - Powiedziała cicho ale stanowczo Annabeth. - Wiem, że to brzmi jak każda pusta formułka, ale jesteśmy z tobą. I nie pozwolimy ci uwierzyć w to co powiedziała Kalipso. Bo to nie jest prawda. Rozumiesz? - Dziewczyna przerwała na chwilę. - Leo popatrz na mnie. - Uniosłem głowę. - Nie musisz się z tym zmagać sam. Stoimy po twojej stronie. Nie tylko dlatego, że jesteś naszym przyjacielem. Tak jest uczciwie.

- Nawet jak nie było by uczciwie, to i tak bierzemy twoją stronę. - Dorzucił Jason.

- Bro. - Powiedział poważnie Percy patrząc mu w oczy.

- Bro.

- Bro.

- Jeszcze się pocałujcie. - Prychnęła Piper.

Percy z Jasonem stanęli za drzewem i zaczęli udawać, że wpychają sobie języki do gardeł.

- Idioci. - Skwitowała Annabeth.

Powoli ruszyliśmy w stronę głównego placu. Byłem wdzięczny Bogom za takich przyjaciół. I liczyłem, że wszystko się ułoży. Może nie będzie tak źle.

Piper obejmowała mnie ramieniem. Byliśmy tego samego wzrostu, ale ja już się przyzwyczaiłem do bycia karłem. Taki mój los.

Gdy dotarliśmy na plac, herosi dopiero zaczynali się gromadzić. Zajęliśmy więc nasze ulubione miejsca, których i tak w sumie nikt by nie śmiał zająć. Poza Clarisse.

-Wiesz Pipes, teraz jak nie ma tu Kalipso, mam więcej miejsca. Korzystna wymiana. - Próbowałem zażartować i się uśmiechnąć. Piper parsknęła cicho.

- Nie musisz mieć wyrzutów sumienia, że się śmiejesz? To nie jest twoja wina, że zerwaliście. To ona popełniła błąd. Skoro tak się zachowała, to znaczy, że nie traktowała cię jak kogoś ważnego, a powinna. Zapomnij o niej, nie podążaj za tym co mówiła, niech jej osoba nie ma już na ciebie wpływu.

𝓛𝓔𝓞 𝓥𝓐𝓛𝓓𝓔𝓩 𝓶𝓾𝓼𝓲 𝓼𝓲ę 𝓹𝓸𝓼𝓽𝓪𝓻𝓪ć.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz