Silver Lake Camp - Lipiec 2010.

13 3 0
                                    


Savannah


Jedenaście długich miesięcy oczekiwania.
Czterdzieści cztery tygodnie poza moim rajem na ziemi.
Niezliczone dni duszącego powietrza w odcieniach szarości.

Chociaż tym razem nie wszystkie wydawały się tak smutno bezbarwne jak zazwyczaj.

Po zeszłorocznym powrocie z obozu do domu, od razu napisałam list do Christiana. Pomięłam cały stos kartek, zanim zdecydowałam się na finalną wersję, którą spakowałam do koperty.

Nie chciałam wyjść na jakąś usychającą z tęsknoty desperatkę, lecz bardziej na wyluzowaną, zabawną i trochę złośliwą Savannah, z którą jak mi się wydawało lubił spędzać czas.
Na odpowiedź nie musiałam długo czekać.
Odpisał. Tak jak obiecał.

Nie jestem w stanie nawet określić mojego stanu, gdy z galopującym sercem starałam się opanować drżące ręce, które trzymały zapisaną jego słowami kartkę.
Nie byłam też w stanie policzyć ile razy czytałam jego wiadomość. Sam fakt tego, że trzymałam dowód słów, które wyszły prosto spod jego ręki powodował przyjemne uczucie ciepła i dodawał kolorów nawet najbardziej paskudnej szarości.

I tak właśnie zaczęliśmy regularnie wysyłać sobie listy. Było w tym coś magicznego i nawet w jakimś stopniu intymnego. Bo było takie tylko nasze.

W styczniu odważyłam się do jednego z nich dołączyć mały prezent, którym chciałam obdarować go z okazji jego czternatych urodzin. Zdecydowałam się na czarny rzemyk z drewnianą zawieszką w kształcie delikatniej wisienki.
Biłam się z myślami, czy to aby nie przesada i nie przekroczenie pewnej granicy.
Ale z drugiej strony sam powtarzał, że wiśnie to najlepszy owoc jaki istnieje i cokolwiek o smaku wiśni nie może być niedobre.

Jego odpowiedź wymazała wszystkie moje wątpliwości. Podziękował za przesłany upominek a także zapewnił, że nie ściąga go z nadgarstka.

Po dwóch miesiącach, zdecydował się na rewanż. Bo tym razem to ja znalazłam dołączone małe pudełeczko w jednej z kopert, które przyszło do mnie pod koniec marca, czyli z kolei na czas moich czternastych urodzin.
Gdy w końcu opanowałam szalejące serce, sięgnęłam po wieczko w celu otworzenia pudełeczka i poczułam coś co mogłabym porównać to stada motyli, trzepoczących w samym środku mojego ciała.

Przed moimi oczami ukazał się srebrny medalik z okrągłą i płaską zawieszką, która miała paski przypominające pręgi wymalowane na piłce do koszykówki.
Na tyle zawieszki dostrzegłam mały napis:

"Znowu ja wisienko. C"

Mimo, że moją dyscypliną była siatkówka to doskonale wiedziałam do czego ona nawiązywała.
Bo przecież to właśnie dzięki tej diabelskiej piłce się poznaliśmy.
Zaśmiałam się na głos.
Poczułam się jak typowa nastolatka, która szczerzy się sama do siebie, siedzi po turecku na swoim łóżku i przepada w swoim świecie.
Od razu założyłam jego podarunek na szyje i mocno przycisnęłam dłonią do klatki piersiowej.
I nagle przestało mi być zimno.

Dalej biłam się z myślami, kiedy rozmyślałam o mojej znajomości z tym chłopakiem. Czy kumple piszą do siebie listy i wymieniają się taki prezentami? Czy wspólnie odliczają dni do początku wakacji, twierdząc jak bardzo nie mogą się doczekać ponownego spotkania?
Skąd mogłam to wiedzieć? Skoro nigdy żadnego wcześniej nie miałam.

Kierując się właśnie do domku przypisanego mi na to lato, zastanawiałam się jaka będzie moja reakcja kiedy znowu go zobaczę po tych długich jedenastu miesiącach. Czułam stres, ekscytację, radość ale też lekki strach. Nie chciałam przegiąć i go sobą odstraszyć.
Musiałam zachować spokój i zdrowy balans.

The Curse of Your Eyes // +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz