Przed oczami lekko mi się zamgliło. Skąd on kurwa znał moje imię i skąd ja miałam do jasnej cholery znać tego chłopaka! Siedziałam teraz przed nim na dachu czekając na wytłumaczenia. Czy ja coś ominęłam w swoim życiu?
- No dobra, a teraz słuchaj. Skoro mnie nie pamiętasz to cię oświecę głuptasie.
- Możesz sobie oszczędzić te cholernie żenujące przezwiska? Przejdź do rzeczy.
- No tooo znamy się tak jakby od dzieciaka, wiesz już od przedszkola zaznaczałaś swoje miejsce. Byłaś dla mnie niemiła ale ja cię za to lubiłem. Nasi rodzice często mieli kolacje i-
- Dobra, Wes kojarzę cię, a teraz skończ pierdolić o rodzicach! Moich tu już nie ma, tak? Ale przechodząc, pamiętam cię. To na twoich oczach oderwałam głowę lalce żeby cię zniechęcić ale byłeś nadal się do mnie lepiłeś. No proszę...co za ironia losu, że tu się pojawiłeś.
- Błagam! Czekałem na okazję, aby z tobą pogadać!
Po tych słowach zastała cisza i dopiero wtedy przed oczami pojawił mi się obraz młodszego blondyna z piegami. Nie wierzę, że go znowu widzę. Nie odzywał się już więcej i nie powstrzymywał mnie przed tym jak wstałam do wyjścia, rzucił jedynie przelotne "do później" na co machnęłam ręką i zeszłam pod klasę. Powinnam zacząć kontrolować ponownie swoje emocje. Co ja w ogóle odjebałam? To było dość infantylne. Ughhh. Musiałam to spierdolić. Czułam się dziwnie jednocześnie przypominając sobie co się stało na dachu. Już więcej nie zobaczę tych pierdolonych woreczków. Obiecuję samej sobie. Kiedy zeszłam ze schodów ujrzałam postać Tess i Marie. Co się teraz stanie? Czy na zawsze zostanę zapamiętana jako "ćpunka" i to będzie koniec mojego życia towarzyskiego w tej szkole? Za dużo rozmyślałam prawda? A może zacząć nastawiać się na dobre zakończenie?
- Hej, Lily masz chwilkę? - Tess podeszła bliżej.
Kiwnęłam głową zgadzając się i stanęłam wryta patrząc się w dziewczyny.
- Przepraszamy cię za tą akcję wczoraj, ugh miałaś prawo wybuchnąć - kontynuowała Tess
- Taaa i szczerze miej wywalone w Claudie, jest najgorszym typem człowieka jaki istnieje.
Uśmiechnęłam się. Potem poszłyśmy do reszty grupy i zaczęła się lekcja. Nie będzie tak źle.
Reszta dwóch tygodni minęła przyjemnie i zaskakująco szybko. No...oprócz tego, że denerwowało mnie parę osób. Zwłaszcza Wes. Byliśmy dosłownie w tej samej klasie i często próbował nawiązywać ze mną rozmowę. Mimo wszystko było blisko Halloween i byłam okropnie podekscytowana. Ozdobione domy na ulicach, dzieciaki chodzące od domu do domu i bal halloweenowy w szkole. Brzmiało ekscytująco! Uwielbiałam październik i nikt nie mógł zmienić mojego zdania. Dzisiaj nie zapowiadało się na deszcz, było chłodno ale słońce próbowało się przedzierać przez mnóstwo chmur. A teraz spoglądałam na świat zza okna w klasie na drugiej lekcji. Idealny dzień na jazdę deskorolką. Dlatego dzisiaj nią przyjechałam. Ja już chcę stąd wyjść i się przejechać. I oczywiście pójść z Rain'em na spacer. Ten piesek był pełen energii jednak nie sprawiał mi kłopotów. Po tej lekcji udałam się do biblioteki z słuchawkami zawieszonymi na szyi jednak na drodze stanął mi Wes. Był miły ale natarczywy. Po prostu było go za dużo.
- Lay Lay co zamierzasz teraz robić?
- Weasley sprawdź może czy ktoś inny nie jest zainteresowany rozmową z tobą.
Nie chciałam wyjść na tą zła ale chyba wyszłam. No ale sam się błagał o jakiś komentarz. Po chwili było widać zrezygnowanie na jego twarzy, a potem uniósł ręce jak w geście obronnym i powiedział
- Spokojnie, Lay Lay. Podejdę później, a ty...zrób to co tam miałaś w planach.
