Deszcz za to nie miał zamiaru odpuścić, tylko jeszcze bardziej się pod tym względem wzmagał. Nim się zorientowała, w końcu dotarła do przystanku autobusowego i jedynie pozostało jej poczekać na kolejny autobus.
Na co wcale nie była zadowolona, ale innego wyboru pod tym względem, jednak nie miała. Gdyby się tak rano nie guzdrała, zapewne zdarzyłaby na ten wcześniejszy autobus.
— Oby zjawił się, jak najszybciej, bo inaczej… — nie dokończyła tym razem swojej wypowiedzi Rie, z powodu tego, że właśnie jak na zamówienie, autobus się zjawił, w ostatniej chwili udało Rie się odskoczyć, przed byciem ochlapaną przez, podjeżdżający autobus.
— Ugh… — wyrwało się z ust Rie, która po raz drugi ominęło bycie ochlapaną, od samego wyjścia z domu.
A jak wiadomo, jeszcze nie dotarła do tej durnej szkoły, a była zaledwie w połowie drogi do niej. W końcu autobus się zatrzymał i drzwi powoli się otworzyły, z których zaczęli wychodzić ludzie.
Rie chwilę poczekała, aż opuszczą go ci, którzy na tym przystanku mieli wysiąść. Dopiero wtedy mogła na spokojnie skierować się do wejścia, aby do niego wsiąść.
Po drodze zamykając niechętnie parasolkę, bo z otwartą nie było kawy, aby mogła wsiąść do środka. Z każdą chwilą coraz dziwniej się czuła i to dziwne uczucie, nie chciało ją opuścić.
Licznik dalej odliczał czas, kiedy ona sprawdzała do kiedy miała bilet miejski. Niedługo po tym, jakby za pomocą magicznej różdżki, znalazła sobie wolne miejsce.
Wtedy jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, że to była jej ostatnia przejażdżka autobusem w tym świecie. O czym dopiero miała się dowiedzieć, ale na razie nie miała o tym zupełnie pojęcia.
— Na chwilę będę miała trochę od tego deszczu spokój… — pomyślała po chwili Rie, podczas tego, jak wyciągała telefon z wewnętrznej części torby.
Kiedy go wyciągnęła, zobaczyła, że ma jedno połączenie nieodebrane. A tym połączeniem było połączenie od jej najlepszej przyjaciółki, która jak widać, musiała się o nią martwić.
Stąd, aby nie tracić więcej czasu, szybko wybrała numer telefonu swojej przyjaciółki i czekała, aż ona odbierze. Chociaż zdawała sobie sprawę z tego, że mogła wcale tego połączenia nie odebrać.
— No dalej… Odbierz! — mruknęła pod nosem Rie, czekając, aż jej przyjaciółka w końcu odbierze telefon.
Międzyczasie spoglądała w kierunku okna i tego, co za nim się znajdowało. Przez chwilę miała wrażenie, że coś było nie tak, aby kiedy zamrugała, wszystko wróciło do normy.
Powoli zaczynała tracić zmysły, co według niej, źle wróżyło, bo zaczynała widzieć rzeczy, które jedynie istniały w mangach i anime.
Nim jednak zdążyła wypowiedzieć pod nosem swoją opinię na ten temat, usłyszała, że połączenie zostało odebrane. Mając cichą nadzieję, że to było tylko złudzenie optyczne.
— No wreszcie! A już myślałam, że zapomniałaś zabrać z domu telefon! — po chwili usłyszała głos swojej najlepszej przyjaciółki o imieniu i nazwisku Uno Arikado, która była nieco poirytowana.
Rie tylko westchnęła ciężko, na dźwięk wypowiedzianych przez nią słów, zarazem próbując za wszelką cenę, nie wyrzucić tego z siebie, co ją od rana dręczyło.
A to dlatego, że nawet sama Uno Arikado, nie byłaby w stanie jej pomóc w tym, co teraz doświadczała. Jeszcze by stwierdziła, żeby zmierzyła sobie temperaturę, bo zaczęła bredzić o niestworzonych rzeczach, które nie miały w realu prawa bytu.
Nie zważając na to, że rodzina Uno zajmowała się sprawami paranormalnymi. Tak, jakby zupełnie zapomniała o tym Rie, co było do niej dość niepodobne.
— Co mi tu wzdychasz? Kiedy wreszcie raczysz się zjawić? — kontynuowała swoje słowa Uno, tuż po tym, jak usłyszała od Rie jedynie westchnięcie, a Rie jedynie przewróciła teatralnie oczami na słowa przyjaciółki, zarazem poprawiając się na swoim miejscu.

CZYTASZ
𝕯ark 𝕿amer . 01 . ᴘʟ
FantasyGdzie pewnego ranka Rie Satō zdaje sobie sprawę z tego, że nie znajduje się w świecie, który do tej pory tak dobrze znała. Zamiast tego, znajduje się w świecie, który mocno przypomina grę, z poziomami, statusem, umiejętnościami i zawodami. A świat p...