9. UPOKORZENIE

126 12 2
                                    

MADEA

Spojrzałam na kalendarz zawieszony na ścianie obok lodówki. Osiemnasty marca. Minęły cztery dni od ostatniej wypłaty, a mi już pozostała połowa pieniędzy, która musi wystarczyć jeszcze na czternaście dni.

Przez różne nieplanowane wydatki, ciężko było mi wytrzymać do kolejnej wypłaty. Pieniądze uciekały jak piasek przez palce. Próbowałam na różne sposoby wydawać i oszczędzać. Bezskutecznie. Zarabiałam tak mało, że kasa po prostu się kończyła. Nie wspominając już o tym, że w ciągu całego miesiąca nie mogłam sobie pozwolić na wszystko. Najważniejszym wydatkiem, który musiałam opłacić, był czynsz za mieszkanie, żebym znów nie wylądowała na ulicy. Później rachunki, jedzenie i ubrania. A ponieważ byłam właściwie na minusie, bo w tym cholernym mieszkaniu co chwilę coś się psuje, z jednej rzeczy zawsze musiałam rezygnować. W tym miesiącu było to opłacenie rachunków, tak więc nie miałam prądu. Z początku było to uciążliwe, później przyzwyczaiłam się do życia w ciemności i własnym mroku.

Umiałam też kraść. Byłam w tym naprawdę dobra, jak kiedyś powiedział mi to Kallias po jednej z jego nielegalnych akcji. Gdy było naprawdę źle, na przykład żołądek skręcał mi się z głodu tak bardzo, że nie potrafiłam się wyprostować lub niemalże traciłam przytomność – kradłam. Ale robiłam to tylko w najgorszych sytuacjach, bo wiedziałam, że to bardzo ciężki grzech. Chęci przetrwania i przeżycia były jednak silniejsze.

Założyłam kurtkę, wzięłam klucze i wyszłam z kamienicy. Dzisiejszego dnia nie miałam nic ciekawego do roboty, a siedzenie w mieszkaniu prawie mnie zabijało i wpędzało w rozpacz, więc postanowiłam powłóczyć się po mieście. To było moje jedyne zajęcie.

W sierocińcu miałam dużo obowiązków i od wschodu do zachodu słońca cały mój dzień był zapełniony. Teraz wręcz mi się nudziło. Praca w kinie zajmowała jedynie dwanaście godzin w nocy, rano szłam spać, ale budziłam się późnym popołudniem. Musiałam się czymś zająć, aby nie zwariować, ale nie było czym. Wciąż też szukałam drugiej pracy, ale obawiałam się, że bez znajomości jej nie znajdę, bo wszyscy byli do mnie uprzedzeni. Nie wiem tylko, dlaczego, bo przecież mnie nie znali. To, że jestem sierotą i mam paskudną bliznę na policzku o niczym nie świadczy. Nie definiuje mnie. A jednak każdy wyganiał mnie z progu swoich drzwi jak bezpańskiego psa.

Skrzywiłam się na te myśli. Nienawidziłam, kiedy schodziły w kierunku użalania się nad sobą i debatowania na temat tego, dlaczego mam tak złe życie. Chciałam przeć na przód i się nie poddawać. A czasami wracałam do przeszłości lub zatrzymywałam się w bolesnej teraźniejszości. Minęły dwa lata, a ja wciąż jestem w tym samym paskudnym, miejscu.

Spojrzałam na wieżę kościelną, majaczącą w oddali. Wskazywała godzinę piątą dwadzieścia wieczorem. Słońce powoli zachodziło za horyzontem, jakby i ono nie chciało patrzeć na te ponure miasto zasnute gęstą mgłą. Ani na ludzi.

Zdołałam już zrozumieć, co Kallias miał na myśli, mówiąc kiedyś, że rzeczywistość jest dużo gorsza. Że prawdziwe piekło dopiero na mnie czeka. Zobaczyłam to w ciemnych zaułkach ulic.

Bezdomność.

Uzależnienie.

Głód.

Śmierć.

Mężczyźni i kobiety ubrani w naprawdę stare, poniszczone ubrania, choć bardziej pasowałoby określenie: szmaty. Wychudzeni do tego stopnia, że szara, papierowa skóra opinała kości. Śpiący na kartonach i kocach, które zdołali wyrwać sobie z rąk. Tuląc do siebie butelkę piwa, jakby to było ich najcenniejsze złoto. Leżący na ziemi, z igłą wbitą w ramię. Nikt właściwie nie wiedział, czy dana osoba jeszcze żyła. Omijano ją bez żadnego zainteresowania.

SECRETS AND LIES | 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz