Kiedy weszłam do hali lodowej, zimno uderzyło mnie jak fala. To była ta specyficzna, chłodna świeżość, którą uwielbiałam, a jednocześnie sprawiała, że włosy na karku stawały mi dęba. Ten zapach zmrożonego powietrza, mieszający się z aromatem wywoskowanych kijów hokejowych i świeżo ostrzonych łyżew – to wszystko przypominało mi dzieciństwo. Właśnie tutaj spędzałam wiele godzin, czekając na tatę, aż skończy treningi. A teraz, po latach, wracałam jako trenerka.
No, przynajmniej tak brzmiała oficjalna wersja. W rzeczywistości byłam tu, żeby pomagać tacie, ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, zanim przejmę jego obowiązki. Nie był już najmłodszy, a drużyna potrzebowała kogoś, kto znałby ich potrzeby równie dobrze jak on, ale był w stanie bardziej zbliżyć się do ich pokolenia. Tata sam zaproponował mi tę pracę, a ja przyjęłam ją z mieszanką entuzjazmu i przerażenia.
Gdy tylko weszłam na lód, poczułam to dziwne połączenie ekscytacji i niepewności. Ubrana w czarną kurtkę z logo klubu i legginsy, które zapewniały mi swobodę ruchu, próbowałam wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. Byłam pewna, że tata o wszystkim pomyślał i przygotował chłopaków na moją obecność. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Weszłam do szatni, w której chłopcy przygotowywali się do treningu. Wszystkie rozmowy ucichły, gdy tylko przekroczyłam próg. Czułam na sobie spojrzenia – pełne ciekawości, a może nawet czegoś więcej. Zaczerwieniłam się lekko, ale szybko przywołałam na twarz uśmiech.
– Cześć wszystkim – zaczęłam, starając się brzmieć pewnie. – Jestem Isabella, lecz mówcie mi Is. Pewnie tata już wam powiedział, że od dziś będę waszym nowym trenerem... to znaczy, trenerką, tak naprawdę na próbę – poprawiłam się, zauważając kilka rozbawionych uśmiechów.
Przedstawili się po kolei – Jacob, Patrick, Anton, Chris, Austin, Lucas, Damian. Każdy z nich był inny, ale jednocześnie wszyscy mieli ten sam błysk w oczach, charakterystyczny dla młodych sportowców pełnych ambicji i marzeń. Każdy z nich wyglądał jak wycięty z katalogu, ale próbowałam o tym nie myśleć. Wiedziałam, że muszę skupić się na pracy, nie na ich wyglądzie.
Byłam szczęśliwa, że tata dał mi mniejszą grupę i nie musiałam się zmagać z całą drużyną. Jednak ku mojemu rozczarowaniu w składzie nie było Martina.
– Tata prosił, żebym dzisiaj przeprowadziła trening. Ma jakieś sprawy do załatwienia – powiedziałam, starając się zachować neutralny ton. Oczywiście nie wspomniałam, że „sprawy" oznaczają wyciąganie mamy z tarapatów, które spowodował jej nowy pies, chihuahua o imieniu „Macho". Tata był teraz u weterynarza, próbując wyjaśnić, dlaczego ten malutki psiak myśli, że jest wilkiem.
Chłopcy kiwnęli głowami, ale wyczułam, że są nieco zdziwieni. Nie obchodziło mnie to zbytnio – przynajmniej nie powinnam. Jednak ich spojrzenia sprawiały, że czułam się... cóż, trochę nieswojo. Było w tym coś więcej niż tylko zainteresowanie nową trenerką.
– To co, zaczynamy? – zapytałam, a chłopcy zgodnie ruszyli w stronę lodowiska.
Przeszliśmy na lód, a ja obserwowałam, jak rozgrzewają się w tradycyjny sposób. Mimo że starałam się skupić na ich technice, ciężko było nie zauważyć, jak dobrze wyglądali w tych obcisłych spodenkach i ochraniaczach, które podkreślały ich sylwetki. Wiedziałam, że muszę zachować profesjonalizm, ale hej, nie byłam z kamienia.
– Is, co myślisz o moim slapie? – zawołał Lucas, jeden z napastników, a jego spojrzenie było bardziej prowokacyjne, niż powinno być.
Przygryzłam wargę, starając się ukryć uśmiech.
– Pokaż mi jeszcze raz – odpowiedziałam, podchodząc bliżej. Chłopak zamachnął się i posłał krążek prosto do siatki. Idealne uderzenie, technicznie bezbłędne.

CZYTASZ
Between Ice and Heart
Lãng mạnOd małego miała styczność z lodem, jej ojciec w końcu był zawodowym trenerem drużyny hokeja. Jej tradycją było wspieranie ojca i obserwowanie treningów. Z czasem co nieco pomagała w porządkach, a właśnie teraz ojciec zaproponował jej, mało płatne st...