Na mojej twarzy wymalował się wyraz ulgi i chyba było to aż za bardzo widoczne gdy po chwili zwiałam z korytarza najszybciej jak mogłam. Lubiłam Wes'a i dostałam lekkich wyrzutów jak go opuściłam. Ale nie chciałam żeby się narzucał. I ta ksywka Lay Lay. Ile razy już mu groziłam za tą ksywkę jednak ten nie odpuszczał, co w sumie doceniałam. Jednak teraz czas się wyciszyć. Weszłam do biblioteki witając się z bibliotekarką, która pozwalała mi tu przesiadywać z słuchawkami, byle by nie było słychać muzyki której puszczam. Więc zawsze dotrzymuje słowa i mam słuchawki, które chwilę po tym znalazły się na moich uszach. Usiadłam w kąciku, któremu przypisałam tytuł "mój". Nigdy nikt go nie zajmował. Znajdował się przy oknie w formie dwóch foteli i stoliczka. Cieszyłam się z tego miejsca. Ze Spotify puściłam playlistę, w której skład wchodzi: N.W.A, Snoop Dogg, Eazy-E, 2pac i inni tym podobni wykonawcy. Tym razem moje uszy ukoiło "Open fire" od Tupac'a. Zatopiłam się w muzyce nie przejmując się niczym wokół prócz tekstem. Jednak po krótkim zamknięciu oczu poczułam czyjąś obecność. Kto zawitał w moim kąciku? Gdy obejrzałam się wokół nic nie ujrzałam, a potem ktoś zdjął moje słuchawki i wydał dźwięk "Buuu". Odwracając się ujrzałam Damiena. Jeszcze tego brakowało! Lekko zajęknęłam, aby ukazać swoją niechęć do niego.
- Hawks zrobiłaś swoją pracę domową?
Moje oczy się rozszerzyły, a ja całkowicie zdjęłam słuchawki odkładając na stoliczek. Kurwa. Praca domowa z angielskiego to jedyne o czym najbardziej chciałam pamiętać. Wpatrywałam się w Damiena jak w ducha.
- Twoje milczenie potwierdza moje myśli. Oczywiste, że nie zrobiłaś.
- Wyleciało mi to z głowy...haha. - Potarłam swoją głowę śmiejąc się ironicznie - No to skoro...siedzimy razem to jestem myśli, że mi pomożesz, co, Royce?
- Myślisz, że mogłabyś coś dla mnie zrobić w zamian?
- A w życiu..Nie ma takiej mowy.
- To pożegnaj się z dobrą oceną i przygotuj na jedyneczkę mądralo.
Uderzyłam Damiena lekko w ramię. Nie mieliśmy w zasadzie żadnej relacji. Zwykli znajomi z ławki, chociaż na każdym kroku mnie irytował czasami ale tylko czasami był spoko. Nadal mimo wszystkiego pamiętam, to co było kiedyś.
- Dobra...no. Przysługa za przysługę.
- Świetnie. Masz tu mój zeszyt, a ja idę. Pogadamy później. - Rzucił zeszyt na stoliczek i ruszył w stronę wyjścia do biblioteki.
Co za dziwny człowiek. Ale nie miałam czasu, więc ruszyłam do przepisywania, aczkolwiek nie było to kopiuj i wklej. Inspirowałam się jego notatką. Albo sobie tak to usprawiedliwiam.Minął angielski, na którym grzecznie uszło mi sprawdzanie zadania. Jedyne co zawdzięczałam temu gościowi, to to, że uratował mi tyłek. Po angielskim czekała nas lekcja z wychowawczynią. Coś czego większość osób nie mogło się doczekać. A dlaczego? Krążą wieści, że będziemy mieć wycieczkę ale szczegółów nikt nie zna. Może to tylko zwykłe plotki. Kiedy już nadszedł czas następnej lekcji usiadłam na końcu klasy za swoimi koleżankami, uważnie nasłuchując informacji przekazywanych od wychowawczyni. Nie minęło zaś dużo czasu kiedy ujawniła nam to, co ważne czyli wycieczka. Szczegóły były następujące: tygodniowa wycieczka nad morze, spanie w drewnianych domkach. To miało swój klimat, spodziewam się wieczorowych ognisk, dużo pianek i historyjek wyssanych z palca, aby nastraszyć innych. Nie mogłam się doczekać. Tylko dlaczego morze, a nie góry? Wycieczka miała odbyć się w listopadzie. Kiedy tylko wychowawczyni ujawniła wszystkie szczegóły odwróciły się do mnie Tess i Kiera, a Jane i Marie usiadły koło mnie. Zaczęłyśmy omawiać każdy szczegół, chociaż dziewczyny wydały się być pod tym kątem bardziej zorganizowane. Nie mogłam się doczekać. Po tej lekcji podbiegł do mnie Wes entuzjastycznie. Moje najgorsze wybuchy nie potrafiły go zniechęcić, więc spłoszenie go- mogę sobie odpuścić. Teraz był przejęty wycieczką i wielce się cieszył, że będziemy mieć taki czas do zintegrowania. Gęba mu się nie zamykała, a kiedy już tak szliśmy po drodze natknęliśmy się na mojego (nie) ulubionego kolegę, czyli oczywiście Damiena. Znów szedł z jednym z kolegów ale wbił wzrok we mnie i Wesa na korytarzu.
