𝐈. 𝐓𝐑𝐔𝐒𝐊𝐀𝐖𝐊𝐎𝐖𝐄 𝐙̇𝐄𝐋𝐊𝐈

17 3 0
                                    

-Witaj, asystentko trenera-wyszczerzył się Martin w progu drzwi frontowych. Przewróciłam oczami, co jak co, ale ten chłopak potrafił być irytujący.

-Przymknij się-powiedziałam. Po czym spojrzałam na to co chłopak trzymał w rękach.

-Mam, żelki truskawkowe, pierwsze w kwaśnej posypce i drugie nie.-machnął mi opakowaniami przed oczami.

-Cofam, swoje słowa- zaśmiałam się i wyrwałam mu obie paczki z rak po czym pobiegłam na górę po schodach do siebie do pokoju, usłyszałam za sobą tylko zamykanie drzwi i stłumiony krzyk przyjaciela.

Kiedy znalazłam się w swoim pokoju, szybko rozpakowałam obie paczki żelków i usiadłam na łóżku. Przypomniałam sobie, jak często w dzieciństwie jadaliśmy te same żelki, śmiejąc się i spędzając razem czas. Martin zawsze miał talent do wynajdywania naszych ulubionych słodyczy.

Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu. Spojrzałam na ekran i zobaczyłam, że to Martin. Odebrałam, śmiejąc się pod nosem z jego determinacji.

-Halo? - zapytałam, udając niewinność.

-Oddaj moje żelki, złodziejko! - odpowiedział Martin z udawaną złością. Czy on naprawdę dzwonił do mnie będąc na dole schodów?

-Jakie żelki? - zapytałam, chichocząc. - Już są moje! Po za tym czemu dzwonisz? Jesteś w tym samym budynku co ja-powiedziałam wychodząc na korytarz. I to było moim błędem. Z łazienki wybiegł Martin, który rzucił we mnie rolką papieru, która rozwinęła się praktycznie cała. Popatrzyliśmy z przerażeniem po sobie.

-Ty to sprzątasz, mama będzie wściekła.-powiedziałam

-Jestem gościem-żachnął się chłopak.

-Od dobrych ośmiu lat już nim nie jesteś, po za tym serio?- zapytałam znużona- Ile ty masz lat pięć?

-Dla twojej informacji dwadzieścia, drogie dziecko- powiedział udając formalny ton.

-I zachowujesz się, jakbyś miał pięć. - odparłam, starając się powstrzymać śmiech. - No dobrze, pomożemy sobie nawzajem sprzątnąć ten bałagan i zapomnimy o całej sprawie. Co ty na to?

Martin wzruszył ramionami, ale uśmiechnął się lekko. 

- Pewnie, lepiej to zrobić razem, zanim twoja mama wróci z zakupów.

Zaczęliśmy zbierać rozwinięty papier, a ja nie mogłam powstrzymać się od chichotu na widok naszej absurdalnej sytuacji. Martin, widząc moje rozbawienie, także zaczął się śmiać, co sprawiło, że sprzątanie stało się mniej uciążliwe.

Leżeliśmy już z godzinę na wielkim pufie w moim pokoju i wybieraliśmy film, który chcemy obejrzeć.

-Możemy już coś w końcu oglądać-powiedział cierpko, leżąc na moich kolanach bawiąc się poduszką w kształcie kromki chleba, którą dostałam od niego na jakieś trzynaste urodziny. - Zaraz zasnę i będziesz musiała tak leżeć do rana. 

Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami, wiedząc, że jego narzekanie jest tylko połową prawdy. Znałam go na tyle dobrze, by wiedzieć, że mimo wszystko cieszył się z naszego wspólnego leniwego wieczoru.

-Dobra, dobra - odparłam, sięgając po pilota. - To co, może jakaś komedia? Albo coś z akcją?

-Byleby nie horror - odpowiedział szybko. - Wiesz, że potem nie zasnę.

Zaśmiałam się, przypominając sobie, jak kiedyś po obejrzeniu strasznego filmu nie mógł spać przez kilka nocy z rzędu.

-No dobrze - zgodziłam się z uśmiechem. - To może ta nowa komedia romantyczna? Słyszałam, że jest całkiem zabawna.

-Może być - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Bylebyśmy już zaczęli, bo naprawdę zasnę.

Włączyłam film, a on wtulił się głębiej w moje kolana, przymykając oczy. Na ekranie zaczęły się przewijać pierwsze sceny, a ja poczułam, jak ogarnia nas błogi spokój. Zasnęliśmy.

