Rozdział 3

60 9 2
                                    

Siedziałem w swoim gabinecie, sącząc trzecią kawę, kolejna nieprzespana noc , jednak tym razem nie tylko z powodu pracy. Niejaka Panna Niewyparzony Język West, chodziła mi wciąż po głowie. Dlaczego wczoraj musiała pałętać się w tym miejscu? Zaburzyła mój spokój, gdy spojrzałem na jej sarnie oczy i jej piękną twarz.

Z każdą minutą, myśli o niej stawały się coraz bardziej natarczywe. Próbowałem skupić się na dokumentach leżących przed mną, nie na jej gładko wyglądającej skórze, o tym jak dobrze leżał na niej szkolny mundurek, ale litery zdawały się tańczyć przed oczami, tworząc nieczytelny chaos.

-West jest uczennicą- warknąłem sam do siebie.

Była intrygującą postacią, pełną pasji i odwagi, a jej niewyparzony język dodawał jej tylko uroku. Gdy przypominałem sobie naszą rozmowę, była bezpośrednia, ale nie nachalna, pewna siebie, ale nie arogancka i dochodziłem jakim cudem taka istota dostała się tutaj. Była tak krucha, że mógłbym ją złamać w pół z łatwością lub zdmuchnąć z powierzchni ziemi. Zastanawiałem się, co sprawiało, że była taka wyjątkowa. Może to jej niezależność, może sposób, w jaki patrzyła na świat? Prychnąłem w duchu.

Była tak naiwna, że aż chciało się jej pokazać, że życie nie jest usłane różami. Wstałem od biurka i podszedłem do okna, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Widok na kampus, który budził się do życia, przypomniał mi, że czas nie stoi w miejscu. Chciałem wiedzieć o niej wszystko. Nienawidziłem jej za to, że działała mi na nerwy a jednocześni wzbudzała dziką ciekawość.

Nadszedł poranek rozpoczęcia semestru w akademii, byłem niewyspany i gotowy pozabijać wszystkich. Po pokoju rozeszło się pukanie do drzwi, a w nim stanęła pani Miller- woźna. Jej twarz wyrażała życzliwość, a w oczach błyszczała troska.

-Dzień dobry, młodzieńcze- powiedziała ciepło, wchodząc do środka.- Czy wszystko w porządku? Wyglądasz na zmęczonego.- Próbując się uśmiechnąć, odpowiedziałem.

-Tak, po prostu ciężka noc. Dziękuję za troskę, pani Miller.

-Zrozumiałe- odparła, kiwając głową. -Pierwszy dzień zawsze jest pełen emocji i nerwów. Chciałabym tylko trochę posprzątać- uśmiechnęła się ciepło. Skinąłem głową i ruszyłem w stronę stołówki. Jednak nie miałem ochoty jeść.

Zamiast tego, ruszyłem w stronę biblioteki. Cisza panująca w jej wnętrzu była kojąca, że prawi zapomniałem o pewnej niebieskookiej blondynce. Między półkami z książkami unosił się delikatny zapach starości i papieru, który zawsze działał na mnie uspokajająco. Przeszedłem obok regałów z literaturą klasyczną i zatrzymałem się dopiero przy dziale z filozofią. Wyciągnąłem z półki jedną z oprawionych w skórę książek i usiadłem w wygodnym fotelu przy oknie. Promienie słońca wpadały do środka, tworząc ciepłe plamy światła na drewnianej podłodze.

Po godzinie uznałem iż pora szykować się na rozpoczęcie, chociaż żałowałem, że muszę już opuścić to miejsce. Biblioteka nie była zbytnio zaludniona, tylko kilka nadgorliwych uczniów, wstało wcześnie rano by udać się tutaj. Przemierzałem korytarze akademii, przyłapując się na rozważaniach gdzie mogłaby teraz podziewać się jasnooka. Boże jak ja jej nienawidziłem.

Cholera.

Dotarłem do mojego mieszkania i od razu nie tracąc czasu wziąłem zimny prysznic. Woda spływała po moim ciele, budząc mnie do reszty i przynosząc ulgę po długim poranku spędzonym na przeglądaniu papierów i czytaniu książek. Myśli o blondynce nadal krążyły mi po głowie, ale starałem się skupić na nadchodzącym dniu. Wyszedłem spod prysznica, wytarłem się szybko ręcznikiem i ubrałem się w świeże wyjściowe ubrania. Przyszedł czas na rozpoczęcie roku.

Piętnaście minut później stałem w auli z resztą grona pedagogicznego. Moja siostra- dyrektorka szkoły- wygłaszała mowę, której wiem, że i tak nikt nie słuchał i by nie zapamiętał. Nikt na sali nie wykazywał ani krzty zainteresowania tym co głowa szkoły ma do powiedzenia.

Wszyscy byli pochłonięci własnymi myślami, a ich spojrzenia błądziły po ścianach i suficie. Niektórzy nauczyciele sprawdzali notatki, inni szeptali między sobą. Ciche szmery rozmów wypełniały pomieszczenie, tworząc tło dla monotonnej przemowy.

Nagle drzwi auli otworzyły się z głośnym skrzypieniem, przerywając monotonię. W progu stanęła ona, West w całej okazałości która z niepokojem rozejrzała się po sali. Jej nagłe wejście przyciągnęło uwagę wszystkich, a nawet moja siostra zatrzymała się na chwilę, przerywając swoją mowę.

-Przepraszam za spóźnienie - powiedziała cicho, czerwieniąc się lekko. Powstrzymałem się by nie przewrócić oczami. Nawet zegarka nie umiała nastawić?

Moja siostra skinęła głową, dając jej znak, że może zająć miejsce. West pospiesznie usiadła w jednym z wolnych miejsc, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Jednak w tym momencie coś się zmieniło. Sala, choć nadal niespokojna, wydawała się nieco bardziej skupiona.

Po godzinie ceremonia dobiegła końca , a ja z dziką przyjemnością przypomniałem sobie o zaszczycie jaki mi przypadł. Panna idealna trafi w moje sidła, gdyż ma u mnie szlaban. Ruszyłem szybkim krokiem w stronę swojej sali gdzie miała na mnie czekać blondynka.

Little sam. Telling Lies #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz