Rozdział V

5 0 0
                                    

Soren znowu wybudził się na tym samym łóżku. Za oknem piał kogut. Czuł się jak nowo narodzony. Do jego nozdrzy doszedł zapach smażonego boczku. Szybko wstał na równe nogi.

- Nasz bohater postanowił wstać – odezwał się głos z drugiego pomieszczenia.

- Nie drwij ze mnie – wycedził. Zauważył, że rana na nodze zniknęła. Miał do czynienia z wiedźmą jak nic. Złapał za policzek. Blizna cięgle tam była.

- Gęby mi nie mogłaś naprawić?

- Nie, to by ci odjęło uroku. Zrobiłam ci jedzenia, masz przed sobą szmat drogi.

- Skąd wiesz, że demon pozwoli mi opuścić wioskę?

- Bo cię nie zauważy, dzięki talizmanowi, który ci uszykowałam.

- Jestem nosicielem jego zaraz. Będzie wiedział. Nawet, jeśli zapadnę się pod ziemie.

- Och naiwny, jak spałeś przyszło do mnie dwóch drwali. Ładnie musiałeś ich poczęstować swoim darem – Soren zmielił w ustach przekleństwo. Ta kobieta irytowała go ponad wszelką miarę. Jeśli jednak chciał pomścić mistrza i odzyskać honor – musiał współpracować. Wszedł do drugiego pomieszczenia. Usiał na krześle przy niewielkim stole. Przed nim parowała miska pełna jajecznicy i boczku. Obok leżała ciepła, chrupiąca bułka. Miał szczęście.

Lora podeszła do niewielkiego okna z widokiem na ulicę. Stała plecami do Sorena.

- Demon będzie zarażał. Aż w końcu strach dotknie większość mieszkańców. To będzie dla niego pożywka. Zrobi z nich bydło, dopóki będę potrzebni. Potem umrą w męczarniach.

- Nie spytasz mnie, gdzie cię posyłam? – Zadając to pytanie kobieta odwróciła się w stronę gościa. Ten sprawiał wrażenie, jakby nie usłyszał, co do niego mówiła.

- Po co? I tak mi powiesz.

- Mam przyjaciela, zna tradycje i tajemnice jeszcze sprzed ery migracji i wojny z Menkesem.

- Z dawnego kontynentu ludzi? – Soren odłożył ćwiartkę bułki i spojrzał na kobietę. Wiedział, że setki lat temu ludzie zamieszkiwali inny kontynent na zachodzie. Hordy demonów ich stamtąd przepędziły. Kto przetrwał brnął na wschód, przez wielkie wody. Tutaj znaleziono ziemie zamieszkałe przez elfy, niziołków i krasnoludów. Wspólne siły zdołały odeprzeć demony, ale ich rozproszone siły ciągle czają się w mroku. Czekają na ponowne wezwanie swego pana. Krąży plotka, że żyje mędrzec, który to wszystko widział. Soren nie dawał temu wiary.

- Tak, on będzie wiedział jak walczyć z tym demonem.

- Jak go poznam?

- Ma skórę dotkniętą słońcem. Nie wielu ich przeżyło, a jeszcze mniej osadziło się w tej części wolnego kontynentu. Na wschód jest wioska niziołków, z domieszką elfów. Nazywa się sosnowy gaj. Tam jest ten, którego szukasz. Musisz się spieszyć.

- Nasz kolega gdzieś się wybiera?

- Tak do ziemi elfów. W Gaju jest przejazdem. Osiodłałam ci konia. Rusz z kopyta, to będziesz tam przed zmierzchem.

- Zdążę jeszcze dzisiaj z tym człowiekiem zasiąść do obiadu – Soren wstał ocierając usta. Sprawdził, czy ragur dobrze leży i wciągnął buty. Lora oparła się o stół. Kłębiły się w jej głowie myśli, na które młody wojownik zdawał się być ślepy.

- Wypatruj mnie pojutrze o świcie. Najlepiej, z tymi bułkami. 

Mroczne PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now