Rozdział I

34 1 2
                                    

Soren podszedł do szynku. Nosił na sobie mocne buty, wełniane spodnie, koszulę i ragur. Z prawej strony pasa zwisał mu miecz, a z lewej sporawy mieszek. Właśnie wyjął z niego dwa srebrne denary. Sam mężczyzna liczył dopiero 20 wiosen. Okazało się to dość, by jego chudą twarz ozdobiła blizna na prawym policzku. Miał krótko ścięte, czarne włosy i kilkudniowy zarost.

- Nie szczędź piwa, karczmarzu. Gęsie udo i chleb też się przydadzą – monety brzękały na blacie.

- Ma się rozumieć – głos grubego Sama brzmiał w akompaniamencie nalewanego piwa. Na misę z jedzeniem też nie przyszło mu długo czekać.

Rozgniewany Rumak, jak zawsze o tej porze dnia, tętnił życiem. Gwar rozmów, bicie i picie toastów oraz gromki śmiech sięgały daleko poza bale murów tego przybytku. W powietrzu unosił się zapach pieczeni z domieszką alkoholu. Skrzypienie pod stopami Sorena wbiło się w rytm grany przez barda. Mężczyzna, idąc do pustego stolika, minął dwóch osiłków walczących na rękę. Jeden z nich przypadkowo strącił kufel. Piwo wylało się wprost na pajdę świeżego chleba.

- Coś narobił, czarci synu, łachudro! Bodaj matka cię z psem spłodziła!

Dalej siedziała kobieta, na oko szlachcianka. Konspiracyjnie szeptała coś do dwóch rozmówców. Najpewniej ochroniarzy. To wszystko nie miało teraz dla niego znaczenia. W końcu miał okazję zjeść jak człowiek, napić się nieco i złożyć głowę na wygodnym sienniku.

Soren usiadł wygodnie, złapał pałkę i wgryzł się porządnie. Tłuszcz kapał mu między palcami. Przegryzł chlebem i popił z kufla. Smaczna odmiana po grzybach i jeżynach. Dwa stoły dalej dostrzegł młodą kobietę. Była ubrana jak każda inna wieśniaczka. Miała czarne włosy, długie lekko za uszy, i śliczną twarz. Przyjrzał się jej dobrze. Miała w sobie coś, co sprawiło, że nie usłyszał otwierających się drzwi.

- Już przepijasz zarobek? – Soren znał ten twardy głos. Odwrócił się i zobaczył Belena. Ten zwalisty mężczyzna to jego mistrz. Stał przed nim w pełnym rynsztunku, z poważną miną jak zwykle. Sama jego prezencja sprawiła, że przy niejednym stole obniżono głos.

- Khanis są w lesie, zapłacą nam za wytępienie tych demonów. Będzie też dodatek za krew. – Soren zaklął w duchu. Odruchowo dotknął blizny. Strach pokonał szybciej, niż nawyk. Wypił piwo duszkiem. Złote stróżki spłynęły po brodzie. Chleb i mięso wziął w rękę. Rzucił jeszcze spojrzenie dziewczynie, nim wyruszył w ciemny las. Ta właśnie uśmiechnęła się do kogoś, kto siedział obok niej. Niebawem i na ten problem przyjdzie sposób.

Mroczne PrzeznaczenieWhere stories live. Discover now