- Damiena wzrok jest przerażający, masakra ile wzbudza dziwnego chłodu. A ty co sądzisz Lay Lay? - popatrzył na chwilę na mnie, a potem przerzucił wzrok na Damiena. Toczyłam z nim walkę na wzrok kiedy znów się odezwał - Laay Laay??
Ocknęłam się po chwili kiedy ten gość zniknął z mojego pola widzenia. Muszę coś z tym zrobić inaczej znów mnie zmiecie i będę bezradna. Poszłam z Wesem na dach. Niestety zanim zdążyłam się obejrzeć, zaczął wyciągać coś z plecaka. Nie byle co. Czerwone Winstony. Brakowało mi tylko jeszcze upicia się do wypełnienia listy rzeczy, których miałam nie robić. Chociaż tak naprawdę alkohol mnie brzydził i nigdy go nie wypiłam skojarzyło mi się to z przysięgą, czego robić nie powinnam. No a potem...jednego papierosa trzymałam już w buzi, a Wes mi go zapalił swoją zapalniczką z czachą. Dziwny detal, jednak go zapamiętam. I tak właśnie stałam w objęciach chłodu, nie sama lecz z kolegą "od zbrodni" na dachu upajając się tym nieprzyjemnym dymem ponownie.Po skończonych lekcjach rozpadało się, a ja nie spiesząc się spakowałam swoje rzeczy. Musiałam uzgodnić jeszcze kilka spraw dotyczących mojej nauki z panią od historii, która chyba niespecjalnie mnie lubiła. Kiedy już wyszłam do szafki, korytarz był nieco bardziej pusty niż tego można było się spodziewać. Zdezorientowało mnie to lekko lecz nie przeszkodziło w przebraniu swoich rzeczy, zabrałam przy okazji kilka książek i zeszytów i zbliżyłam się do wyjścia kierując się na przystanek gdzie zazwyczaj czekali ludzie. Jednak teraz...jest tam pusto! O mój boże czy autobus tak szybko przyjechał czy w ogóle go nie było? Jak najszybciej sprawdziłam rozkład autobusowy i okazało się, że ten, którym miałam jechać już odjechał. Niezłe żarty. Usiadłam więc na przystanku i rozmyślałam o następujących dalszych krokach. Tyle że padało, a ja zostałam bez żadnego parasola ani transportu. Wszyscy, których znałam zdawało mi się, że poszli lub pojechali. Chciało mi się płakać ale tego nie zrobiłam. Sprawdziłam następne autobusy jednak musiałabym siedzieć tu dwie godziny na następny, więc po prostu ruszyłam z miejsca. Zakryłam się bluzą z kapturem, a nad głową niosłam plecak nie spiesząc się. A kiedy już tak szłam usłyszałam auto jadące za mną, a spod jego kół poleciały krople wody osadzające się na moich ubraniach. Nie wiem co miałam ochotę teraz zrobić. Wsiąść do samochodu i zadźgać kierowcę czy usiąść na mokrym chodniku i się rozpłakać. Na moje zasrane nieszczęście jak w jakimś filmie auto zatrzymało się a drzwi otworzyły się. A raczej ktoś je otworzył. Chciałabym na serio to rozchodzić. Mojej twarzy ukazał się Damien.
- Będziesz moknąć, mimo, że jesteś już wystarczająco zmoknięta czy wsiądziesz, skoro proponuje? - wykrzyknął wysiadając z auta - Proszę nie wypominaj mi na razie o tym co się stało kiedyś, wsiądź albo będziesz chora.
Na jego słowa nie odpowiedziałam nic. Pozwoliłam sobie wsiąść do jego, powtarzam jego auta. Czyli jednak skojarzył fakty. Brawo Sherlocku. Miałam ochotę tu zostać w deszczu ale przemilczałam. Posadziłam swoją mokrą dupę na siedzeniu auta i wryłam wzrok w szybę nawet nie chcąc z nim gadać. A on nie próbował nawiązywać rozmowy ze mną. Niechętnie podałam adres jego szoferowi, a potem dotarłam do domu. Przy wyjściu podziękowałam, a Damien oczywiście szedł w zaparte. Upomniał mnie o obecność parasolki i o tym abym pomyślała o własnym zdrowiu. To było tak denerwujące, jednak to kolejna przysługa (z dwóch), którą mu zawdzięczam, mimo, że niechętnie to przyznaje. Ale teraz będzie mnie męczyła jedna myśl, a z nią związane mnóstwo innych. Pamięta jednak co się wydarzyło kiedyś. Muszę coś wymyślić.
CZYTASZ
Przewodniczący
Novela JuvenilPo tym jak Lilyana Hawks ułożyła sobie życie po gorszym okresie w życiu i licznych zdarzeniach z przeszłości napotyka na swojej drodze ponownie jego. Przewodniczącego. Tego samego, przez którego wiele przeszła i zdążyła już go wyrzucić gdzieś w zapo...