Obudziłam się na dźwięk głosu mamy, która wołała na naszą dwójkę na obiad. Spojrzałam w dół na nieśpiącego już chłopaka.

-Witaj w krainie żywych, księżniczko-zaśmiał się.

-Nie nazywaj mnie tak- powiedziałam zirytowana. Zrzuciłam go z kolan i wstałam w tle słysząc mamrotanie leżącego na podłodze Martina. 

Zeszliśmy po schodach i przywitał nas zapach przyszykowanego przez mamę spaghetti.

-Mamma mia!-zawył Martin. A mój tata obrócił się na kanapie by posłać chłopakowi pełne dezaprobaty spojrzenie.

-To nie trening Foster-powiedział i wrócił do oglądania telewizji.

-Tak jest trenerze- zasalutował, lecz ojciec tylko machnął na niego ręką.

-Uwielbia mnie-szepnął do mnie Martin.

-Nie dopowiadaj sobie-sarknął mój ojciec. Po sekundzie ciszy cały parter budynku był wypełniony moim śmiechem. Przyjaciel się nie śmiał, a mordował mnie wzrokiem.

-Wiesz co, Martin, czasami zastanawiam się, jak to jest, że nadal jesteśmy przyjaciółmi - powiedziałam, próbując powstrzymać kolejną falę śmiechu.

-To dlatego, że jestem niezastąpiony - odpowiedział z szerokim uśmiechem, który zawsze potrafił mnie rozbroić.

-Tak, niezastąpiony w wywoływaniu kłopotów - odparłam, przewracając oczami.

-Właśnie za to mnie kochasz - mrugnął do mnie.

Mój tata, pomimo swojego surowego spojrzenia, miał na twarzy delikatny uśmiech. Wiedziałam, że w głębi duszy darzył Martina pewnym rodzajem sympatii, choć nigdy by się do tego nie przyznał.

-To dobrze, że mamy takiego Martina w rodzinie - powiedział tata, patrząc na nas z rozbawieniem.

-No nie wiem, czy bym to nazwała szczęściem - zaśmiałam się. - Ale na pewno nigdy nie jest nudno. Martin spojrzał na mnie z udawaną powagą.

 - Nudno? To słowo nie istnieje w moim słowniku!

-I za to cię kochamy, Martin - odpowiedziałam, poklepując go po ramieniu.

W tym momencie do pokoju weszła mama z tacą pełną domowych ciasteczek. - Znowu jakieś plany na wieczór? - zapytała, stawiając tacę na stole.

-Tak, asystentka trenera, musi iść spać- powiedział chłopak, szczerząc się do mnie złośliwie.

-Zawodnik drużyny także-wtrącił się prześmiewczo tata, a mina Martina zrzedła. Ale oboje mieli rację czekała mnie następnego dnia wczesna pobudka. Nie mogłam się już doczekać.

Po zjedzonej kolacji, postanowiłam odprowadzić przyjaciela do domu, uznałam, że świeże powietrze przed snem dobrze mi zrobi. Szliśmy chodnikiem i byliśmy tak sobą zajęci, że nie zauważyliśmy nawet zachodzącego Słońca. 

-Dzięki, asystentko-uśmiechnął się, gdy dotarliśmy na miejsce, a on właśnie skończył swoją wypowiedź o tym dlaczego nienawidzi papug, pomijając to, że miał alergię. Miałam już go pouczać by nie nazywał mnie w ten sposób, jednak Martin schylił się do rabatki babci i zerwał trzy śliczne tulipany.

-Masz, na szczęście- powiedział i wręczył mi kwiatki, a ja tylko zachichotałam.

-Nie wierzę, że naraziłeś się babci specjalnie dla mnie i mojego szczęścia.- zaśmiałam się.

W jego wesołych oczach, zdawało mi się, że dostrzegłam lekki smutek. Jednak mimo wszystko musiało mi się, przewidzieć, gdyż jak się pojawiło, tak znikło.

-Taka moja natura-zaśmiał się.

-Dziękuję-powiedziałam z uśmiechem, po czym dałam mu buziaka w policzek. Martina wmurowało. Co było dziwne, co jakiś czas dostawał takie gesty ode mnie , lecz tym razem mnie zaniepokoił. Stał w osłupieniu przez dobre pół minuty, aż znowu się odezwałam.

-To do zobaczenia na treningu-powiedziałam i pomachałam mu na odchodne.

W drodze powrotnej, założyłam słuchawki i słuchałam moich ulubionych artystów by umilić sobie czas powrotu do domu.

Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że coś między nami się zmieniło, a szczególnie po stronie Martina.

Between Ice and HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz